"Nie obchodzi mnie co ludzie mówią, gdy jesteśmy razem.
Wiesz, że chcę być tym, który przytula Cię, gdy śpisz"
Leżąc na łóżku, sufit wydawał się
naprawdę ciekawym obiektem. Najedzona po obiedzie i spłakana po rozmowie z
Lydią wypoczywałam brzuchem do góry. Och, tak dobrze usłyszeliście spłakana, ta
nasza krótka rozmowa na skype uświadomiła mi jak bardzo za nią tęsknie.
Opowiedziałam jej również o mnie i Lou, a ona piszczała przynajmniej pięć minut
z przerwą na powiedzenie: „kiedy tak szybko dorosłaś, Ronnie?”.
Cieszę się, że mam przy sobie tak
wspaniałą przyjaciółkę. I chociaż na początku nie lubiłyśmy się, a nawet szczerze
nienawidziłyśmy to teraz dzieliłyśmy się każdą myślą.
Z Birds poznałyśmy się w pierwszej
klasie. Przyszła do szkoły w połowie drugiego semestru, przenosząc się do nas z
Oklahomy, a jej akcent od początku mnie irytował (teraz oddałabym wszystko,
żeby móc go słuchać codziennie). Była pewną siebie siedmiolatką, która już
pierwszego dnia zalazła mi za skórę siadając na moim miejscu w sali, tuż obok
Roberta McCalley’a, mojej pierwszej miłości. Oczywiście on musiał spodobać się
także jej. Od tamtej pory zaczął się wyścig do jego serca.
Dopiero pod koniec czwartej klasy
zaczęłyśmy się tolerować. Pani Brooks od biologii wyznaczyła mi ją, jako
partnerkę do projektu. Chcąc nie chcąc musiałyśmy spędzać ze sobą czas minimum
dwa razy w tygodniu przez miesiąc.
Na początku szóstej klasy byłyśmy już
nierozłączne, i to przez głupi incydent z Kevinem z ostatniej ławki. Klasowy
klown i chuligan, który kiblował już drugi rok. Kiedy Lydia miała usiąść na
swoim miejscu w ławce on chciał odsunąć jej krzesło, a wtedy wchodzę ja i
ratuję całą sytuację. Teraz wspominając tamten dzień śmieję się jak opętana.
-Przeszkadzam?- Tomlinson wszedł do
pokoju.
-Jasne, że nie.- Podszedł bliżej i
położył się obok mnie. Po jego minie, mogłam stwierdzić, że jeszcze nie do
końca ocknął się po imprezie.
-Mam pewną propozycję.- Zaczął, a ja
już się bałam. Jeśli to znowu jeden z któryś jego genialnych pomysłów to osobiście
się poddaję.- Co powiesz na trzecią randkę?
-Haczyk?- Podniosłam brwi tak, że
złączyły się w jedną.
-Prawdopodobnie kąpielnagowjeziorze.-
Powiedział szybko, przez co nie zrozumiałam kompletnie nic.
-Możesz powtórzyć?
-Kąpiel nago w jeziorze i spanie w
lesie.- Czy to możliwe czy Louis Tomlinson właśnie się czerwieni?
-Znów się w to bawimy? Nie wydaję Ci
się to nudne? Wiesz, te całe spełnianie życzeń prawie, co drugi dzień?
-Myślałem, że Cię uszczęśliwiam.
Zaplanowałem już wszystko.
-Czemu mam wrażenie, że nie mówisz
tylko o randce?- Zmienił pozycję na bardziej wygodną. Coś w jego zachowaniu
mnie niepokoiło.
-Tak jakby… całkiem przypadkowo
oczywiście… ja… no, wiesz… zaplanowałem resztę Twoich dni tutaj.- Podrapał się
po karku zakłopotany, a jego twarz miała taki wyraz, że nie umiałam się
gniewać.
-Każdy?
-Noooo.- Wyciągnął.
-Przedstawisz mi ten plan? Musi być
zajęta każda godzina, bo parę punktów na liście zostało, a ja jestem tu jeszcze
przez tydzień.- Tak jakby czekając na to pytanie, od razu sięgnął do kieszeni i
wyjął świstek papieru. Wyprostował go i przysunął do oczu.
