poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 1

"Błędy z przeszłości zostawiają wielki ślad na naszej duszy, ale trzeba iść dalej by nie stracić teraźniejszości."

Drżenie rąk ukryłam chowając je w kieszenie. Bicie serca zagłuszyłam muzyką płynącą ze słuchawek, a nadmierne pocenie zlikwidowałam w toalecie pryskając się toną dezodorantu. Kłębiące się w mojej głowie, czarne myśli próbowałam zakłócić pozytywnym nastawieniem i tym, że spotkam ojca. Ponieważ mimo tego całego bałaganu naprawdę stęskniłam się za tym siwawym mężczyzną.
Szłam w kierunku wyjścia ciągnąc za sobą dwie duże walizki, a ich kółka wydawały charakterystyczny dźwięk, który odbijał się echem. Ludzie, którzy mnie mijali mogliby po prostu powiedzieć, że jakaś zwykła osiemnastolatka wybrała się na długą wycieczkę, a po delikatnym uśmiechu na jej twarzy można stwierdzić, że na wymarzoną.
Niestety, jaka to błędna interpretacja. Ja wcale nie byłam szczęśliwa. Może na zewnątrz tak to wyglądało, ale w środku czułam tylko złość, smutek, rozgoryczenie, bezradność. No i ta wycieczka wcale nie była moją wymarzoną. Miałam już idealne plany na ferie razem z Lydią i resztą naszej paczki. Charlie wynalazła jakiś obóz narciarski i właśnie teraz wszyscy tam są: Lyd, ona, Preston, Mick i Tedy.
Usiadłam na ławce nie widząc nigdzie nikogo, kto mógłby mnie odebrać i oparłam głowę o słup stojący obok. W sumie mogłam się spodziewać, że albo się spóźnią, albo zupełnie o mnie zapomną. Przecież taka Veronica Blaise jest mało ważna i nic nieznacząca.
Wyjęłam z bocznej kieszeni walizki paczkę papierosów i nie zwracając uwagi na tabliczkę z zakazem zapaliłam jednego.
Dym od razu uspokoił trochę moje skołatane nerwy. Paliłam już od dawna, ale dopiero od listopada zaczęłam robić to bardziej… nałogowo? Nie bierzcie mnie za żadną zbuntowaną nastolatkę po prostu nikotyna pozwala na postawienie kilkuminutowego muru między mną, a moimi wspomnieniami. I przez tą krótką chwilę mogę myśleć tylko o teraźniejszości.
Po wypaleniu niedopałek wrzuciłam do śmietniczki, a z kieszeni wyciągnęłam telefon. Od wylądowania samolotu minęły już trzydzieści cztery minuty, a ja nadal nie widziałam żadnej znajomej twarzy. Nawet Tyler nie wyrósł z podziemi i nie przywitał mnie słowami „dzień dobry panieneczko”.
Weszłam w swoje kontakty i wykręciłam numer do taty. Niestety zamiast sygnału usłyszałam krótkie „numer jest poza zasięgiem sieci”. Zdenerwowana schowałam komórkę na dno torebki i z frustracji pociągnęłam za swoje włosy.
Niby miałam jakieś pieniądze, ale nie chciałam wydawać ich na samym starcie. Stąd do domu Jamesa była jakaś czterdziestominutowa jazda, która taksówką kosztowałaby mnie fortunę przez londyńskie korki.
Miałam trzy opcje: a) zostanę na lotnisku modląc się o cud, że ktoś sobie o mnie przypomni b) pokonam te kilometry na pieszo lub autostopem z jakimś gwałcicielem lub c) skorzystam z zakazanych numerów w moim telefonie.
Ostatni punkt mogłam wykreślić od razu. Nie miałam zamiaru dzwonić do żadnego znajomego tu z Londynu, a tym bardziej do czwórki chłopaków, których miałam za przyjaciół. Pierwszy punkt był bardzo kuszący, ale było naprawdę zimno mimo kurtki, którą miałam na sobie. Natomiast opcja druga miała swoje za i przeciw. Przecież nie każdy, kogo poproszę o podwózkę musi być psychopatą z siekierą na tylnym siedzeniu.
