Nie było zbyt
przyjemnie, gdy wróciliśmy do hotelu. Tata darł się na nas, chociaż w
większości na Louisa, a ja go broniłam. Powiedział dużo słów, których pewnie
żałuje, a które zabolały Tomlinsona i po części tez mnie.
Były niesprawiedliwe
i co najważniejsze niepotrzebne, ale widocznie tak musiało być.
Sam
zapewniała mnie, że już nie raz się kłócili, ale czułam, że to coś
poważniejszego.
A była to
dopiero cisza przed burzą. Wierzchołek góry lodowej, który spadł na nas i oczywiście
nie obyło się bez osób trzecich.
Na drugi
dzień po mojej poważnej rozmowie z Loui'm i domniemanym "wyzwaniu"
miłości mój ojciec ogłosił, że wracamy do domu, a malediwski sen kończy się.
Nie miałam mu tego za złe, bo wiedziałam, że każdemu wyjdzie to na dobre.
Tak więc
spakowaliśmy walizki, zarezerwowaliśmy bilety i wróciliśmy do Londynu. Ponurego
miasta z deszczową pogodą.
-Chłopcy
zaraz wpadną!- Krzyknął szatyn na cały dom kiedy przekroczyliśmy jego próg.
Wzięłam swoją
torbę i zaniosłam ją do sypialni gdzie w spokoju mogłam chociaż chwilę odpocząć
po podróży. Przebrałam się w wygodny dres i luźną koszulkę, a na nogi wsunęłam
ciepłe, wełniane skarpetki.
Słyszałam jak
Steve otwiera wejściowe drzwi, a po chwili cały hall wypełnia się głośnym
śmiechem. Mimo, że stęskniłam się za zwariowaną czwórką to nim zdecydowałam się
zejść na dół wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do Lydii.
Gdy
usłyszałam jej melodyjny głos od razu uśmiechnęłam się, a zmęczenie odeszło w
niepamięć.
Rozmawiałyśmy
dłuższą chwilę, chociaż szczerze powiedziawszy to zajęło nam to mniej więcej
czterdzieści pięć minut.
Pożegnałyśmy
się kolejną salwą śmiechu i wysyłanymi całusami po czym nacisnęłam czerwona
słuchawkę, a komórkę rzuciłam na łóżko. Poprawiłam jeszcze tylko włosy, które
splątane były w luźnego warkocza i opuściłam pokój. Nie potrafiłam ukryć
szczęścia na myśl, że za chwile stanę przed blondynem, mulatem, loczkiem i
ciemnym szatynem.
Wzięłam
jeszcze jeden głębszy oddech na ostatnim stopniu schodów i prawie się
wychyliłam krzycząc "hej!" kiedy doszły do mnie poszczególne słowa
rozmowy.
-I jak?-
Zapytał głos z chrypką należący do Harry'ego.
-A jak ma
być?
-Nie bądź
głupi, Tommo. Założyłem się wtedy z Zayn'em, przeleciałeś ją, czy nie?-
Wychyliłam się lekko zza rogu i spojrzałam na całą piątkę siedzącą na kanapach.
-Oczywiście,
że nie.- Prawie krzyknął szatyn.
-To co wyście
tam robili?- Niall nie ukrywał swojego zdziwienia, a ja miałam co raz bardziej
ochotę płakać rozumiejąc, że mówią o mnie.
-Są jeszcze
inne rzeczy niż seks na tym świecie, Horan.- Warknął Liam stając w obronie
Louisa.
-Poza tym mam
już nową na oku.- Mrugnął figlarnie, a łzy stanęły w moich oczach.
-Wow, szybki
Tommo znów w grze.- Zaśmiał się Curly.- Kim jest ta nie-szczęściara?
-Nie Twoja
sprawa, Styles.
-Och daj
spokój, skoro szybko spławiłeś tamtą to ile zejdzie Ci z tą?- Zakpił Malik.