-Tak, wiem. Niestety nie udało mi się
spełnić wszystkich i raczej nie uda, ale…
-Ale?
-Dokończymy je jak wrócisz.
-To miała być wakacyjna lista.
-Zaczęliśmy w połowie wakacji, musimy
odebrać drugą.- To chyba było logiczne.- A więc dzisiaj.- Zaczął czytać z
kartki.- To jest 23 sierpień kąpiemy się i śpimy w lesie, 25 sierpnia mamy
dzień Louisa i Veronic, czyli połączyłem to i wyszło Louronic.- Zaśmiał się
jakby to był żart godny pochwały.- Czyli wszystkie drobne punkciki. A potem,
jeszcze nie wiem, kiedy dokładnie przebierzemy Cię za chłopaka i, żeby było
ciekawiej, złamiemy Nickowi serce.- Patrzyłam na niego trochę zdziwiona. Ja w
roli geja-podrywacza to coś nowego. Nie spodziewałam się takiego pomysłu po
takim dziecku jak on.
-Cudownie.- Powiedziałam z sarkazmem.-
Mam coś do powiedzenia?
-Nie e.- Jeszcze bardziej zaczął
przypominać pięciolatka. Chciałam mieć chłopaka, a nie małego chłopca na
wychowanie.
-Sama nie wiem, Lou.
-Och no dalej, Ver. Będzie fajnie. A
jak przyjedziesz następnym razem to wkradniemy się na czerwony dywan! Może
nawet pokażą to w telewizji i to nie tylko w Anglii.- Przerwał na chwilę.- A co
z wystąpieniem w teledysku? Już nawet mam pewną gwiazdę na oku.- Całą siłą woli,
jaka miałam, starałam się oprzeć temu urokowi. Wszystko, co do tej pory
zaplanował szatyn miało w sobie coś złego. Moja podświadomość wręcz krzyczała:
powiedz nie, powiedz nie. Jednak jakaś cząstka mojego serca, która uwielbiała
tego głupka podpowiadała: tak! Tak! Zgódź się, Ronnie, zgódź.
-Ugh-
-Proszęeee Ron.
-Ja-
-Będzie fajnieee.
-Dobra, Tomlinson, ale stanie się coś
złego, a Cię zabiję.
-Och daj spokój niemądra, głupiutka
dziewczynko- pstryknął mój nos- wszystko będzie ziampiście.
-Ziampiście?
-Postanowiłem ograniczyć brzydkie
słowa. I tak obiecuję, że nic się nie stanie.
Cóż miałam zrobić? Uwierzyłam,
zaufałam i nie żałowałam.
**
-Jak udało przekonać Ci się
rodziców?- Zapytałam, kiedy szliśmy przez plaże.
-To nie było trudne. Ja jestem u
chłopaków, a ty u Perrie.- Już wyszło z tego coś złego. Nie cierpiałam nadużywać
zaufania ojca.- Tu chyba będzie idealnie.- Rozejrzałam się, i tak, tam było
idealnie. Nie można opisać słowami jak magiczne było tamte miejsce. Słońce odbijające
się od tafli wody, motyle latające obok, piasek mieniący się blaskiem promieni
i cisza, i spokój. Żadnych ludzi wkoło.
Louis zaczął rozbijać namiot w małym
lasku obok plaży, a ja miałam za zadanie zebrać patyki na ognisko. Niby nic
trudnego, a co chwila gałęzie wypadały z moich dłoni doprowadzając do tego, że
chwytałam nie więcej niż dwie i w taki sposób zanosiłam w wyznaczone miejsce.
Żmudna, wyczerpująca praca.
Godzinę później wszystko było już
gotowe. Namiot stał rozłożony, ognisko paliło się, a gwiazdy na niebie stawał się,
co raz bardziej widoczne. Siedzieliśmy na drewnianych belkach w rękach
trzymając patyki, na które nadziane były pianki. Kijek Louisa szturchnął mój.
-Ej!- Oburzyłam się.- Co to miało
być?- Tym razem to ja szturchnęłam jego, ale na tym się nie skończyło.