Znowu z drugiej strony ostatnio często służy się o zaginięciach i porwaniach na całym świecie, a ja nie chcę skończyć w burdelu z mafia na karku.
Czyli została mi piesza wycieczka. Podniosłam się z niewygodnego, metalowego krzesła i biorąc uchwyty walizek w dłonie dumnym krokiem wyszłam na ulice stolicowego miasta.
Stając na zewnątrz uderzył we mnie chłód lutowego powietrza. Było już po siedemnastej, dlatego słońce zaszło, a otoczenie spowiła ciemność nocy. Cóż zabrzmiało to jak w jakiejś taniej książce kryminalnej.
Zobaczyłam tabliczkę ze strzałką w stronę centrum miasta i biorąc oddech rześkiego powietrza ruszyłam w tamtą stronę. Mogłam przynajmniej ułożyć w głowie jakiś plan jak to wszystko będzie. Nadal nie wiem, co mam zrobić wchodząc do domu ojca.
Ostatnimi czasy prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Przestałam odbierać telefony, a kiedy już to robiłam kończyło się na pięcio minutowym połączeniu gdzie cały czas mówiłam tal, albo nie. Nie raz także pisał do mnie sms, ale ignorowałam je lub odpowiadałam monosylabami. Z Samanthą za to rozmawiałam regularnie w każdą niedzielę wieczorem. Rozumiała mnie, a ja ją. Można powiedzieć, że bardzo się zaprzyjaźniłyśmy i wyszło mi to na dobre. Oczywiście Sam nie miała pojęcia o wydarzeniach z wakacji i nadal myślała, że między mną, a jej synem jest jak najbardziej okej.
Poczułam jak na moją głowę spada coś mokrego, uniosłam spojrzenie, a krople deszczu ozdobiły moje policzki. Z moich ust wyszła wiązanka przekleństw, ale kontynuowałam drogę.
Chociaż nadal wydawało mi się, że do przejścia zostało mi więcej niż mniej.
-Podwieźć Cię laleczko?- Obok mnie zatrzymał się czarny samochód.
-Nie, poradzę sobie.
-Pada deszcz.- Zauważył.- I jest, co raz ciemniej.- Przybliżył się bardziej szyby, a ja mogłam zobaczyć jego twarz.
Brązowa grzywka zasłaniała delikatnie jego, chyba zielone oczy. Na uwydatnionych policzkach widniał lekki zarost, a jego malinowe usta formowały się w leniwy uśmiech.
-Duża dziewczynka ze mnie. Poradzę sobie.- Może i wyglądał na niebezpiecznego, ale wahałam się przez bezpieczeństwo widniejące w jego oczach.
-Nie daj się prosić.- Wysiadł z samochodu i zabrał mi walizki. Nawet nie czekał na moją odpowiedź tylko wsadził je do bagażnika. Sama ruszyłam się dopiero, kiedy usłyszałam klakson.
W środku było przyjemnie ciepło, a z radia grała delikatna muzyka niepasująca do chłopaka, a raczej już młodego mężczyzny siedzącego obok mnie.
-Jestem Luke.- Przedstawił się po zapięciu pasów.
-Ronnie.
-To gdzie Cię podwieźć?- Podałam mu adres ojca i ruszyliśmy, a wszystkie obawy zniknęły.
Siedziałam na skórzanym fotelu patrząc na kropelki deszczu spływające po szybkie. Byłam strasznie zmęczona, nawet nie kontrolowałam zamykających się powiek. Ostatecznie jednak wygrałam z nimi, a swój wzrok przeniosłam na nieznajomego.
-Mój drugi profil jest lepszy.- Uśmiechnął się, a mnie oblał róż.- Skąd jesteś?
-Ameryka.- Wiem, że chciał zapytać o coś jeszcze, ale zatrzymaliśmy się przed dobrze mi znanym domem.
-Cóż, dziękuję Ci bardzo.
-Nie ma za co, laleczko.