Widok na nich
zasłoniły mi słone łzy, a szloch opuścił moje usta. Niezauważalnie przeszłam do
przedpokoju i szybko zakładając buty wydostałam się na świeże powietrze. Nie
patrzyłam gdzie idę, nogi same wybrały kierunek do tutejszego baru, w którym
byłam kiedyś ze Styles'em. Wydaje się jakby to było wczoraj, a minął już ponad
miesiąc.
Zamówiłam
duże piwo i zajęłam pierwszy lepszy stolik.
Zostałam
wykorzystana, okłamana i ośmieszona. Lou tylko się mną zabawił, a teraz znalazł
sobie nową. Nie minęły 24 godziny, a ja znów przez niego płaczę.
Czuję się
jakby ktoś zmieszał mnie z błotem. Mój własny brat poniżył mnie przy swoich
przyjaciołach, których jeszcze niedawno nazwała bym swoimi własnymi.
Wzięłam łyk
alkoholu, jednoczenie rozglądając się po barze. Nie było to nic specjalnego,
spelunka z żulami i tanią wódką. Kobieta za ladą, która wygląda jak kobieta
lekkich obyczajów świeci cyckami na prawo i lewo co wyjaśnia dlaczego sprzedała
piwo nieletniej.
Tam liczyła
się tylko kasa.
Pewnie mieli
długi, a sprzedawanie wszystkiego każdemu komu popadnie ułatwiało im ich
spłacanie.
Wzięłam się
za drugie, a potem za trzecie piwo nie martwiąc się o konsekwencję. W tamtej
chwili musiałam po prostu zapomnieć.
Zapomnieć, że
jestem taka naiwna, łatwowierna.
Louis powoli
mnie niszczył. Psuł moją psychikę pod każdym względem, ale chyba najgorsze było
to, że mu na to pozwalałam. Ciągle trwaliśmy w błędnym kole, na nowo godząc się
i kłócąc, a ucieczki nie było.
Chciałam po
prostu znaleźć chłopaka, który był by przy mnie gdy byłabym szczęśliwa, ale
również wtedy gdy krzyczałabym na niego i kazała odejść. On nie słuchał by
mnie, tylko przyciągał w swoje ramiona i tulił wybaczając mi wszystko. Kochał
mnie bezwzględnie i bezwarunkowo i powtarzałby to w każdej chwili, o każdej
porze. Trzymałby mnie za rękę i szeptał czułe słówka kiedy bylibyśmy na
osobności.
Chciałam
czuć, że mam w kimś oparcie, chciałam chłopaka, który stawałby w mojej obronie
i nie dał skrzywdzić.
Odstawiłam
kolejną pustą szklankę i chciałam wstać, żeby zapłacić kiedy zorientowałam się,
że nie mam przy sobie żadnych pieniędzy. Przeklnęłam pod nosem na moją głupotę
i sięgnęłam po telefon. Dopiero przeglądając kontakty dotarło do mnie, że nie
mam do kogo zadzwonić. Mama, która nie krzyczałaby, ani nie osądzała była za
oceanem, Sam i tata od razu odesłali by mnie do Los Angeles, a Louis, Harry,
Nial, Zayn i Liam to osoby, które zawiodły mnie na całej linii. Mijałam kolejne
kontakty, a moja frustracja rosła. Czy już nikt na tym świecie nie był godny
zaufania?
I właśnie
dotarłam do takiej osoby. Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do
ucha.
-Halo?-
Odebrał już po kilku sygnałach.
-Cześć,
Nath.- Bąknęłam.
-Ronnie?
-A kto inny?-
Zachichotałam.
-Jesteś
pijana?- Bardziej stwierdził. Pokiwałam głową, ale śmiech opuścił moje usta
kiedy zorientowałam się, że przecież chłopak nie mógł tego zobaczyć.
-Może.-
Alkohol w moich żyłach pozwolił mi zapomnieć o prawdziwym powodzie mojego
telefonu.