Zaczepialiśmy się tak cały czas, dopóki moja słodkość nie wpadła do ogniska i
nie dało się jej już uratować.- Zrobiłeś to specjalnie.- Powiedziałam.- Byłeś
zazdrosny, że mam większą.
-Chcesz moją?- Zaproponował, ale ja
przekręciłam przecząco głową.
-Teraz już nie chcę.
Objął mnie ramieniem i przyciągnął
bardziej do siebie.
-Och daj spokój, Ronnie.- Zaśmiał
się.- Teraz kąpiel?- Jego brwi zabawie się poruszyły.
Nagle nabrałam obaw. Po co się w
ogóle zgadzałam? Po co w ogóle wpisywałam ten głupi punkt na listę? To
najgorszy pomysł pod słońcem. Jednak teraz nie było odwrotu.
Skinęłam tyko głową i wstałam razem z
Tomlinsonem. Złapał moją kruchą dłoń w swoją i zaczął ciągnąć w stronę wody.
Szatyn ściągnął koszulkę, a ja mogłam
zacząć podziwiać jego liczne tatuaże. Szybko wziął się za pozbywanie spodenek i
bokserek, i nie czekając ani chwili wbiegł do wody ukazując mi swoje zgrabne,
nieopalone pośladki.
-No dalej, kochanie.- Zachęcał mnie,
ale ja nadal stałam na brzegu rysując stopą w piachu.- Mam przyjść i Ci pomóc?
-Nie trzeba, poradzę sobie!
Niepewnie odpięłam guzik spodenek i
zsunęłam je do kostek, a następnie zdjęłam bluzkę zostając w samej bieliźnie.
-Możesz się odwrócić?!
-Och daj spokój.
-Odwróć się, Lou.- Przewrócił oczami,
ale wykonał polecenie. Pozbyłam się reszty nakrycia i zaczęłam powoli zbliżać
się do wody. Nie była taka zimna jak myślałam, dlatego po chwili stałam już
zanurzona do szyi naprzeciwko chłopaka. Nic nie powiedziałam, ale byłam pewna,
że on wie o mojej obecności. Niepewna, co teraz zrobić delikatnie musnęłam
dłonią jego umięśnione plecy. Odwrócił się przodem do mnie, a na jego ustach
pojawił się leniwy uśmiech. Patrzył prosto w moje oczy z prawdziwą miłością.
Nachylił się w moją stronę jakby
chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili ochlapał mnie.
-Louis!- Pisnęłam, ale również go
pochlapałam. Złapał moje nadgarstki i zbliżył mnie do swojego torsu. Nasze
nagie klatki piersiowe otarły się o siebie, ale nie czułam zażenowania to było
trochę zaczarowane. Księżyc w pełni i połyskująca tafla wodna jak w jakiejś
bajcę o wróżkach i księżniczkach.
Jego palce delikatnie badały moją
twarz, a dokładniej policzek Sunął nimi od góry do dołu, aż wtargnął na linie
ust. Nasz wzrok co chwila jeździł od oczu do warg i tak cały czas.
W końcu przerwał moje czekanie,
nachylił się jeszcze bardziej niż było to możliwe i pocałował mnie jakbym była
porcelanową lalką. Wplątałam swoje drobniutkie dłonie w jego mokre włosy, a on
objął mnie w biodrach nie pozostawiając żadnego wolnego miejsca między naszymi
ciałami.
Odsunęliśmy się od siebie tylko na
chwile, żeby złapać oddech i nasze usta znów przywarły do siebie, ale tym razem
bardziej żarliwie.
-Złap oddech.- Szepnął i nim zdążyłam
się zorientować zanurzył się ze mną pod wodę dokańczając tam to, co zaczęliśmy
na powierzchni. Zachichotałam tworząc bąbelki, a Lou dołączył do mnie. Jego
ręce złapały mnie pod udami i uniosły do góry. Oplotłam go nogami w talii by
wygodniej mu było ze mną iść.