Wyszliśmy razem, a Luke pomógł mi z wyjęciem walizek. Chwyciłam je obie i skierowałam się w stronę bramy.
-Do zobaczenia, piękna!- Usłyszałam za sobą, ale swoje spojrzenie nadal utrzymywałam przed sobą.
Tata, widząc mnie przemokniętą w hallu był mocno zdziwiony. Tłumaczył się tym, że pomyliły mu się dni i u nich w Anglii ferie zaczynają się dopiero za tydzień. A ja byłam za bardzo zmęczona by cokolwiek powiedzieć, dlatego podczas jego monologu podeszłam do niego i po prostu wtuliłam się w jego ramiona. Brakowało mi tego bardziej niż się spodziewałam.
Zapytałam jeszcze o Samanthę, a kiedy tata powiedział, że jest do późna w pracy poszłam na górę.
Mój pokój nic się nie zmienił, było bardziej pusto, ale nadal tak samo. Fioletowe ściany, białe meble i nieskazitelna czystość. Postawiłam walizki obok szafy i rzuciłam się na łóżko. Potrzebowałam snu i to jak najszybciej.
*
Ludzie powtarzają, że historia lubi się powtarzać. Że tak jak to nazywają zatacza koła. I uwierzyłam w to o trzeciej w nocy słysząc hałasy z dołu. Miałam jakby deja vu, tylko, że byłam pewna, że to już kiedyś miało miejsce. A dokładniej w lipcu poprzedniego roku.
W innych okolicznościach zapewne zeszłabym na dół by sprawdzić czy nie jest to przypadkiem włamywacz/morderca, ale jedynym, co zrobiłam było przekręcenie się na drugi bok i nasunięcie na ciało kołdry.
*
Rano zeszłam na śniadanie, ale najpierw Amy porwała mnie w swoje objęcia i przez pięć minut całowała moje policzki. Mówiła jak to się za mną stęskniła i specjalnie dla mnie przygotowała naleśniki z czekoladą i truskawkami. Nie wiem skąd wzięła je w zimę, ale były przepyszne.
Potem rozmawiałam z tatą na temat szkoły, przeglądaliśmy, więc przez półtorej godziny strony internetowe z liceami w obrzeżach Londynu. Tylko ze trzy zwróciły moją uwagę, choć trochę nie bardzo podobały się tacie. Myślał, że pójdę na bardziej matematyczny profil, by w przyszłość zostać inżynierem w jego firmie lub architektem tak jak on. Jednak mnie spodobał się kierunek plastyczny w szkole artystycznej albo klasa o profilu instrumentalnej również w szkole artystycznej, ale w oddziału uzdolnienia muzycznego. Przebyłam nawet rozmowę z mamą przez telefon, która oczywiście poparła mnie i moje marzenie zostania rysowniczką komiksów, o czym marzyłam, jako dziecko.
Ostatecznie stwierdziliśmy, że jakoś w tygodniu podjedziemy na kampus i dopytamy się o wszystko osobiście.
Potem poszłam rozpakować wszystkie ubrania i rzeczy, które ze sobą przywiozłam. Zajęło mi to około godziny, dlatego idealnie zdążyłam na obiad. Zjadłam zupę i kurczaka odpoczywając potem na białej kanapie w salonie.
-Potrzebujesz czegoś skarbie?- Do pokoju weszła Sam ubrana w galową sukienkę o czarnym kolorze i takich samych szpilkach, a jej włosy były staranie upięte w kok.
-Nie. Wychodzisz gdzieś?- Podparłam głowę ręką.
-Najpierw na chwile do biura, a potem umówiłam się z Eleanor na zakupy. Chcesz się przyłączyć?
Eleanor. Spokojnie, przecież to mogła być tylko jakaś jej przyjaciółka o takim samym imieniu, prawda? Więc dlaczego tak się zdenerwowałam? Automatycznie bicie mojego serca przyśpieszyło, a gruczoły potowe zaczęły produkować więcej potu.
-Eleanor?- Imię to przeszło mi ledwo przez gardło.
