-Czasami zastanawiam się czy można być większym debilem i idiotą od ciebie.- Chodziłam w tą i z powrotem po betonowej podłodze, kiedy Louis siedział na marmurowym pojedynczym łóżku.
-Ro…
-Nie!
Lepiej bądź już cicho.- Pokręciłam głową.- Wiedziałam, ze jest za pięknie, żeby
mogło tak już być zawsze.
-Chciałem
spełnić Twoje marzenie.- Wyjaśnił.
-Moim
marzeniem nie było siedzenie w zimnej celi w obcym kraju, Lou!
-Silahkan
membungkam*!- Odwróciłam się przodem do krat i zobaczyłam siwawego policjanta.
Podbiegłam do niego, a chłopak zrobił to samo.
-Przepraszam,
moglibyśmy zadzwonić?- Zapytał.
-Hooligans!
-Co? Co on mówi?- Dopytywałam.
-Skąd mam wiedzieć?- Skierował się do mundurowego.
-Jeden telefon, proszę.
-Hooligans!
-Tak, to już wiemy.- Westchnęłam.
-Te-le-fon.- Przesylabował Tomlinson.- Takie dzwoniące coś.
-Penjahat! Penjahat!- Szatyn walnął głową w kraty i powtórzył czyn
kilka razy.
-Możemy prosić tłumacza?- Jęknął.- Tłu-ma-cza.
-Widzisz, co narobiłeś! Boże ja nie mogę trafić do więzienia, mam tylko
siedemnaście lat.
-Co powiedziałaś?- Chłopak gwałtownie zerwał się do góry.
-Że nie mogę trafić do więzienie.
-Nie to drugie.- Pośpieszał.
-Że mam tylko siedemnaście lat.
-Właśnie.- Podniosłam do góry brwi i patrzyłam na niego jak na wariata,
kiedy cieszył się jak małe dziecko.
-Ona- Wskazał na mnie.- jest niepełnoletnia. Musicie zawiadomić jej
rodziców.- Mówił chaotycznie.- Rodziców, dla niej.
-Apa masalah Anda, anak?
-Co? Rozumiesz coś z tego?- Zapytałam.
-Nie.- Obrócił się na pięcie i wrócił do siedzenia na łóżku.
Policjant tylko machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia, w którym
znajdowała się cela zamykając za sobą mosiężne drzwi.
-Pięknie, po prostu pięknie. Jesteśmy skazani na jakiegoś idiotę, który
nie umie angielskiego.- Mruknęłam.- Jesteś z siebie zadowolony?
-Przestań zwalać całej winy na mnie!
-Co, proszę? A może to ja nas tu wpakowałam? Nikt nie kazał Ci kraść
tego cholernego arbuza!
-Przepraszam, że chciałem Cię uszczęśliwić!
-Miałeś tam jeszcze inne punkty!- Nasze głosy cały czas były
podniesione.
-Chciałem spełniać je po kolei.- Mruknął.
-Jakby drugą pozycję zajmowało zabicie człowieka, też byś to zrobił?
-To, co innego Ronnie, nie podawaj takich chorych przykładów.
-To nie jest chory przykład, to jest bardzo dobry przykład!
-Przestań krzyczeć.- Rozkazał.- I nie, nie jest, bo mam w sobie jeszcze
trochę moralności!
-Teraz to ty krzyczysz panie zróbcocikaże. Gdybyś miał w sobie, chociaż
ziarnko moralności nie ukradłbyś tego arbuza.
-Trzeba było nie wpisywać takiego głupiego punktu na listę.
Nie odzywałam się już, chociaż w głowie miałam idealną odpowiedź. To
nie miało sensu, ponieważ to i tak do niczego nie prowadziło.
Kłócąc się z Louisem nikt nie ma szans, ponieważ jego mózg pięciolatka
wykorzystuję nielogiczne argumenty.
Głębiej się nad tym zastanawiając nie mam pojęcia, co takiego mi się w
nim podoba. Jest infantylnym gówniarzem, który chcę wcielać w życie swoje
szczeniackie marzenia. Jest nieodpowiedzialny i potrzebuję całodobowej opieki
by nie podpalił niczego, co się obok niego znajduję, jego lenistwo nie ma
końca, a odpowiedzi jak u obrażonego i rozpieszczonego bachora są pozbawione
jakiejkolwiek błyskotliwości.
