-Błagam Cię zabierz mnie stąd.- Byłam
na granicy płaczu, przez co mówiłam strasznie niewyraźnie.
-Ronnie spokojnie. Wycisz się i powiedz,
co się stało.- Lydia próbowała mnie uspokoić.
-Louis, ot, co się stało. Pękły mu
cholerne rury w cholernym domu przez co będzie tu mieszkał przez cholerne kilka
dni. Nie wytrzymam.- Po zrobieniu kilku kółek po pokoju zdecydowałam się usiąść
na jego środku.- Jest w tym domu od 13 godzin, a ja wariuję. Nie wychodzę z
pokoju, nie jem, nie piję.
-Aby nie przesadzasz trochę?
-JA PRZESADZAM?!
-Niedawno powiedziałaś mi, że już Ci
przeszło.
-Przeszło mi, bo go nie widziałam, a
teraz on jest w tym samym cholernym domu, co ja.- Jęknęłam. Naprawdę miałam
wszystkiego dość.
-Ile jeszcze razy zamierzasz użyć
słowa „cholera”?
-To nie jest śmieszne Lyd.-
Usłyszałam jej westchnięcie.
-Tak, wiem, ale co ja mam Ci
poradzić? Tyle już wytrzymałaś, dasz radę te kilka dni.
-Może masz rację.- Opanowałam się.
-Jaki jest?- Zapytała po chwili
ciszy.
-Mega wkurwiający.
-Wiesz, o co mi chodzi.
-Prawie nic się nie zmienił. No może
oprócz tych paru zmarszczek przy oczach.- Delikatnie się uśmiechnęłam.- I ma
brodę, która mimo wszystko pasuję mu. Wydaję mi się, że trochę schudł, ale też
wydoroślał? Nie wiem czy mogę to tak nazwać.
-A… jak się zachowuję?
-Jest naprawdę irytujący. Wkurza mnie
na każdym kroku i prowadzi do kłótni. Nie daje mi spokoju i ciągle zaczepia, a
najgorsze jest, że udaję, że nic się nie stało.
-A jak się czujesz? No wiesz w jego
towarzystwie.
-Na początku było ciężko, ale teraz
sama nie wiem. Chyba jest mi obojętny.
-Nie ładnie mówić o kimś za plecami.-
Usłyszałam ten denerwujący głos za sobą.
-Lydia zadzwonię później.-
Rozłączyłam się jednoczenie odwracając do niego twarzą.- Nie ładnie
podsłuchiwać.- Odpyskowałam podnoszą się.
-To, co, uważasz, że ładnie mi z
brodą?- Przejechał po niej palcami.- Specjalnie dla Ciebie nie będę się teraz
golić.- Wywróciłam oczami.- A co do zmarszczek, to stosuję na nie krem, wiesz
nie można się za wcześnie zestarzeć.
-Możesz stąd wyjść? Jestem zmęczona.
-Dopiero wstałaś.- Zauważył.
-Tobą zmęczona.- Miałam ochotę na
ciepłą kąpiel, by móc odpocząć i odprężyć się. Minęłam go i byłam już prawie na
korytarzu, gdy poczułam jego dłoń na swoich pośladkach. Zatrzymałam się i
dopiero po chwili dotarło do mnie, że Louis klepnął mnie w tyłek! Odwróciłam
się zderzając swoją dłoń z jego policzkiem najmocniej jak umiałam. Chłopak, aż
cofnął się do tyłu pod wpływem siły i złapał za pulsujące i czerwone miejsce.
-Kim ty jesteś, co?!- Krzyknęłam.- No
pytam się, kim?
-Ronnie-
-Jesteś największym chujem, jakiego w
życiu poznałam i mogę szczerze powiedzieć, że Cię nienawidzę.- Zacisnęłam ręce
na jego koszulce i patrzyłam prosto w jego oczy.- Nienawidzę każdej części
Ciebie, każdej żywej komórki w Tobie i brzydzę się Twoją osobą, bo dla mnie
jesteś nikim. I po części współczuję Eleanor, że musi wytrzymywać z kimś takim
jak TY.- Syknęłam. Jego twarz nie wyrażała nic, była bez wyrazu, a jego oczy
ślepo patrzyły w podłogę. Dopiero po chwili zobaczyłam jak oko Lou pokryło się
siną osłonką i trochę puchnie, a to przeze mnie. Moje sumienie zaczęło się
odzywać, ale za nim wygrało ulotniłam się z pokoju do łazienki.