Opadłam na miękki, ale zimny piasek,
a chłopak zawisł nade mną obdarowując mój dekolt pocałunkami. Woda z jego
włosów i twarzy kapała na mnie wywołując lekki chichot. Zaczynałam zachowywać
się jak zakochana, głupia czternastolatka, ale w żadnym wypadku nie
przeszkadzało mi to.
Swoimi ustami zjechał niżej, na linię
brzucha, właśnie tam gdzie miałam największe łaskotki. Zaczęłam się wiercić i
śmiać, a on powiększył to zasysając miejsce nad biodrem.
Wrócił do mojej twarzy delikatnie
trącając swoim nosem mój, a potem znów zaatakował mnie pocałunkiem.
-Potrzebuję Cię Ronnie.- Jęknął.
Wiem o co mu chodziło i nie miałam
żadnych wątpliwości. Ufałam mu, dlatego delikatnie skinęłam głową i upewniłam
to kolejny złączeniem naszych ust.
***
Leżeliśmy przy ognisku nakryci
jedynie kocem. Opierałam swoją głowę o tors Louisa, a on bawił się moimi
włosami. Był już środek nocy, ale żadne z nas nie czuło większego zmęczenia.
Lou coś mruknął ale nie byłam pewna co.
-Możesz powtórzyć?- Uniosłam głowę do
góry, żeby mieć lepszy widok na jego twarz.
-Kocham Cię, Veronico.
-Kocham Cię, Louisie.
-Patrz spadająca gwiazda.- Podniósł
palec do góry i wskazał coś na niebie. Spojrzałam w tamtym kierunku i
rzeczywiście ją zauważyłam.- Pomyśl życzenie.
Zamknęłam oczy i tak właśnie zrobiłam.
***2 dni później***
Przetarłam zaspane oczy i
przejechałam palcami po poplątanych włosach. Nadal wszystko mnie bolało po
przedwczorajszej, niewygodnej nocy w namiocie. Jestem na 100% pewna, że stał on
na jakiejś szyszce, która później kuła mnie w dolne partie placów.
Weszłam do kuchni skąd wychodziły
nieziemskie zapachy. Nadal nie do końca wybudzona spojrzałam na Tomlinsona,
który zmagał się z czymś w garnku.
-Dzień dobry.- Przywitałam się, a
chłopak odpowiedział mi tylko, albo aż, uśmiechem pełnym miłości. Od pewnego
incydentu wtedy na plaży zdecydowanie pokazujemy sobie za dużo uczuć. Kiedy
wczoraj jeszcze przed południem wróciliśmy do domu Sam i Jamesa nie było
dlatego postanowiliśmy wziąć wspólny prysznic. Skończyło się na tym, że
wyszliśmy po około godzinie zmęczeni przez pocałunki. Potem zjedliśmy
romantyczny obiad na tarasie, a na koniec wspólnie przeżyliśmy popołudniową
drzemkę w sypialni szatyna. Po przebudzeniu, dwie godziny później nastąpiła
seria przytulania, całusów, łaskotek i wygłupów. Zdecydowanie cudowny dzień.-
Amy nie ma?
-Kazałem jej przyjść godzinę później,
ponieważ stwierdziłem, ze sam ugotuję śniadanie.- Zajrzał do jednej z szafek,
gdzie znalazł różne przyprawy.
-Rodzice w pracy?
-Mama na zakupach z przyjaciółką, a
James jeszcze śpi.- Odparł przyprawiając potrawę.
-Jest- spojrzałam na zegarek.- 9.15.
Myślisz, że wszystko z nim w porządku?
-Ma dzień wolny. Korzysta chłopak.-
Odlał wodę do zlewu i przeniósł coś, co miałam zjeść na talerz.- Bardzo głodna?
-Yhym.- Wyjął z kieszeni bandamke i
zakrył mi nią oczy.- Co ty robisz?
-Niespodzianka. Otwórz buzię.
-Lou…
-Po prostu ją otwórz, Ronnie.-
Westchnęłam zirytowana, ale wykonałam jego prośbę. Chłopak dmuchnął na coś, a
po chwili znalazło się to w moich ustach. Ugryzłam to, ale od razu tego
pożałowałam.