Ale z drugiej strony jakaś daleka cząstka mnie, która nie powinna się w
ogóle odzywać, mówi mi, a raczej szepcze, że ten głupek jest uroczym chłopcem,
który chcę korzystać z życia póki może, a jego opiekuńcza strona jest tak
silna, że nie wolałby zginąć niż dać skrzywdzić osobę, na której mu zależy.
Jest zabawny; potrafi rozśmieszyć jednym słowem, a nawet gestem, a w
specjalnych przypadkach stara się być romantyczny.
Jego plusów i minusów jest wiele, a ja uwielbiam je odkrywać.
Spojrzałam na niego; siedział jak przybity pies, który nabroił,
przejechał ręką po włosach i trochę je zmierzwił. Wzrok spuścił na podłogę,
gdzie zawzięcie wpatrywał się w pęknięcie.
-Przepraszam.- Odezwał się przecinając ciszę.- Przepraszam, że jestem
beznadziejny, przepraszam za to, że ciągle wszystko psuję i nie jestem zbyt
dojrzały dla Ciebie. Chciałbym być wystarczająco dobry, ale nie potrafię.
Od razu zaczęłam żałować wszystkich złych złów, które wyleciały ze mnie
pod jego adresem. Chciałam cofnąć się w czasie lub po prostu chwycić gumkę i
zetrzeć je jak ołówek, aby ponownie zapełni pustkę czymś innym.
Przygryzłam wnętrze policzka i usiadłam obok chłopaka. Zimno betonu od
razu przedostało się przez cienki materiał szortów powodując marznięcie mojego
tyłka.
Otworzyłam usta, tylko po to, żeby na nowo je zamknąć. Miałam już nawet
przygotowaną formułkę, ale nie potrafiłam nic wydusić. Czułam jakby moje gardło
zwęziło się i blokowało wszystko, co prowadziłoby normalnej rozmowy.
Więc zamiast tego, szepnęłam tylko:
-Jak myślisz, która godzina?
-Późna.- Odpowiedział prawie natychmiastowo i jak na zwołanie ziewnął.-
Powinnaś się położyć.
-A ty?
-Użyję resztek swojego mózgu i położę się na podłodze.
-Nie wygłupiaj się, zmieścimy się tu razem.
-Jesteś pewna?
-Tak.
Ułożyłam się wygodniej przy ścianie, a Louis tuż przy mnie, jednak
zachowując odpowiednią odległość by mnie nie dotykać.
Powietrze zawiało chłodem ozdabiając
moją odkryte ciało gęsią skórką.
Wiedziałam, że mimo wszystko na dworze było ciepło, a zimno spowodowane
było betonowymi ścianami, przepuszczającymi wilgoć.
-Lou?- Szepnęłam jednocześnie odkrywając, że z moich ust ulatuję para.
-Hym?- Był już w połowie we śnie.
-Czujesz jak tu zimno?- Potarłam swoje dłonie o siebie czekając na
odpowiedź.
-Yhym.
Wziął głębszy oddech, ale nie powiedział nic więcej. Spał lub tylko
udawał, żeby ukarać mnie za wszystkie moje obelgi.
-Louis, proszę. Zamarzam.- Delikatnie trząsnęłam jego ramieniem.
-Ronnie, co jest?- Otworzył swoje zaspanie oczy i wlepił we mnie
spojrzenie.
-Zimno.
Mimo ciemności widziałam jego zadziorny uśmieszek.
-Teraz to zimno, co?
Przewróciłam oczami.
-Zrobisz coś czy nie?
Przekręcił się na bok i objął mnie ramieniem w talii oraz splątał nasze
nogi razem.
-Cieplej?
-Troszeczkę.
Poprawił się ostatni raz, a po chwili czułam na sobie jego miarowy
oddech. Ja też zamknęłam oczy i dałam się ponieść do krainy snu.
*
Przetarłam swoje zaspane oczy i przekręciłam się na drugi bok w celu
wtulenia się w Louisa, ale zastałam tylko pustkę.
Podniosłam powieki i mruknęłam niezadowolona.
-Lou?
-Tu jestem.- Spojrzałam w lewo gdzie pod ścianą siedział chłopak.
Wstałam z miejsca wyciągając się i usiadłam obok niego.
-Ten dziwak tu był.- Odezwał się po chwili.- Przyniósł nam wodę.- Podał
mi pół litrową butelkę wody, a ja chwyciłam ją w swoje palce. Odkręciłam korek
i upiłam kilka łyków.- Ronnie?
