piątek, 11 października 2013

Rozdział 6



Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Weronice. Nie jestem pewna czy czytasz, ale jeżeli tak to ten rozdział jest właśnie dla Ciebie. Mam nadzieję, że jeśli się przypatrzysz i dobrze wczytasz znajdziesz w nim cząstkę siebie. Kocham Cię Kicia.

Blaise ustała przed łazienkowym lustrem. Stwierdziła, ze jeżeli wczoraj wyglądała jak potwór to dzisiaj przeszła samą siebie. Nie znała żadnego słowa opisującego swój wygląd. Tragiczny, koszmarny, beznadziejny- nic nie pasowało. Czuła się równie źle, jej samopoczucie było równe 0, a wszystko przez jedną dziewczynę. Nienawidziła się za to, że jest taka delikatna, krucha, że każde słowo tak ją niszczy wewnętrznie, psychicznie.
Opłukała twarz zimną wodą, aby zmyć resztki snu. Jej włosy nadal mokre, dopiero co po umyciu sterczały każdy w inną stronę.
-Jeżeli nie wystraszę dzisiaj nikogo to będzie cud.- Wymamrotała do siebie i znów się skrzywiła. Jej głos łamał się podejrzanie i gdyby była chłopakiem na pewno stwierdziłaby, że ma mutację.
Włożyła na siebie krótkie spodenki i białą koronkową  bluzkę. Nie czuła się gotowa na wyjście z toalety, ale burczenie w brzuchu nie dawało jej spokoju. Chcąc nie chcąc wyszła ze swojego tymczasowego schronienia i lekko się chwiejąc zeszła na dół. Louis siedział już przy stolę zajadając się jajecznicą z bekonem. Ronnie nie wiedziała jak się przy nim zachować. Wiernie wierzyła, że żaden z jej nowych znajomych nie powiedział Tomlinson’owi prawdy.
-Hej.- Powiedziała nieśmiało.
-Cześć.- Chłopak na chwilę się zawiesił widząc stan dziewczyny. „Ty częściowo Twoja wina” jego podświadomość cicho szeptała mu do ucha.- Zjedz szybko bo musimy wyjść.- Veronica spojrzała na niego chcąc wyczytać coś z jego twarzy.
-Gdzie?
-Jedziemy do firmy Jamesa.
-Po co?
-Nie wiem.
-Czy…
-Ver proszę nie zadawaj tylu pytań tylko jedz.- Powiedział lekko podirytowany. Był strasznie niewyspany i okazywał to na każdym kroku. Nie chciał mówić do niej takim tonem, ale… W sumie nie miał dobrego wytłumaczenia.
Siedemnastolatka od razu po posiłku założyła swoje trampki i wyszła przed dom nie czekając na brata. Wsiadła w podstawiony już samochód i czekała.
*20 minut później po szalonej jeździe Louisa Tomlinsona*
Weszli razem do wielkiego wieżowca i po przywitaniu z ładną sekretarką ruszyli w stronę wind.
-O nie, nie, nie.- Zaczęła kręcić głową i wycofywać się do tyłu.
-Co znowu księżniczce nie pasuję?- Spojrzała na niego gniewnie i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Nie jadę.
-Bo?
-Bo nie. Możemy iść schodami?
-Na 17 piętro?- Louis stał i przypatrywał się Ronnie z zaciekawieniem.
-Tak.- Wymamrotała widocznie niezadowolona.
-Boże Ver chodź i nie rób problemów.
-Nigdzie nie jadę.- Szatyn wywrócił oczami i chwycił ją za rękę ciągnąć w stronę wind.
-Nigdzie nie jadę! Puść mnie! Poooomocy!
-Zamknij się.- Posłał jej gniewne spojrzenie. Blaise już nie odzywała, czekała na przyjazd cholernej maszyny śmierci. Prawie podskoczyła słysząc ten charakterystyczny dźwięk znaczący jej zjawienie się. Drzwi się rozsunęły, a serce siedemnastolatki jeszcze bardziej zaczęło bić.
-Nie wejdę tam.- Wyszeptała z przerażeniem w głosie. Lou wziął głęboki wdech i spojrzał na siostrę.
-Czemu?
-Ona…ona.- Gula, która powstałą w jej gardle nie dała jej przemówić.
-Ona co?
-Jest przezroczysta.- Tomlinson podniósł brwi, a swój wzrok przeniósł na środek transportu.
-Ach tak. Masz rację jest przezroczysta, a to oznacza, że?
-Że będę widzieć co jest pode mną, nade mną i w około mnie.- Znów przełknęła nerwowo ślinę.
-Boisz się?- Zapytał lekko już rozbawiony całą sytuacją.
-Nie.- Sapnęła i nie chcąc pokazywać swojej słabości dumnie przeszła obok szatyna i weszła do windy. Jej towarzysz podążał tuż za nią. Nacisnął przycisk z numerem 17, który przez to zaświecił się na czerwono.
-Zawsze możesz złapać mnie za rękę.- Szepnął do niej i puścił jej oczko.
-Nigdy w ży…- Nie dokończyła, bo winda ruszyła, a ona widziała jak unosi się nad ziemią. Krzyknęła z przerażenia i uciekła w kąt przestrzeni. Chłopak widocznie rozbawiony zachichotał ledwie słyszalnie i z zaciekawieniem przyglądał się Ronnie.
