czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 12



Cały dzień chodziła podenerwowana i zirytowana. Obudziła się wcześniej niż planowała przez co, co chwila jej powieki opadały w dół.
Byłoby lepiej gdyby nie musiała siedzieć na kanapie i oglądać durne telenowele nudząc się.
Gdy się obudziła Louisa nie było obok niej, a jedynym dowodem na to, że w ogóle z nią zasypiał to kartka leżąca na szafce nocnej:
Nie martw się bede punktualnie na randke. Śniadanie w lodowce. Lou xxx
Z masą błędów ortograficznych, jak i interpunkcyjnych.
Tak więc Veronica czekała niecierpliwie na odpowiednią godzinę dokańczając kanapkę z serem i pomidorem.
-Halo?- Odebrała swoją komórkę nie patrząc na wyświetlacz.
-Ronnie, kochanie.
-Cześć Mamo!- Krzyknęła uradowana.
-Jak córeczko na tej gorącej wyspie?!- Jej głos był tak szczęśliwy i beztroski.
-Jestem tu dopiero drugi dzień.- Przypomniała.
-Tak, tak wiem. A jak z chłopakami? Przystojni?- W głowie Blaise powstał idealny zarys twarzy Tomlinsona. Jego roztrzepane, karmelowe włosy, duże niebieskozielone oczy, malinowe usta i zaczerwienione policzki.
-Bardzo przystojni...- Młodsza usłyszała jakieś szmery.
-Kochanie przepraszam, ale Thomas przyjechał z pracy i muszę...
-Tak, tak rozumiem.- Uśmiechnęła się.- Pozdrów go. Pa.
-Pa, Ronnie.
Rozłączyła się i rzuciła telefon na miejsce obok siebie.
Osiągnęła szczyt nic nie robienia kładąc się na kanapie z głową zwisającą w dół.
Zastanawiała się co Louis może wymyślić i czy nie ucierpi na tym jej zdrowie.
Kiedy godzina ich spotkania zaczęła się zbliżać Ronnie poszła do sypialni i wybrała odpowiednie ciuchy. Nie wiedziała czego może się spodziewać więc założyłam na siebie praktyczny strój. Włosy zostawiła rozpuszczone, ale w razie czego na nadgarstek wsunęła gumkę.
W tym samym czasie usłyszała jak drzwi się otwierają.
-Jestem!- Krzyknął i po chwili pojawił się w sypialni dziewczyny.- Gotowa?
-Tak.- Uśmiechnęła się i podążyła za nim.