-Fuu!- Wszystko znalazło się z
powrotem na stole.- Co to było?- Odwiązałam przepaskę i spojrzałam na resztę
mojego śniadania. Miałam ochotę zwymiotować widząc…
-Ośmiornica. Tak jak chciałaś,
kochanie.- Uśmiechnął się figlarnie.
-Już nigdy tego nie tknę.- Odsunęłam
talerz jak najdalej.- Kto wymyślił takie paskudztwo?
-A co to za zapachy?- Do kuchni
wszedł mój ojciec. Zajrzał mi przez ramię i autentycznie ślinka mu pociekła
widząc owoc morza.- Będziesz to jadła?- I nie czekając na moją odpowiedź wziął
talerz, czysty widelec i zaczął jeść.
-Co dziś robimy?- Zapytał z pełną
buzią.
-My?
-Bądź miły, Lou.- Szepcze do niego.
-Miałem dziś zaplanowane zakupy w
supermarkecie z Sam. Przyłączycie się?
-To będzie takie ciekawe.- Mruknął
pod nosem tak cicho, że tylko ja to usłyszałam.
-Z chęcią.- Odpowiedziałam za naszą
dwójkę za co Lou gniewnie się na mnie spojrzał. Posłałam mu niewinny uśmiech, a
gdy tata na chwilę się odwrócił cmoknęłam go w policzek.
-Pójdę się przebrać.- Odeszłam od
stołu i pobiegłam na górę.
Znalazłam w szafie biały top i
krótkie jeansowe spodenki. Zrzuciłam z siebie piżamę i po włożeniu bielizny
ubrania też znalazły się na moim ciele. Rozczesałam włosy stwierdzając, że nie
muszę ich jeszcze myć i zebrałam je w kucyka. Przejechałam tuszem po rzęsach i
byłam gotowa.
Zeszłam znów na dół gdzie bo hallu w
kółko chodził Louis rozmawiając z kimś przez telefon szeptem. Kiedy mnie
zobaczył szybko zakończył połączenie, a jego komórka skończyła w tylnej
kieszeni.
-Mama już wróciła. Poszła na górę
zostawić torby i zaraz zejdzie. Twój tata jest już w samochodzie.- Skinęłam
głową jednocześnie zakładając na swoje nogi białe trampki. Samantha dołączyła
do nas i poszliśmy do auta.
***W sklepie***
-Louis uważaj.- Ostrzegłam go.- Lou,
proszę Cię.- Chłopak nadal mnie nie słuchał tylko nadal jak szalony jeździł
wózkiem między półkami. Już nawet dzieci zachowywały się lepiej.
Skręcił w aleję z czekoladami i
zaczął po kolei wrzucać wszystkie do koszyka.
-Naprawdę tego potrzebujemy?
-Wyluzuj, skarbie.- Przewróciłam
oczami, ale nadal podążałam jego śladami. Skręciliśmy w prawo, gdzie obok win
zastaliśmy rodziców. James spojrzał na produkty wybrane przez szatyna i nawet
się nie zdziwił. Musiało to zawsze tak wyglądać.
-Macie już wszystko?- Zapytał nas.
-Chyba tak.- Samantha spojrzała na
swoją listę, gdzie prawie wszystkie rzeczy były wykreślone.
-Jeszcze ziemniaki.
-Ja się tym zajmę!- I nim zdążyliśmy
go zatrzymać, Tomlinson był już w połowię drogi do stoiska z warzywami.
-W tym roku trzeba mu kupić na
urodziny smycz.- Odezwała się kobieta.
-Myślałem bardziej o kagańcu.- Cała
nasza trójka wybuchła śmiechem.
-To Lou nie miał jeszcze urodzin?
-Nie mówił Ci? Urodził się w
Wigilię.- Wytłumaczyła Sam.
-Czyli jeszcze dwudziestodwulatek z
niego, co?- Uśmiechnęłam się.
-Och nie Ronnie. Lou w grudniu kończy
dwadzieścia cztery lata.- Spojrzałam na nią zdziwiona. Miałam zadać kolejne
pytanie, ale szatyn wrócił.
-Mamy już wszystko, możemy wracać.