-Tylko spokojnie jeszcze tylko 13 pięter.- Powtarzała sama do siebie. Tomlinson wpadł na genialny w jego mniemaniu pomysł i podskoczył w miejscu powodując zatrząśnięcie „pojazdu”. W środku znów rozległ się krzyk przerażonej jeszcze bardziej dziewczyny, która teraz już kucała w kącie trzęsąc się ze strachu.
-Ja chcę stąd wysiąść. Zatrzymaj to. Zatrzymaj to! Słyszysz?
-Ej spokojnie.- Podszedł do niej i tez lekko ukucnął.- Jeśli umrzesz to u boku najseksowniejszego chłopaka w całym Londynie, ba nawet i w całej Anglii.- Zaśmiał się, ale natychmiast przestał widząc wzrok Blaise.
-Jesteś nienormalny wiesz?- Uderzyła go lekko w tors. A potem znów i znów.- Chcę stąd wyjść! Pomoooocy!- Darła się nie zwracając już uwagi na rozbawienie Louisa. Zapatrzyła się na prostokącik tuż nad przyciskami. 12, 13,14…
-Już tak blisko.- Wychrypiała. 15, 16, 17. Rozległa się muzyczka, a drzwi się rozsunęły. Ronnie w zaskakującym czasie opuściła windę, prawie całując przy tym ziemie.
-Następnym razem Cię nagram.
-Następnym razem Cię nie posłucham i wejdę schodami.
-Yhym chciałbym to zobaczyć. Veronica Blaise wchodząca na 17 piętro. To musiałby być widok.
-Oj zamknij się już.- Walnęła go w ramię i razem ruszyli w stronę gabinetu ojca siedemnastolatki. Kolejna ładna sekretarka powiedziała, że James ich oczekuję i weszli do jego gabinetu.
-Cześć tato.- Dziewczyna przywitała go buziakiem w policzek i usiadła obok Louisa na białej skórzanej kanapie.
-Dobrze, że przyszliście. Louis pamiętasz mojego przyjaciela Georga?
-Jasne, a co?
-Urządza dzisiaj małe przyjęcie. To znaczy oddzielnie dla nas i dla towarzystwa jego syna i jesteśmy zaproszeni.
-To cudownie, ale nie mogłeś nam tego powiedzieć przez telefon?- Zapytała sarkastycznie Ronnie.
-Mogłem, ale i tak teraz Twój brat zabiera Cię na zakupy.
-Co?
-Musimy kupić Ci jakąś sukienkę.
-Mam w co się ubrać.- Powiedziała już lekko zirytowana. Nikt nie ma prawa mówić jej jak powinna się ubierać.
-Nie, nie masz. Lou zabierze Cię do galerii i coś kupicie.- Poprawił się na swoim fotelu starając się wyglądać bardziej poważnie.- No na co jeszcze czekacie? Veronica musi się zrobić na laskę do 18.30. Zmykajcie.- Pośpieszył ich gestem rąk. Oboje bez protestowania wyszli na zewnątrz. Zatrzymali się jeszcze na chwile dziwnie na siebie zerkając.
-To na pewno był mój tata?- Zapytała rozkojarzona ciemnowłosa. Jej wzrok padał na twarz też zdziwionego Tomlinsona.
-Uwierz mi też się nad tym zastanawiam.- Oboje wybuchnęli śmiechem, wesoło idąc w stronę maszyny śmierci. Chłopak nacisnął przycisk przywołujący windę i w ciszy na nią czekali. W międzyczasie pojawił się tez inny chłopak zwracając tym uwagę Blaise. Wysoki blondyn o zielonych oczach i jednym dołeczku w prawym policzku niósł jakieś stare pudło. Ubrany w zwykłą koszulę i czarne rurki wywołał dziwną falę gorąca u Ronnie. Spojrzeli na siebie w tym samym momencie posyłając przyjazne uśmiechy. Przerwała im melodyjka sygnalizująca przyjazd windy.
-Lou naprawdę musimy tym jechać?- Jęknęła przyglądając się wnętrzu.
-Tak.
-Ty też nie przepadasz za nią?- Zapytał obcy stojący już wewnątrz.
-Tak zdecydowanie. Jest przerażająca.- Powiedziała stając przy nim.
-Nathan.- Podał jej wolną rękę, którą uścisnęła.
-Ronnie, a to mój brat Louis.- Tomlinson spojrzał na niego spod byka i prychnął pod nosem na co Veronica posłała mu pełne mordu spojrzenie.
Winda lekko się zachwiała a siedemnastolatka podskoczyła.
-Ej spokojnie.- Powiedział łagodnie Tommo przyciągając dziewczynę do siebie. Jej ciało przeszedł miły dreszcz, który nie uszedł uwadze szatyna.- Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało.- Szepnął uspakajająco do jej ucha lekko ocierając o nie swoim nosem. Skutkiem tego po ciele ciemnowłosej przeszło przyjemne mrowienie.
Winda znów wydobyła melodyjkę i cała trójka wyszła na zewnątrz.
-Miło było Cię poznać Ver. Mam nadzieję, że jeszcze Cię zobaczę.- Pocałował ją w dłoń i odszedł nie żegnając się z Louisem.
-Nie podoba mi się on. Jest jakiś dziwny.- Stwierdził po czym złapał dziewczynę za rękę i skierował ją w stronę wyjścia.
Widział jak Nathan patrzył na jego siostrę i jak ona patrzyła na niego. To dziwne uczucie w sercu, które wtedy miało miejsce wytrąciło go z równowagi. Nie wiedział czemu tak zareagował ale wiedział, że nie chcę aby jego Veronica spotykała się z nim. Nie polubił go nawet trochę i najgorsze było to, że nie miał pojęcia czemu.