-Daleko jeszcze?- Jęknęła kiedy po dziesięciominutowej drodze przez las oni nadal nie dotarli na miejsce.
-Cierpliwości.
Mruknęła coś pod nosem, ociężale poruszając się do przodu.
-Możesz mi chociaż powiedzieć gdzie idziemy?
-Nie. To niespodzianka... I jesteśmy.- Veronica spojrzała na niego jak na idiotę, kiedy ustali przed wielkim krzakiem.- Zamknij oczy.
-Lou...
-Zamknij oczy.- Nakazał nieustępliwie. Ciemnowłosa przymknęła powieki i zdała się na Tomlinsona. Czuła jak jego dłonie zaciskają się na jej ramionach i prowadzą ją przed siebie. Kilka gałązek otarło się o nią i o chłopaka, ale nie zaprzestali wędrówki.
-Wiem, że wczoraj byliśmy w podobnym miejscu i że to niezbyt oryginalne miejsce, ale... Zresztą sama zobacz.
Otworzyła oczy i pierwsze co rzuciło jej się w zasięg wzroku to wybrzeże oceanu, nad którego horyzontem słońce schodziło ku dołowi. Sami stali na małym trawniku, wkoło którego był biały piasek. Po prawej stronie leżał duży koc, a na nim piknikowy kosz i gitara.
Uśmiech pojawił się na jej twarzy kiedy wszystko poskładała w całość.
-Okej, to może najpierw gdzie chcesz ją zabrać?- Zapytała, chociaż na usta cisnęło jej się zupełnie inne zdanie.
-Myślałem, że może ty coś zaproponujesz.
-Dziewczyny lubią ciche miejsca, bardziej intymne. Jako, że to wasza pierwsza randka zaproś ją na piknik gdzieś na plaże gdzie będziecie podziwiać zachód słońca i szeptać sobie czułe słówka.- Rozmarzyła się.
-Ty byś tak chciała?
-Tak. Ale ona to nie ja więc może lepiej zaproś ją do kina na jakąś komedie romantyczną.
-Tu jest cudownie, Lou.- Szepnęła.- Pamiętałeś?
-Oczywiście, że tak. Takich rzeczy nie da się zapomnieć. Usiądziemy?- Blaise pokiwała tylko głową i usiadła razem z bratem na miękkim kocu. Chłopak wyjął z koszyka dwa talerzyki z ciastami i jeden wręczył dziewczynie.
-Jak znalazłeś to miejsce?- Zapytała.
-Gdy już wiedziałem gdzie Cię zabiorę musiałem znaleźć odpowiednie miejsce. Wyszedłem rano i po prostu spacerowałem brzegiem plaży i bum, znalazłem się tu.- Uśmiechnął się pokazując swoje białe ząbki.
Ronnie wzięła kęs czekoladowego piernika i jęknęła z aprobatą.
-To jest pyszne. Piekłeś?- Droczyła się.
-Oczywiście.- Mrugnął do niej.
Patrzyli chwilę na siebie nic nie mówiąc. Próbowali zapamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół swoich twarzy.
-Dzwonił do mnie James.- Przerwał milczenie.- Jutro o 10 jemy wspólnie śniadanie.
Veronica pokiwała tylko w zamyśleniu głową.
Po zjedzonym deserze, kiedy zaczęło się bardziej ściemniać, a słońce było już w połowie poniżej horyzontu oboje położyli się wypatrując na niebie pierwszej gwiazdy.
-Lou?
-Tak?
-Pamiętasz jaki kiedyś powiedziałeś mi, że nie nadajesz się do żadnej pracy?
W głowie chłopaka zaczęły przelatywać wspomnienia.
-A ty pracujesz?- W odpowiedzi usłyszała tylko głośny śmiech.- Powiedziałam coś śmiesznego?
-Tak. Ja i praca? Jakoś tego nie widzę. Z każdej wywalali mnie po tygodniu, najdłużej dwóch.
-To wyjaśnia dlaczego masz 23lata i mieszkasz z mamusią.- Zakpiła, a Louis wlepił w nią swój jak mu się wydawało najgroźniejszy wzrok.
-No… tak.
-A teraz tak nagle masz staż w tej firmie?- Minęło kilka minut zanim otrzymała odpowiedź.
-Czas dorosnąć, nie można wiecznie być Piotrusiem Panem.
-Wiem, że kłamiesz, ale na razie Ci odpuszczę.
-Jakaś ty łaskawa.- Zaśmiał się.-Patrz widać już mały wóz.- Krzyknął i wskazał na jakiś punkt na niebie.
-Nic nie widzę.- Jęknęła Blaise i ułożyła usta w podkówkę.
-No tam, bardziej po lewo.
-Nie, Lou nadal nic.- Złapał jej chudą dłoń i nakierował na konstelację.
-A teraz?
-Trzeba było tak od razu.- Nadal trzymał jej drobne palce w swoich. Przysunął się bliżej niej i objął ramieniem.
Nie zachowywali się jak rodzeństwo, teraz był ich czas. Moment, w którym oboje mogli zaprzestać udawania swoich uczuć i zachowywać się naturalnie.
Co chwila śmiali się, wygłupiali, a Louis obdarowywał jej czoło, nos i policzek milionem całusów, raz na jakiś czas urozmaicając to łaskotaniem dziewczyny.
Później chłopak sięgnął po gitarę i zaczął grać jej spokojną piosenkę, jednocześnie śpiewając jej słowa. Ciemnowłosa dołączyła do niego i choć nie miała idealnego głosu, szatynowi to nie przeszkadzało.
Przerwał im dźwięk telefonu Tomlinsona.
-Halo?
-Gdzie jesteście?- Odezwał się zaniepokojony głos Sam.
-Na spacerze.
-James się martwi, wracajcie.
-Jasne.- Rozłączył się zdenerwowany.
-Musimy wracać.- Ron tylko jęknęła niezadowolona.- Przepraszam.
-To nie Twoja wina.
-Moja, bo miał to być idealny wieczór, a wyszło jak zawsze.
-Było idealnie. Idealne dwie i pół godzinny.- Wstała z koca i strzepała z siebie niewidzialne pyłki.- Co z tym kocem i jedzeniem?
-Wrócę po to jutro.
Zaczęli iść z powrotem w stronę hotelu w ciszy. Louis westchnął głęboko kiedy znudziło mu się to powolne chodzenie i poszedł parę kroków do przodu by zarzucić sobie Veronice na barana.
-Wygodnie?- Zapytał.
-Tak.- Oparła głowę o jego plecy i pozwoliła sobie na zamknięcie oczu.
***
-Jeszcze raz dziękuję Lou za ten wieczór.- Wspięła się na palce i złożyła krótki, ale pełen emocji pocałunek na jego rozgrzanych wargach.
-Cała przyjemność po mojej stronie.- Puścił jej oczko i wycofał się do swojej sypialni.
Ten dzień mogła zaliczyć do udanych.
****
-Jak spaliście?- Zapytała Samantha gdy weszli do stołówki i zajęli miejsca przy stoliku rodziców.
-Dobrze.- Odpowiedział Lou za ich dwoje.- Jak wczorajsza kolacja?
-Świetnie. Poznaliśmy miłe małżeństwo, które zaprosiło naszą czwórkę na przyjęcie do ich domu dzisiaj.
-Wspaniale.- Powiedziała trochę sarkastycznie Ron.
Jedli w ciszy, tylko czasami rodzeństwo patrząc na siebie chichotało zwracając na siebie uwagę innych ludzi.
-Po śniadaniu pójdziemy na rynek, chcemy kupić parę rzeczy.- Oznajmił James dopijając swoją herbatę.
-My też?- Szatyn oderwał rękę od uda siostry.
-Tak, wy też.
***
Ronnie oddaliła się od reszty, stała teraz przy jednym ze straganów i oglądała ręcznie robione naszyjniki. Jeden szczególnie się jej spodobał, ale nie miała pieniędzy, żeby za niego zapłacić. Rozejrzała się wkoło, ale po Sam i Jamesie nie było śladów, zobaczyła tylko szatyna, który oglądał jakieś koszulki.
-Lou?!- Zawołała, a on od razu zareagował. Odwrócił się i spojrzał na nią wyczekująco.- Przyjdziesz?
-Co chcesz?- Zapytał podchodząc do nie i zachowując tylko metr odległości.
Dziewczyna wskazała na biżuterię, a potem zrobiła proszącą minę.
Louis westchnął i wyjął z tylnej kieszeni czarny portfel. Sięgnął po banknot i wręczył go starszej pani jednocześnie odbierając łańcuszek. Zatoczył palcem kółko co miała oznaczać, żeby Blaise się odwróciła. Wykonała jego prośbę, a on po odgarnięciu jej włosów z szyi zawiesił tam naszyjnik.
-Dziękuję.- Ucałowała jego policzek.
-Cała przyjemność po mojej stronie.- Rozejrzał się i kiedy nie zobaczył żadnego z rodziców chwycił jej dłoń i splątał ich palce razem.
Chodzili między stoiskami kupując różne rzeczy, robiąc tysiące zdjęć i co najważniejsze bawiąc się świetnie.
-Ron! Patrz!- Pociągnął ją w stronę stoiska z owocami i warzywami.
-Co?- Chłopak wskazał ręką na wielkiego arbuza.
-Czas na spełnienie kolejnego punktu, jak uważasz?
-Nie wyda…- Ale nim zdążyła dokończyć Tomlinson już uciekał z owocem krzycząc by zrobiła to samo. Dłużej nie myśląc pobiegła za nim, starając się nie słyszeć starszej pani, która krzyczała „polisi*! Polisi!”
Biegli tak przez wąskie uliczki, dziewczyna zła, a chłopak rozbawiony.
-Stop.- Wychrypiał zdyszany opierając się o kamienicę.
-Co ty sobie do cholery myślałeś?- Naskoczyła na niego.
-Oj przyznaj się, że było fajnie.- Szturchnął jej bok.
-Zajebiście…
Odwróciła się i chciała odejść, ale walnęła w coś twardego. Podniosła do góry głowę i zdębiała.
-O cholera.
-Co jest?- Louis również się odwrócił i już wiedział.
Dwóch mężczyzn w strojach policjantów nie wróżyło nic dobrego.
A tym bardziej jeśli machali Ci przed nosem kajdankami.