Ustałam przed lustrem i nie poznałam
dziewczyny, która tam była. Roztrzepane włosy, każdy w inną stronę, a końcówki
wyniszczone. Podkrążone oczy, którym przydałby się kilku godzinny odpoczynek,
ponieważ białka z przemęczenia zrobiły się czerwone. A może to od płaczu, już
sama nie wiem. Policzki miałam zapadnięte, a usta trochę napuchnięte od ich
przygryzania. I to wszystko stało się w ciągu jednej nocy, przez jednego
chłopaka.
Wzięłam szybki prysznic, ale nadal
pozostałam w piżamie. Związałam włosy w koka i pomalowałam paznokcie na
fioletowo.
Dwie godziny później byłam fizycznie
oraz emocjonalnie gotowa na wyjście z toalety. Chciałam posiedzieć tam do
wieczora, a najlepiej do końca roku, ale mój brzuch odezwał się i nie zadowolił
się cukierkami.
Wszędzie było cicho, choć to nie było
żadną niespodzianką. Weszłam do kuchni od razu natrafiając tam na brata.
Zaczynałam podejrzewać, że mam jakiś GPS, który niezależnie od wszystkiego
prowadzi mnie właśnie do niego. Siedział tyłem, ale kiedy usłyszał kroki
odkręcił się. Skrzywiłam się widząc limo, które mu zrobiłam, a w oczy rzuciła
mi się paczka mrożonek trzymana w jego rękach.
Wzięłam miskę, płatki, mleko i
usiadłam z nim przy stole. Napełniłam naczynię, a następnie zaczęłam jeść nie
zwracając uwagi na spojrzenie Louisa. Z jednej strony chciało mi się śmiać z
tego jak wyglądał z opakowaniem groszku przy twarzy, a z drugiej nadal byłam
wściekła.
-Powinni zamknąć Cię w jakiejś
klatce, wiesz? Jesteś niebezpieczna dla otoczenia.
-Zamknij się.
-Co? Prawda boli?
-Chcesz dostać w drugie oko?
-Zaproponuję James’owi kupienie budy
dla Ciebie.- Próbowałam go ignorować.- Ten Twój chłoptaś mógłby tu przychodzić
i Cię wyprowadzać.- Liczyłam w myślach do dziesięciu.- Ale do tego jest
potrzebny jeszcze kaganiec i smycz oczywiście. Widziałem ostatnio obroże z
latarką, więc nie potkniesz się, i można by było wygrawerować tam Twoje imię.-
On chcę mnie zdenerwować, ale ja się tak łatwo nie dam.- Chociaż zastanawiam
się czy ten Luke czy jak mu tam Cię ze chcę. Wiesz trudno z Tobą wytrzymać, no
i z resztą całować się nie umiesz.
Coś we mnie pękło. Moje posklejane
serce, które zaczynało bić znów się zatrzymało. Wściekłość we mnie wzrosła.
-Zamknij się.- Powtórzyłam nie wiedząc,
co innego mogłabym powiedzieć.- Co usłyszałeś ode mnie szczere słowa i nie
potrafisz sobie z tym poradzić?
-Myślisz, że te słowa coś znaczyły?-
Próbowałam zobaczyć w jego twarzy cień kłamstwa, ale albo naprawdę tak uważał,
albo był lepszym aktorem niż myślałam.- Silna w słowach, ale w czynach już nie,
co? Jesteś tylko mała dziewczynką, która myśli, że stała się jej najgorsza
rzecz na świecie. Wielce poszkodowana, Veronica, niech każdy użala się nad jej
losem!- Podniósł głos.
Łzy zebrały się w moich oczach, ale
szybko zareagowałam, aby Louis ich nie zobaczył. Postanowiłam pokazać mu, że
wcale nie jestem nieszkodliwa, dlatego, może nie był to idealny plan, rzuciłam
się na niego przez stół.