-Hym?
-Nadal jesteś na mnie zła?- Uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego
ramię.
-Nie, już nie.
-Tidak ada kekasih, orang tua Anda di sini.- Brzuchaty facet stanął
przed kratami, a za nim stanęła Sam z tatą. Ich miny nie były przyjazne.
Policjant otworzył wejście, a my mogliśmy wyjść.
-Porozmawiamy w domu.- Wymamrotał James przez zaciśnięte zęby.
Samantha stała tylko z tyłu i z zwodem patrzyła na swojego syna.
*
-Jesteś nieodpowiedzialny, a do tego wszystkiego plączesz w to moją
córkę!- Tata wydarł się na Tomlinona. Razem ze swoją żoną stał przed kanapą, na
której siedzieliśmy.
-Ile ty masz lat, co? Piętnaście czy dwadzieścia trzy? Kompletnie nic
Cię nie interesuję, nawet Twoja matka, która zamartwiała się całą noc!
-Jestem pełnoletni.- Mruknął.
-Ale moja córka nie!
-Była ze mną, nic by jej się nie stało!
-A to, że zostaliście aresztowani to nic? Przed przylotem Veronic tutaj
rozmawialiśmy, prawda? Coś mi obiecywałeś!
-Lou, o czym on mówi?- Szepnęłam zdezorientowana.
-O niczym.- Cisnął.
-Wasza kaucja kosztowała mnie 600 funtów za jedno z was, myślisz, że te
pieniądze rosną na drzewach?
-Och proszę Cię wszyscy wiemy, że Cię na to stać.
-Mnie tak, ale Ciebie raczej nie. Oddasz mi te 600 funtów, rozumiesz?
-Mamo?
-James ma rację. Musisz ponosić konsekwencję za swoją bezmyślność.
-Świetnie.- Podniósł się i posyłając mojemu ojcu zabójcze spojrzenie
wyszedł trzaskając drzwiami.
-Jesteś z siebie zadowolony?!
-Nie podnoś na mnie głosu.
-Bo? Czemu on ma oddać pieniądze, a ja nie?- Nie odpowiedział.- Tak
myślałam.- Wstałam i podeszłam do drzwi.
-Wracaj tu, albo…
-Albo co?
Wyszłam próbując znaleźć Louisa.
Szukałam go wszędzie, ale przepadł jak kamień w wodę. Nie było go w
całym hotelu, ani w jego pobliżu, dlatego ostatecznie spacerowałam wybrzeżem.
Była już 15, a ludzie nadal opalali się na słonecznej plaży.
Weszłam na molo i doszłam aż do jego końca, gdzie usiadłam i spuściłam
nogi.
-Przepraszam za niego.- Odezwałam się kiedy poczułam jego obecność za
sobą. Dosiadł się do mnie i puścił kaczkę.
-To nie Twoja wina. Oddam mu te pieniądze i będzie spokój.
-Wiesz, że nie musisz tego robić?
-Ale chcę. Chcę mu pokazać, że nie jestem rozpieszczonym dzieckiem,
które musi mieć wszystko podane na tacy.
-On tak nie myśli…
-Chcę- Przerwał mi.- pokazać mu, że jestem wart Ciebie.- Dokończył
ciszej.
-Jesteś.- Szepnęłam i delikatnie splątałam nasze palce.
-Tak cholernie chciałbym wierzyć, że to prawda.
-Bo to prawda, Lou.- Mówiłam z determinacją.
-Popatrz Veronico.- Skrzywiłam się na swoje pełne imię.- Jestem
niedojrzałym chłopakiem, bo mężczyzną na pewno nie można mnie nazwać, który
żyję swoimi marzeniami i nierealistycznymi snami.
Chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, że to jest w nim najpiękniejsze, ta
beztroskość, ale nie mogłam. Po części tymi słowami skłamałabym.
-Dlatego wziąłeś ten staż, prawda? Żeby coś udowodnić.
-Ta, miałem już dość chodzenia na bankiety, gdzie Twój ojciec wyciągał
Twoje zdjęcie i mówił: „patrzcie to moja córka. Jest taka mądra”. A kiedy
ludzie wskazywali na mnie było tylko: „ach, tak to syn mojej przyszłej żony,
nikt ważny.”
Wiedziałam, że trochę koloryzuję, ale ból w jego oczach był prawdziwy.