-Gdzie
jesteś?
-Jakiś pub.
Nie jestem pewna.- Rozejrzałam się, ale nic nie przykuło mojej uwagi.-
Przyjedziesz po mnie?
-Gdzie jest
Louis?- Zmarszczyłam brwi słysząc imię brata.
-Przyjedź po
mnie, proszęęęę.- Przeciągnęłam na końcu czkając.- Nathan...
-Nie wiem
gdzie jesteś, Ronnie.
-Pub blisko
mojego domu. Nie za ciekawy.
-Spróbuję
być.- Rozłączył się bez pożegnania.
Korzystając z
jeszcze wolnego czasu zamówiłam kolejne piwo i delektowałam się jego smakiem.
Biorąc kolejnego łyka przypomniałam sobie, że zapomniałam uprzedzić chłopaka,
żeby wziął portfel.
Trudno się
mówi.
Zobaczyłam go
po nie całej godzinie. Wleciał do baru z prędkością światła, a jego włosy były
całe mokre. Musiałam nie zauważyć kiedy zaczęło padać.
-Bogu dzięki,
że w końcu Cię znalazłem.- Dosiadł się do mnie i rzucił okiem na puste
szklanki.
-Tak, ja też
się cieszę, że Cię widzę.- Czknęłam.- Zapłacisz?
-Co?
-W sumie po
to dzwoniłam. Nie wzięłam portfela.- Potarł swoje skronie w skupieniu.
-Jasne,
zapłacę.
Wstał, ale
nie minęła minuta, a znów koło mnie był.
-Powiesz co
się stało?
-Nic.-
Wzruszyłam ramionami nagle smutniejąc.
-Nic kazało
Ci tu przyjść i się upić?- Kolejne wzruszenie.
-Zabierzesz
mnie stąd?
-Do domu?
Nie chciałam
widzieć Tomlinosna, ani żadnego z jego pieprzonych przyjaciół, dlatego jedyne
co mi przyszło do głowy to:
-Możemy
pojechać do Ciebie?
Nathan
pokiwał głową i pomógł mi wstać. Kołysałam się delikatnie na boki, ale z pomocą
przyjaciela zdołałam dojść do samochodu. Wpakował mnie na tylne siedzenie gdzie
w spokoju mogłam się położyć.
-Ronnie.-
Poczułam szarpnięcie, a moje oczy otworzyły się.
-Co?
-Jesteśmy już
u mnie. Zasnęłaś.
Pokiwałam
głową dając znak, że go zrozumiałam. Podał mi swoją dłoń, a ja ją ujęłam.
Wysiadłam z auta rozglądając się wkoło. Staliśmy przed niewielkim blokiem na
jakimś nieznanym mi osiedlu.
Gdy weszliśmy
już do jego mieszkania od razu usiadłam na kanapie, a Moon podał mi wodę.
-Więc co się
stało?
-Miałam
nadzieję, że nie zapytasz.- Uśmiechnął się pokazując idealne zęby.
-Och, aż tak
źle?
-Powiedz mi
Nath ile ty masz lat?- Zaśmiał się głośno.
-Jesteś
kompletnie pijana, Ronnie.
-Więc ile?
-19.
Próbujesz zmienić temat?- Podniósł do góry jedną brew.
-Pokłóciłam
się z Louisem.- Szepnęłam.
-Co TYM razem
zrobił?- Podkreślił drugie słowo.
-Nie lubisz
go, prawda?- Czknęłam.
-Nie za
bardzo.
-Nie martw
się on Ciebie też nie.- Próbowałam się uśmiechnąć.
-O co się
pokłóciliście?
-W sumie to
tak naprawdę o nic. Podsłuchałam jak rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi o mnie.
-I czego się
dowiedziałaś?- Wzięłam głęboki oddech.