No to mamy 12! Wiem, że trochę krótki, ale musiała skończyć w tym momencie. Obiecuję, że następny będzie o wiele dłuższy.
Dziękuję za każdy komentarz i ponad 11 000 wejść :) 
W przyszłym tygodniu mam prawdziwe urwanie głowy i jeżeli nie pojawi się wtedy rozdział to znaczy, że będzie on dopiero w przerwie między świętami a Sylwestrem.
14 grudnia pojawi się zapowiedź One shota:) 
Za wszystkie błędy przepraszam :c 


9 komentarzy:

  1. Cudowny jak zawsze. Ciekawe co teraz będzie się działo jak mogłaś przerwać w tym momencie. pozdrawiam i życzę ci dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jest świetny, fajne, że w końcu byli na randce, ale szkoda, że tak krótko, jestem strasznie ciekawa co dalej :) czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  3. długo wyczekiwany,ale warty przeczytania *.* kocham te drobne szczegóły w twoim opowiadaniu ;3
    "złapał jej chudą dłoń i nakierował.."
    ohoho,idealne <3

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie piszesz
    Zapraszam też do siebie, dopiero zaczynam. Obserwuję i liczę na obserwowanie <3
    http://you-are-the-life-to-my-soul.blogspot.com/
    Pozdrawiam xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest brdzo fajny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Randka taka romantyczna i piękna Awww
    Ale największa beka z tej kradzieży JAHAHAHAHAJAHAHAHA

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebisty...Lou złodziejaszek, nie ładnie XD

    OdpowiedzUsuń