-Dlatego zapisałem się na ten gówniany staż, który jest cholernie
nudny, a ja nawet nie lubię tej papierkowej roboty. Będę musiał siedzieć w
ciasnym garniturze za biurkiem i sztucznie uśmiechać się do każdego.
Sięgnął za siebie i znowu rzucił kamieniem w tafle wody. Wyglądał jak
zagubione dziecku, któremu trzeba było przypomnieć drogę do domu.
-Popatrz Ronnie.- Odezwał się.-Trzeba zmierzyć się z prawdą. Jestem
czarną owcą tej rodziny.
-Nie mów tak.
-Bo?
-Jesteś kimś więcej…- Przeturlałam się i znalazłam na jego kolanach
przodem do niego.-… kimś więcej dla mnie.
Splotłam dłonie na jego karku i przycisnęłam swoje wargi do jego.
Delikatnie nimi poruszałam, a kiedy Lou otrząsnął się z szoku zaczął to
odwzajemniać.
-Jesteś kimś cholernie ważnym dla mnie, Lou.
*Zdania tłumaczyłam na google tłumacz więc nie jestem pewna czy są poprawne
*Zdania tłumaczyłam na google tłumacz więc nie jestem pewna czy są poprawne
Miałam dodać po świętach, ale macie teraz :)
Tylko 9 komentarz pod poprzednim :c Co tak mało?
Za dwa dni Święta, więc życzę Wam wszystkiego co najlepsze! Spędzicie je w ciepłej atmosferze rodzinnej <3 No i niech nowy rok będzie jeszcze lepszy niż obecny :)
Nie wiem czy już wszyscy zauważyli, ale pojawiła się zakładka One shot, gdzie jest opis świątecznego one shota i jego krótki zwiastun.
Jest także zakładka pytania, gdzie możecie zadawać pytania mi jak i bohaterom.
końcówka wymiata! Uwielbiam to opowiadanie ;) Wesołych świąt!
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział ♥ Wesołych Swiąt :*
OdpowiedzUsuń*o* boooskie. <3 również życzę wesołych świąt. :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział świetny<3<3<3
OdpowiedzUsuńWesołych świąt :)
Rozdział jest świetny! Wesołych świąt :) xx @PollKlaudia
OdpowiedzUsuńmrrraaauuuu <3
OdpowiedzUsuńBoski :-D
OdpowiedzUsuńcudowny :D
OdpowiedzUsuńrozdział jest doskonały, zresztą jak zawsze
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cie do Liebster Awards, po pytania zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://stay-strong-lovato.blogspot.com/
Boski rozdział.:3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.:)
Życzę ci Wesołych Świąt.♥
Matko kochana. W tym momencie chce cie bardzo bardzo bardzo mocno uściskać. Caly rozdział jest po prostu hdhsjxjs *o* zakochać się można.
OdpowiedzUsuńKońcowa scena to poprostu cud miód orzeszki. Matko jak ja chce żeby oni byli razem. To jest moje świąteczne życzenie. Spełnisz je?
Dobra kończe bo siostra pogania mnie bym zazdzwoniła po pizze. Pozdrawiam i czekam na one shota.
PS jak sie w szq spotkamy to cie uściskam!!
Kocham to i czekam na następny rozdział !!!! :D :D :D Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńSuper!! Będą razem? OMG! <3
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt! Pozdrawiam ;3
OMG!!!
OdpowiedzUsuńBoskie :*
OdpowiedzUsuń:'( rozdział taki troche smuny i słodki xd fajnie...może będą jeszcze razem,mam taką nadzieje.Ale jazda z tym arbuzem xD a w tym opowiadaniu Lou jest taki słit,w realu oczywiscie też,ale tu jest pokazywany z takiej dziecinnej strony i to mi się podoba,w sumie to Lou umie się tutaj opanować...no ale ja nie przynudzam swoimi rozważaniami na temat Louisa tylko pozdrawiam ;* i czekam na next
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że takiej fabuły jeszcze nie czytałam. Dlatego też zaciekawiła mnie bardzo, a to, że piszesz tak dobrze, jest jeszcze większym plusem.
OdpowiedzUsuńJak ja kocham momenty Lou z Ron <3 Jest wtedy tak słoodkoo ;** Czekam z niecierpliwością na następny ;33
Loove Nika xx <33
Rozwaliło mnie to jak ten facet pieprzył coś w innym języku, a oni starali się z nim dogadać na migi XD
OdpowiedzUsuńI ta końcówka AWWWW*.*
Kocham to opowiadanie <3