-Złaź ze mnie!- Syknął próbując się przekręcić,
co ostateczne mu się udało i to ja znalazłam się na podłodze.- Mam Cię związać,
czy coś?
Szamotałam się, ale byłam bez szans.
Chłopak ważył zdecydowanie więcej ode mnie i odznaczał się większą siłą. Wierzgałam
się jeszcze chwile, po czym kopnęłam go w krok. Szatyn skulił się jęcząc.-Cholera.-
Mruknął.
Uwolniłam się z jego uścisku i pobiegłam w
stronę schodów. Niestety, Louis złapał mnie w klincz.- Nie tak łatwo.- Jego
ramiona skutecznie mnie otoczyły uniemożliwiając mi ucieczkę.- Mam Ci teraz
oddać?
-Nie uderzysz mnie.- Powiedziałam z
przekonaniem.
-A to niby, czemu?
-Bo jestem dziewczyną, a poza tym
młodszą.
-Ale jesteś też moją siostrą, a
kodeks rodzeństwa mówi, że mam prawo Ci oddać i nie podlegam żadnej karze.
-Co to za głupi kodeks?- Wyśmiałam
go. Poczułam jak jego uścisk staje się lżejszy, więc odwróciłam się w jego
stronę.- No to proszę, uderz mnie.- Zapadła chwila ciszy, po czym powiedział
bardzo poważnym głosem:
-Serio myślisz, że bym to zrobił? Za
kogo ty mnie masz, Ronnie.- Odszedł zostawiając mnie w osłupieniu. Co to do
cholery było?
Poprawiłam swoje ciuchy, które
ucierpiały w tej całej sytuacji najbardziej zaraz za Louisem i jego podbitym
okiem. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić, coś mi podpowiadało, że powinnam za
nim iść, ale, po co? Jaki miałoby to sens? I tak skończyłoby się kłótnią lub
rękoczynem jak przed chwilą. Westchnęłam nie mając siły już na to wszystko.
Przemyślałam to wszystko jeszcze raz
i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i, żeby się czymś zająć zaczęłam
sprzątać. Ogarnęłam swoje ciuchy w szafie, starłam kurze z biurka i zamiotłam
podłogę.
Oczyściłam trochę swoje myśli, ale
nadal nie mogłam wymazać tych wszystkich słów Louisa, które mnie zabolały. I
jak według Lydii mam dać radę?
Czy naprawdę robię z siebie taką
ofiarę? Staram się jak mogę żyć z tym wszystkim, ale nie da się tak łatwo
zapomnieć o tak ważnej dla siebie osobie.
Usiadłam na parapecie obserwując
wszystko co się dzieje za oknem; mała dziewczynka spacerująca z rodzicami i
psem, mężczyzna biegnący ze słuchawkami na uszach i czarny samochód
podjeżdżający na nasz podjazd. Chwila, co?
Patrzyłam jak James wysiada z auta
rozmawiając przez telefon, a drugą ręką szukał kluczy. No tak jest niedziela,
czyli Steve nie pracuję, z resztą tak jak Amy. W sumie to lepiej nikt nie
widział mojego starcia z Tomlinsonem.
Słyszałam jak drzwi się otwierają i
zamykają, a donośny głos ojca był słyszalny nawet u mnie.
To był dobry moment, żeby porozmawiać
z nim o mieszkającym u nas Louisie. Wczoraj poszłam do swojego pokoju jeszcze
prze tym jak przyszedł, a rano wstałam, gdy go już nie było. Wyszłam z pokoju i
skierowałam się do salonu, gdzie znajdował się James.
-Cześć.- Przywitałam się stając w
drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersi.
-Cześć, Ronnie. Ja Ci minął dzień?-
Wzruszyłam ramionami.
-Chciałam z Tobą o czymś
porozmawiać.- Spojrzał na mnie uważniej, ale poklepał miejsce obok siebie,
które zajęłam bez wahania.
-O co chodzi?
-O Louisa.
-No, mów dalej.- Zachęcił mnie kładąc
rękę na moim ramieniu.- Coś się stało?
-Tak…, nie… to znaczy… chodzi o to,
że będzie tu mieszkać.