-Wiesz, jak
jest. Poznajesz kogoś i myślisz sobie "ale to fajny koleś, warto się z nim
zakumplować".- Udałam męski głos.- Potem starasz się poznać tę osobę jak
najlepiej, żeby wiedzieć, że wybrało się właściwego człowieka na przyjaciela.
Spędzacie ze sobą dużo czasu, myślisz, że znasz go jak nikt inny, że... możesz
mu ufać, a on może ufać Tobie. Potem spędzacie ze sobą jeszcze więcej czasu.
Nagle wiesz jakiej muzyki słucha, iloma łyżeczkami cukru słodzi herbatę, po
której stronie łóżka zasypia, a po której się budzi, czego się boi, co
uwielbia, a czego się brzydzi. Jakie są jego zainteresowania, marzenia i
poglądy polityczne. Wiesz nawet, że woli pić zagotowaną wodę z kranu niż tą ze
sklepu. Wiesz więcej niż myślisz...
-I?
-I na koniec,
podsłuchując głupią rozmowę zdajesz sobie sprawę.- Spojrzałam prosto w jego
oczy.- Że tak naprawdę w ogóle nie znasz tej osoby. Że jest Ci zupełnie obca.
Spuściłam
głowę wlepiając swój wzrok w kolana. Poczułam jak kanapa ugina się, a po chwili
Moon siedzi tuż obok mnie.
-Mówisz o
Louisie, prawda?
-Brawo za
spostrzegawczość.- Burknęłam.
-Posłuchaj,
Ronnie.- Westchnął.- Wiem, że nie jestem obiektywny, bo nie znoszę tego
palanta- zachichotałam- ale myślę, że już za wiele razy Cię skrzywdził byś
znowu mu wybaczyła.
-Skąd możesz
wiedzieć ile razy się pokłóciliśmy?
-Wystarczyło
zobaczyć jak zachowywaliście się wtedy na obiedzie w restauracji, albo jak
wyciągnął Cię z imprezy, a potem ty nie wróciłaś, a on się kompletnie upił.
-Na
Malediwach też się po prztykaliśmy.- Mruknęłam cicho.
-No
widzisz...- Miał dokończyć, ale przerwał mu dzwoniący telefon. Spojrzał na
wyświetlacz i posłał mi przepraszające spojrzenie za nim wstał. Zniknął za
ścianą, ale nadal słyszałam kawałki rozmów.
-Tak, jest u
mnie... Nie, proszę pana nic jej nie jest... Chyba wolałaby tu zostać... Tak
zajmę się nią... Do widzenia.
-Zostajesz na
noc.- Oznajmił wchodząc znów do pomieszczenia.
-Nigdzie się
nie wybierałam.
Uśmiechnął
się do mnie i gestem ręki wskazał, żebym za nim poszła. Lekko chwiejąc się na
miękkich kolanach weszłam do jakiegoś pokoju.
-Prześpij się
tu.
-A ty?
-Będę na
kanapie.- Rzucił mi jeszcze jakąś koszulkę do spania i wyszedł.
Przebrałam
się szybko i wskoczyłam do łóżka zasypiając momentalnie.
Ból głowy. Ból głowy to pierwsze co zarejestrowałam po obudzeniu się, a następne to totalna pustka. Czułam się tak jakby ktoś wymazał gumką kilka godzin z mojego życia. Następnie rozglądając się po pokoju spanikowałam nie rozpoznając niczego.
Wstałam na
równe nogi i naciągnęłam zdecydowanie za krótką koszulkę na pupę. Wychyliłam
się zza drzwi, a moje oczy skanowały niewielki salon, zrobiony w kolorach
czarno- czerwonych.
-Wody?-
Podskoczyłam przymykając oczy. Przekręciłam głowę w bok i zobaczyłam
uśmiechniętą twarz blondyna.
-Nathan?
-Ktoś tu ma
zanik pamięci.- Wyśpiewał.- Chociaż się nie dziwie, byłaś naprawdę pijana.