-To ty nic nie wiesz?- Pokręciłam przecząco głową.- Pewnie pamiętasz tą uroczą dziewczynę, z którą umawiał się Lou. Od jakiegoś miesiąca są razem.
Od jakiegoś miesiąca są razem. Są razem. Razem.
I wszystkie miesiące radzenia sobie bez niego poszły na marne. Wszystkie rozmowy z Lydią nie miały sensu. A to przez jedno zdanie.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Wszystko dobrze.- Powiedziałam spokojnie. Uśmiechnęła się do mnie i zniknęła w przed pokoju.
Opadłam głową na poduszki oddychając szybko i płytko. Przed oczami pojawiły mi się czarne mroczki i już wiedziałam, że potrzebuję papierosa. Wyjęłam jednego z tylnej kieszeni i wyszłam na świeże powietrze. Zapaliłam go i zaciągnęłam się nikotyną, która niemal od razu mnie uspokoiła. Postanowiłam wrócić do środka po kurtkę i iść na mały spacer.
Mimo, że minęło trochę czasu nadal pamiętałam drogę do małej restauracji na rogu dwóch ulic.
W środku nie było już mocno czerwonych jak ogień ścian, lecz teraz pokrywał je delikatny beż. Zamiast okrągłych stolików pojawiły się kwadratowe od dwu do cztero osobowych, a na nich leżały białe obrusy. Na jednej ze ścian wisiały dzieła sztuki począwszy od martwej natury kończąc na portretach ze średniowiecza. Lada z końca pomieszczenia przeniosła się na początek, a miło wyglądające kelnerki w czarnych spódnicach i białych koszulach przywitały mnie uśmiechem.
Zajęłam najdalej położony stolik, a urocza blondynka przyniosła mi kartę. Wybrałam czarną kawę i ciasto piernikowe, a czas oczekiwania umiliłam sobie jeszcze jedną fajką.
-Proszę i życzę smacznego.- Ta sama dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie i wróciła do pogawędki z tą rudą.
Popijałam swoją ciemną jak smoła kawę, kiedy przez wielkie okno mignęła mi znajoma blond czupryna. Przyjrzałam się bardziej dostrzegając Nialla z tym swoim cholernie słodkim uśmiechem. Odwrócił się w moją stronę, a ja dałam nura pod stolik robiąc przy tym nie mały hałas.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak. Po prostu spadł mi… spadła mi zapalniczka.- Wysunęłam ją z kieszeni na kafelki i złapałam do ręki.- Już jest.- Zerknęłam przez okno, ale po Horanie nie było śladu. Tylko ja mogę mieć takie szczęście i już drugiego dnia spotkać kogoś, kogo nie chcę.
Przez pierwszy miesiąc po moim wyjeździe stąd nie rozmawiałam z żadnym z nich. Potem raz czy dwa rozmawiałam z Niallem, raz z Liamem, który wysłał mi świątecznego esemesa i ani razu z Zaynem. Natomiast Harry dzwonił do mnie regularnie, co nie znaczy, że odbierałam. Dopiero w listopadzie, kiedy trochę się z tego wszystkiego otrząsnęłam zaczęłam z nim rozmawiać, lecz ani razu nie wspomnieliśmy nic o wydarzeniach z tego feralnego dnia.
Dopiłam kawę, zjadłam ciasto i wolnym krokiem wróciłam do domu. Jamesa i Sam jeszcze nie było, a Amy poszła na zakupy do spożywczego. Tylko Steve stał cały czas przy drzwiach i uśmiechał się do mnie za każdym razem, gdy schodziłam do kuchni.
Wieczorem zasnęłam szybko. Mimo, że to tu właśnie w tym domu zaczęło się moje małe piekło, to dopiero właśnie tu Morfeusz nagrodził mnie najspokojniejszym snem. Theo w moich ramionach i nocna lampka w kształcie księżyca, z którą spałam od września dały mi moje małe poczucie bezpieczeństwa.