James zapłacił za zakupy i wróciliśmy
do domu. Przebrałam sięw wygodniejszy dres i z laptopem rozłożyłam się na
łóżku. Obok siebie posadziłam Theo i nie brakowało mi niczego więcej do
szczęścia.
-Tu się ukrywasz.- No tak zapomniałam
o nim.
-Hej.- Powiedziałam uśmiechając się.
-Mam coś dla Ciebie.- Zaczął.
-Czemu nie powiedziałeś, że w grudniu
kończysz dwadzieścia cztery lata?- Wyraz jego twarzy zmienił się na bardziej zaskoczony
i zmieszany.
-A czy to ważne? 24, czy 23?
-Lou…
-Przesadzasz, Ronnie. Szukasz dziury
w całym. Brakuję Ci powodów do kłótni? Znów było zbyt idealnie?
-Przepraszam, ja po prostu-
Przerwał mi pocałunkiem. Jego usta
były ciepła i już tak znajome. Jednak wiedziałam, że nie jesteśmy w domu sami.
-Przestań, ktoś może wejść.
-I? Niech każdy wie jak bardzo Cię
kocham.
I oto jest rozdział 18. Jak Wam się podoba? Dla mnie nie jest taki zły. Wiem, że na razie jest trochę nudno, ale już w następnym rozdziale parę rzeczy się popsuję.
Przypominam o głosowaniu w ankiecie na blog miesiąca luty na stronie http://spis-blogow-1d.blogspot.com/
Oprócz tego rozdziału, zostały jeszcze tylko 3 i epilog!
Nieeeee błagam nie kończ tego opowiadania.No nie wiem napiszesz na pewno drugą część tylko nas straszysz,że jeszcze tylko trzy rozdziały i epilog prawda? A co do rozdziału to jak zawsze światy.Zapraszam na moje opowiadanie o one direction http://bring-me-to-happy-life.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak zawsze <3333
OdpowiedzUsuńJak to tylko trzy rozdziały i epilog !?
Będzie druga część?
Mam nadzieje że tak bo uwielbiam twoje opowiadanie <333
Tak, będzie druga część :)
Usuńsuper , taki romantyczny ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńNudno? Nudno to jest na niemieckim dziewczyno! A to opowiadanie to nie niemiecki, więc nie gadaj, że tu nudno. Nam moim nowym blogu też nudno, a to nie jest mój nowy blog, więc dwa argumenty, że tu nie jest nudno :3 Tu jest świetnie, Lou jest taki słodki dla Nicy, taki ideał chłopaka *o* Szkoda, że nie opisałaś tej jednej sceny :c Hehehehe :* Uwielbiam to opowiadanie <3 Chciałam napisać kocham, ale ja kocham Nialla, przepraszam :c :*
OdpowiedzUsuńCudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne, cudne! Za mało? To jeszcze raz :
OdpowiedzUsuńCudne, cudne, cudne, CUDOFFFNE!!!
Czekam na nastepny <3
Xx
To jest cudowne czemu tak mało tyloko 3 dobrze ze bedzie 2 czesc <33333
OdpowiedzUsuńDobrze, że będzie drug część :). Rozdział jest świetny, ani trochę nie był nudny. Nudna to jest matma, nudna jest geografia i WOS też, ale nie to. To jest cudowne.
OdpowiedzUsuńCzy Oni zrobili TO?
OdpowiedzUsuńUm... Tak :)
UsuńSuper rozdział :) Fajnie że będzię 2 część <3
OdpowiedzUsuńHehe, kocham to opowiadanie :d
OdpowiedzUsuńGenialne, genialne, genialne! Uwielbiam tego bloga, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńNextt !!! Kiedy będzie nastepna część. ? Nie moge się doczekac. Blagam nie koncz ten blog jest idealny blagam dodaj jak najszybciej nexta . :*** <3 . LOVCZI .
OdpowiedzUsuńMoże jutro wstawię kolejny rozdział. Jest już napisany, ale muszę jeszcze go sprawdzić. Pozdrawiam xx
UsuńCudny *-*
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo chcę nexta :((
http://life-has-become-a-failure.blogspot.com