-Co ja tu
robię?- Czekając na odpowiedź chwyciłam szklankę i jednym duszkiem wypiłam jej
zawartość.
-Serio nic
nie pamiętasz? Wiesz ta noc była wspaniała.- Wytrzeszczyłam na niego oczy o
mało nie zachłystając się piciem.
-Co? O
japierdole, nie, nie, nie! Powiedz, że żartujesz?- Zaczęłam kręcić się w
kółko.- Ja- ja jestem za młoda, nie.
-Wyluzuj,
Ron. Tylko żartowałem.- Klepnął mnie żartobliwie w plecy i usiadł na sofie.
Wlepiłam w niego swój morderczy wzrok, ale jednak cicho odetchnęłam z ulgą.
-Więc co tak
naprawdę - podkreśliłam ostatni wyraz.- tu robię?
-Zadzwoniłaś
po mnie, gdy siedziałaś zalana w trzy dupy w jakieś spelunie.
Podniosłam
jedną brew do góry przyglądając się uważnie chłopakowi.
-A po co
miałam się upijać?- Zapytałam podejrzliwie.
-Czekaj,
kompletnie nic nie pamiętasz? Nic?
-Gdybym coś
pamiętała to bym się nie pytała, to chyba logiczne.
-Chodziło o
Louisa.
Przymknęłam
powieki, a wspomnienia powracały jak lawina.
Powrót do
domu...
Przyjazd
chłopaków...
Podsłuchana
rozmowa...
-"Przeleciałeś
ją?"...
-"Mam
już inną na oku"...
Bar i puste
szklanki po piwie...
Telefon do
Nathana...
Podróż do
jego mieszkania...
Rozmowa...
-Ach tak, już
pamiętam.- Wymamrotałam.- Masz coś na kaca?- Zmieniłam temat.
Zniknął na
chwile by wrócić z kolejną szklanką wody i małą żółtą tabletką.
-Na ból
głowy.- Posłałam mu nieme podziękowanie i połknęłam lek popijając napojem.
-Nath?
-Tak?
-Czy...
odwieziesz mnie do domu?
-Jasne.
Przebierz się i jak będziesz gotowa przyjdź.
Weszłam do
sypialni i sięgnęłam po ciuchy z poprzedniego dnia, które leżały na krzesełku.
Założyłam wszystko na siebie i po uczesaniu włosów wróciłam do przedpokoju.
-Gotowa?
Skinęłam
głową i opuściłam mieszkanie Natha.
Wsiedliśmy do
samochodu, a po kilkunastu minutach byliśmy pod posesją mojego ojca.
-Dziękuje za
przenocowanie i za... rade.
-Na
przyszłość służę pomocą, a teraz idź tam i pokaż wszystkim, że nie tylko pijana
Ronnie jest tak odważna i twarda.
-Ej! Wcale
nie jestem tak, gdy jestem pijana.- Zachichotałam.
-Jesteś.
Ruszaj księżniczko.
-Pa, Nath.
Wysiadłam i
wpisałam kod przy bramie, pod którego wpływem się otworzyła. Steve jakby
czekając na mnie otworzył mi drzwi i przywitał się ze mną. Posłałam mu szczery
uśmiech, a następnie weszłam do salonu.
-Och
Veronica! Nareszcie jesteś.- Tata zerwał się z siedzenia i porwał mnie do
uścisku.- Gdzie byłaś?
-Ja-ja...
-Próbowałem
się do Ciebie dodzwonić cały wieczór, ale potem Lou znalazł Twój telefon u
Ciebie w sypialni i cała nasza trójka się o Ciebie martwiła.
Wyjrzałam zza
jego ramienia i zobaczyłam siedzącego tam Tolinsona i jego mamę.
-Ja byłam z
Nathanem.- Powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy.- Zadzwonił do mnie z
propozycją pójścia do... kina więc się zgodziłam i po prostu zapomniałam o
telefonie.