A Louis pierwszy raz nie odwiedził mojego snu, teraz, kiedy wiedziałam, że śpi u boku kogoś innego w pewnym sensie dałam mu odejść. To już był zamknięty rozdział na zawsze, a mi z tą myślą zrobiło się od razu lżej.

Rozdział pojawił się szybciej niż myślałam, ale wczoraj zebrałam się i w końcu go dokończyłam. Mogę Wam powiedzieć, że Louis pojawi się dopiero w 3 :)
U mnie nudno, więc zapraszam na http://ask.fm/zakazanydotyk

26 komentarzy:

  1. OMG!!!
    Nie mogłam się doczekać kolejnej części tego opowiadania !!!
    Czekam na kolejny rozdział !!
    <3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że mamy kontynuację :) mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale już pojawi się Louis ;) =)
    Czekam na nexxxt :*

    Zapraszam też do mnie:
    onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. TO ja już cchem ten 2 .... wiesz co fajnie będzie jak ona bez uczuć beie do neigo podchodzić wiesz ... zadnego gniewu nic niech założy taka maskę oboętnoci:D+

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział jest genialny! już nie mogę się doczekać następnego! :) xx @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze to jest świetne ! <33 Bardzo podoba mi się cała fabuła, nie no luks :) Czekam na kolejną część ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogłam doczekać się kontynuacji :) świetny jak zawsze :) Ciekawe co będzie jak Lou się pojawi

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Twoje opowiadanie. Nie mogłam się doczekać następnego rozdziału. Jak zwykle jest cudowny :) czekam juz na 3, mam nadzieje ze będzie szybko. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. czaaad,mam nadzieję,że LouLou zrozumie co stracił ale będzie za późno :D
    czekam i życzę weny ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ak zwykle wspaniały!!Czekam na kolejny !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też mam szczerą nadzieję, że Louis uświadomi sobie, jak wspaniałą dziewczynę stracił, krzywdząc Roni :cc
    Szkoda, że pojawi się dopiero w 3, bo jakoś tak mi bez niego nudno XD
    No nic, czekam niecierpliwie na next :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Daj Lou szybciej proooosze :D z jednej srony chcialbym zeby byli razem ale z drugiej nie bo ona tyle cierpaiala przez niego o niech Elka go zdradzi i niecho on corpei i bedzie chcial odzyskac Ron a ona wtedy bedzie obojetna i mu nie wybaczy :D wybacz ponioslo mnie xD
    czekam na nastepny <3 love

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudoo *.* ps. Ronnie może znajdzie jakiegos faceta, tak na zlosc Lou :^

    OdpowiedzUsuń
  13. jejciu rozdział jest po prostu piękny ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. dopiero w 3 ?? Dam radę(wmawiam sb) nie na prawdę wytrzymam to jakoś rozdział super !!:) i jak lubią El ,to tu jej NIE CIERPIĘ !!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam Eleanor ,ale tu zachowuje się jak suka !!! Jejciu kocham tego bloga <333 *O* Czekam na NEXT ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Eleanor jest suką , a Lou dupkiem -.- a ty piszesz zajebiste rozdziały <333333 Strajkujemy! Louisa chcemy! :3 proszeee ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Szkoda że dopiero w trzecim pojawi się Lou, ale mam nadzieję że nie będzie takim dupkiem i będzie próbował naprawić wszystko ;* xo

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku świetny rozdział! Uwielbiam to jak piszesz :) Już się nie mogę doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  19. I fajnie niech o sobie zapomną , a później nagle takie BUM i wszystkie uczucia wracają <3 Mam nadzieję że to się sprawdzi ; ) Życzę weny i do następnego :* // Mery

    OdpowiedzUsuń
  20. I dobrze, niech o nim zapomni. Wyrzuci go ze swojego życia. Nie powinno się dawać drugich szans, bo mało kto potrafi je wykorzystać. Rozdział jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  21. AaAaA fAzA 0u0 powinnan już dawno spać, ale nie wiem czemu to w głowie cały czas słysze : Eleanor...Eleanor...
    WTF?! Albo biore to opowiadanie strasznie bardzo do siebie (bo jest super! ;3) albo mam schizy.. 0_o

    OdpowiedzUsuń
  22. Super rozdział! Lou z Elenor :/ nienienie :/ szkoda ,że pojawi sie dopiero w 3 rozdziale , życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  23. dlaczego w mojej głowie pojawiło się wrażenie, że będzie z Harrym?

    OdpowiedzUsuń
  24. Świetny rozdział. Świetny blog i śietnie piszesz. Czekam na nn ♥
    http://fanfiction-lovi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Bosz... Kocham Cię za drugą część!!! A kiedy następna?
    Pozdrawiam i życzę weny <3333

    OdpowiedzUsuń