*
Louis siedział już od dwudziestu minut przy barze na imprezie. Ronnie zniknęła gdzieś w tłumie tańczących ludzi wraz z jakimś nowo poznanym chłopakiem. Szatyn popijał już drugiego drinka nie będąc w humorze na zabawę. Po tym jak wyszli z biura Jamesa od razu pojechali do centrum handlowego. Spędzili tam dobre dwie godziny szukając odpowiedniej sukienki dla Blaise. Ta jednak okazała się bardzo wybredna i dopiero w ostatnim sklepie wybrała sobie krótką jasno różową sukienkę bez ramiączek i z odkrytymi plecami. Według Lou w tym stroju wyglądała naprawdę pięknie. Jednak nadal rodzeństwo nie zachowywało się normalnie. Po tym co stało się podczas wczorajszego obiadu miedzy nimi wyrósł jakiś niewidzialny mur. Veronica nadal miała żal do brata, że nie było go przy niej gdy najbardziej go potrzebowała.
W tłumie wypatrzył zbliżających się do niego ojca Ronnie i ją samą.
-Co jest?- Zapytał wstając z barowego krzesła.
-Chodźcie przedstawię wam kogoś.- Chwycił ich za ręce i wprowadził do innego, bardziej spokojnego miejsca. Był tam już chłopak o blond włosach, który z uśmiechem na twarzy przypatrywał się siedemnastolatce.
-Louis, Veronica to Nathan syn mojego wspólnika. Nath to moja córka Ronnie i syn Lou.
-Znowu się spotykamy.- Powiedział blondyn.
-Znacie się?
-Wpadliśmy na siebie w Twojej firmie, tato.- Wyjaśniła.
-Zatańczysz?- Zapytał wyciągając dłoń przed siebie. Dziewczyna skinęła głową i załapała za jego rękę. Oboje opuścili pomieszczenie zostawiając w nim Tomlinsona i pana Blaisa.
-Co to miało być?- Naskoczył na niego młodszy.
-Nie rozumiem.
-Czemu nas z nim zapoznałeś?
-Och, Nathan jest uroczym chłopcem razem z moim wspólnikiem Robertem stwierdziliśmy, że razem ładnie by wyglądali.- Szatyn zacisnął pięści starając się uspokoić. Od razu nie polubił chłopaka, a teraz jeszcze się dowiedział, że jego ojczym bawi się w swatkę. Wyprowadzony z równowagi Louis opuścił pokój i wrócił na przyjęcie. Ron zobaczył już z daleka. Wyginęła się w rytmie szybkiej muzyki obok blondyna. Tommo ledwo powstrzymywał się przed podejściem do nich i rozdzieleniem  ich, ale nie wytrzymał kiedy ręka chłopaka zjechała na pupę. Podszedł do nich z prędkością światła i chwytając Ronnie za nadgarstek wyprowadził ją z domu na świeże powietrze. Ciągnął ją za sobą dopóki nie dotarli do niewielkiej altanki. Spojrzał na nią. Wyglądała idealnie. Jej długie brązowe włosy, lekko zakręcone opadały jej swobodnie na ramiona. Ozdobny, ale nie za mocny makijaż zdobił jej twarz, a sukienka dopasowanie przylegała do jej ciała.
-O co chodzi?- Zapytała tupiąc noga i krzyżując ramiona na piersi.
-Co ty sobie wyobrażasz?
-Możesz jaśniej, Lou?
-Masz siedemnaście lat, a zachowujesz się tak nieodpowiedzialnie. Obmacujesz się na środku parkietu z nowo poznanym chłopakiem!- Wykrzyknął ciężko oddychając.
-Znów przez to przechodzimy? Ja nic złego nie robiłam i zgadza się mam siedemnaście lat i mogę robić co chcę!
-Ale mu chodzi tylko o jedno.- Powiedział już spokojniejszym tonem. Veronica lekko już sfrustrowana zachowaniem brata popatrzyła na niego lustrująco. Westchnęła przeciągle.
-Rozumiem, ze się martwisz i doceniam to, ale Nathan to dobry chłopak.- Próbowała go bronić. Nie mogła uwierzyć, że Lou tak łatwo ocenia ludzi. To jej sprawa z kim rozmawia i z kim się zadaje.
-Nie widziałaś jak na Ciebie patrzy. Jakby chciał zaciągnąć Cię gdzieś i…
-Nawet nie kończ.- Zatrzymała go gestem ręki.- Jesteś obrzydliwy.
-Ver posłuchaj…
-Nie Lou to ty posłuchaj mnie. Wrócę teraz na imprezę, podejdę do Natha przeproszę go za Twoje zachowanie i będę się bawić i kto wie może serio do czegoś dojedzie.- Nie kontrolowała słów i nie miała tego na myśli po prostu chciała dać do zrozumienia Tomlinsonowi, że to ona decyduję z kim się zadaję. Już chciała się odwrócić i odejść kiedy chłopak przyciągnął ją z powrotem do siebie i wpił się w jej usta. Zdezorientowana Veronica nie wiedziała co ma robić. Delikatne usta Louisa odebrały jej racjonalne myślenie. Zaczęła delikatnie oddawać pocałunek wplątując palce we włosy szatyna. Odepchnęła go od siebie przypominając sobie, że przecież za dwa tygodnie Lou stanie się jej bratem.
-Co ty sobie do cholery wyobrażasz?- Krzyknęła.
-Ja… ja…- Plątał się nie mogąc skleić normalnego zdania. Chciał podejść do dziewczyny, ale ona się odsunęła.
-Nie zbliżaj się do mnie.- Jej głos łamał się, a ona sama była bliska płaczu.
-Ron…
-Przestań! Nie wiem co sobie wyobrażałeś, ale wszystko spieprzyłeś.- Odwróciła się na pięcie i odeszła stukając swoimi obcasami.