-I zamknęli
Was w kinie, dlatego nie wróciłaś na noc.- Szatyn prychnął.
-Nie.-
Warknęłam.- Poszliśmy później na pizze.- Powiedziałam do taty.- Dobrze nam się
rozmawiało i nim się obejrzałam byliśmy w jego domu, bo restaurację zamknęli.
Nath nie chciał jeździć po nocy dlatego zaproponował mi nocleg.- Wytłumaczyłam,
modląc się, żeby James mi uwierzył.
-To dobry
dzieciak.- Podsumował.- Cieszę się, że się zaprzyjaźniliście.
-Tak ja też.-
Sięgnęłam po jedno z jabłek lezących na stoliku.- Mamy jakieś plany na dzisiaj?
-Mam kolację
biznesową i wybieram się na nią razem z Sam.
-Bawcie się
dobrze.- Rzuciłam i poszłam do swojego pokoju.
Jeszcze
chwila spędzona w obecności Louisa, a rozpłakałabym się jak małe dziecko co
trudno byłoby wytłumaczyć. Sięgnęłam po telefon i wysłałam Nathanowi krótkiego
esemesa z wymówką, którą wcisnęłam ojcu. Nie zdąrzyłam odłożyć komórki na
biurko kiedy pukanie rozbrzmiało po pokoju. Krzyknęłam "proszę", a
Lou stanął ze mną twarzą w twarz.
-Wiesz,
domyślam się, że historia z tym blondynem była inna, ale okay nie musisz się
tłumaczyć, ufam Ci. Przyszedłem, żeby zaproponować Ci drugą randkę. - Stałam i
patrzyłam na niego jak na idiotę.
-Ufasz mi?-
Cisnęłam z jadem ignorując resztę zdania, ale chłopak najwyraźniej nie
zrozumiał.
-To takie
dziwne? Ty chyba też mi ufasz, w końcu jesteśmy...
-No właśnie
kim jesteśmy?
-Ja-
myślałem, że...
-Myślałeś, że
co, Lou? Że jestem kolejną naiwną laską?
-O czym ty
mówisz?
-Dobrze się
bawiłeś przez te wszystkie dni? Fajnie było widzieć jak wierzę w Twoje cholerne
kłamstwa?
-Ronnie, ja
naprawdę nie wiem o czym mówisz.- Jego zaniepokojone oczy cały czas mnie
obserwowały.
-O Twojej
pieprzonej rozmowie z kolegami. O zakładzie Harry'ego z Zayn'em i o tym jak
mnie wykorzystałeś!- Krzyknęłam słabym głosem. Tylko nie płacz. Powtarzałam
sobie w myślach.
-Jaki
zakład?
-Który
wygrał? Styles czy Malik? Który stawiał na to, że mnie przelecisz?- Jego
źrenice rozszerzyły się w zdumieniu, ale wiedziałam jakim dobrym aktorem
potrafił być.
-Ron to nie
tak..
-A kurwa
jak?
-Źle
zrozumiałaś, oni nie mieli tego na myśli.
-Doprawdy?
Nie kompromituj się człowieku. Wiedziałam, że to wszystko jest podejrzane.
-Ronnie...
-Otworzyłam
się przed Tobą, a ty... zmieszałeś mnie z gównem, potraktowałeś mnie jak
pierwszą lepszą dziwkę.
-Ro...
-A ja
myślałam, że coś do mnie czujesz.
-Bo...
-Tak, tak
czujesz. Po prostu mnie zostaw, dobrze? Idź sobie do tej, którą znalazłeś i
zostaw mnie.
-Pozwól mi
wytłumaczyć.
-Nie ma co
tłumaczyć, Louis. Wyjdź.
Spojrzał na
mnie ostatni raz, a w jego oczach mignęło coś podobnego do łez. Odwrócił się i
wyszedł zamykając drzwi.
Ostatnie co
mi pozostało to płakanie przez resztę dnia i nocy w poduszkę tuląc do siebie
Theo.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam małe zamieszanie gdy laptop mi się zepsuł.
Jak Wam minął Sylwester? Dobrze się bawiliście?
Dziekuje za każdy komentarz xxx
ohhhhh ou maiw gashhhhhhhhhhh *0* cudo <333 pierdolony Louis!
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńJezu, tak kocham tego bloga ! Pisz dziewczyno dalej, bo nie wytrzymuję ! <3
OdpowiedzUsuń/ Effie.
Bardzo extra :* rozdzial - geniusz
OdpowiedzUsuńHejka, niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i... ZAKOCHAŁAM SIĘ! Boże mam nadzieję, że się pogodzą! Rozdział - epicki ! *_* Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana! @We_AreStrong xx
OdpowiedzUsuńooo matko. <3 ale będzie się działo. XD
OdpowiedzUsuńLou coś wymyśli ;3 a ta nowa na oku to na pewno Ronnie *_* Uwielbiam twojego bloga, zaciesz z rozdziału :3
OdpowiedzUsuńWieem! Tu chodziło o jego starą dziewczyne a na oku na Ron. Zgadłam? ;D
OdpowiedzUsuńNic nie powiem :P
UsuńTeż tak pomyślałam właśnie! :D
UsuńOż ty Ronnie zua!Masakra jakaś Mogła dać mu się wytłumaczyć!Jprdl i tak to jest jak się podsłuchuje czyjeś rozmowy!Cholera!No przecież i tak wszyscy wiemy że Lou ma na oku Ronnie,oby się wszystko wyjaśniło.Wszystko ma być wyjaśnione,ok? Haha xD zrobisz jak uważasz.Czekam na nn i ściskam internetowo ;*
OdpowiedzUsuńHaha też Cię ściskam :* Spokojnie wszystko się niedługo wyjaśni :)
UsuńNo to wielkie uff ;>
Usuńsuper rozdział !
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz. *_* Ciekawa fabuła bloga. ;>
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! ;*
Biedna Ronnie. Wiem, że może jestem całkiem samotna w swojej opinii, ale po przeczytaniu tego rozdziału na poważnie zaczynam myśleć, że lepiej by jej było z Nathanem. Z Louisem to są ciągle jakieś problemy, a ten drugi jest taki sympatyczny i uroczy. Jednak i tak mam nadzieję, że jeszcze się pogodzą. W końcu ona chyba naprawdę kocha Lou. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. :)
OdpowiedzUsuńOoo, szkoda mi Ron. Dobrze, że ma takiego przyjaciela jak
OdpowiedzUsuńNathan.
Zostajesz nominowana do Liebster Award.Więcej tu --->
OdpowiedzUsuńhttp://styles-xd.blogspot.com/2014/01/liebster-award.html
LOUIS TO DUPEK, szkoda mi Ronnie.
OdpowiedzUsuńA mi się coś wydaje, że ta rozmowa nie dotyczyła Ronnie - nie wiem czemu, ale mam takie przeczucie :D
OdpowiedzUsuń+ Cieszę się, że w końcu mogę skomentować z bloggera :-)
Rozdział świetny !!! :) Z niecierpliwością czekam na następny. Wydaje mi się że ta rozmowa nie dotyczyła Ronnie... zostaje tylko czekać na kolejny rozdział <33333
OdpowiedzUsuńawww <33 Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :-)
Lou zachował się w tym rozdziale jak kretyn i wcale nie dziwię się Ron, że tak się na niego wkurzyła xd Mimo wszystko uwielbiam kiedy są razem, tworzą taką słodką parę *.* Mam nadzieję, że się pogodzą :3
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
next next <3
OdpowiedzUsuńFabuła na początku się trochę nie klei bo najpierw piszesz że zadzwoniła do Nathana a później że lou znalazł go u niej cnie??? Ale i tak rozdział zajebisty!!! Polka03
OdpowiedzUsuń