FOREVER TRUE LOVE,

 Naprawdę dziękuję Wszystkim za komentarze i ponad 2700 wyświetleń. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Mam nadzieje, że ten rozdział również Wam się spodoba :*



6 komentarzy:

  1. Ojej to się porobiło ;) Cudowny rozdział dziewczyno, masz wieeelki talent!
    Weny życze i czekam z niecierpliwością na next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz !! czekam na kolejny rozdział!! ten jest przesuper !! : )

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc tak...
    Ten lęk do przezroczstej (czy jak to sie tam pisze XD) windy jest zabawny :D
    Uhuhu, się porobiło. Lou zazdrośnik xd
    Ten pocałunek na końcu sprawił, że prawie spadłam z krzesła xoxoxox
    A tak poza tym to podoba mi się jeden fakt. Główna bohaterka ma tak samo jak ja brązowe kręcone włosy :)
    Ten rozdział jest najlepszy jaki w życiu czytałam, a uwierz mi czytam wiele blogów :)
    No nic nie rozpisuję się już.
    Wenki życzę i z niecerpliwością czekam na nn ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. o jprdl zajebsiteee <3 *-* nie spodziewałam sie tej końcówki więc gratuluje ;*** dodaj szybko nast. cz. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. jejuuu jak słodko!!! Lou ją pocałował, spadłam z krzesła jak to przeczytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. prawie spadłam z krzesła jak czytałam końcówkę

    OdpowiedzUsuń