-Tak, rozmawiałem z nim o tym.
-Te pęknięte rury i-
-Rury?
-James!- Do salonu wpadł szatyn z
wymuszonym uśmiechem. Wywróciłam oczami na jego zachowanie i to, że akurat
musiał przerwać w tej ważnej rozmowie.
-Boże, Louis, co Ci się stało?- Tata
wstał i podszedł do chłopaka uważnie oglądając siniaka. Tomlinson rzucił mi
szybkie spojrzenie.
-Potknąłem się.
-Potknąłeś się?- Nie dowierzał
starszy.
-No przecież mówię. Są tu śliskie
podłogi.- Odwrócił wzrok.
-Lepiej nie pokazuj się matce w
najbliższym czasie.- Zaśmiał się.
-Bardzo zabawne.
-Poślizgnął się.- Mówił pod nosem
chichocząc i wyszedł z salonu prawdopodobnie do kuchni.
Szatyn cały czas stał w tym samym
miejscu przyglądając się mi co było niezwykle irytujące.
-No co?- Zapytałam. On chyba naprawdę
chciał mnie wyprowadzić z równowagi.
-Nic.- Wzruszył ramionami.- To znaczy
chciałem przeprosić, chyba.
-Chyba?
-Przepraszam, ok? Nie powinienem
powiedzieć żadnej z tych rzeczy, nawet nie miałem tego na myśli.- Nie
wiedziałam co myśleć, to mógł być jakiś podstęp. Chciał zamydlić mi oczy, a
później uderzyć z zaskoczenia. Znam go zbyt dobrze. Albo i nie, tak naprawdę nic
o nim nie wiem, więc może serio mu przykro?
-Nie możemy zawiesić broni?-
Zapytał.- Wiem, że to wszystko moja wina, ale mam dość tego całego dogryzania
sobie nawzajem.
-Myślisz, że po tym wszystkim zjawisz
się tu i Ci wybaczę?- Może kiedyś bym tak zrobiła, ale nie teraz.
Dopowiedziałam sobie w myślach.- Po prostu nie wchodź mi w drogę i będzie
dobrze.
-Nie chodzi mi o uciekanie, Ronnie.
Wiem, że już nie będzie tak jak kiedyś, ale może zaczniemy zachowywać się jak
normalne rodzeństwo?
-Nigdy nim nie byliśmy.- Zauważyłam.
-Tak to prawda.- Zaśmiał się.- Ale
może, możemy spróbować? Oczywiście małymi kroczkami. Na początek zero wyzwisk i
atakowania, co?
-Oczekujesz ode mnie zbyt dużo. Nie
potrafię udawać, że jesteśmy szczęśliwą rodzinką, Lou.- Chłopak uśmiechnął
się.- Co?
-Nazwałaś mnie Lou.- Spuściłam wzrok,
ale też lekko uniosłam kąciki ust.- Nie mówię o zgodzie i miłości rodzinnej,
ale o zwykłym pokoju.
-Czemu tak nagle tego chcesz?-
Wzruszył ramionami.
-Bo jestem zmęczony tym wszystkim. A
ty nie?
-Tak, jestem, Twoim zachowaniem. Nie
mogę Ci obiecać, że wszystko będzie dobrze.
-To i tak więcej niż oczekiwałem.
Dużo wrażeń jak na tak krótki czas.
-Tak.- Zaczynało być niezręcznie,
czułam to ja i on. Tak blisko jeszcze nie byliśmy od czasów wakacji, sama
normalna rozmowa była dziwna.
-Powiedziałam, że Cię nienawidzę.-
Przypomniałam mu.
-Ani przez chwilę w to nie
uwierzyłem. Jeszcze raz przepraszam.- Dodał, a ja skinęłam głową jednocześnie
odgarniając z twarzy włosy.
Chyba o tym mówiła mama, żebym była
silna i odpuściła wtedy, kiedy potrzeba, więc odpuszczam. Przecież, jak to
mówią przyjaciela trzymaj blisko, a wroga jeszcze bliżej.
Ale czy Louis to, aby na pewno mój
wróg?
Przepraszam, że tyle czekaliście, ale mam teraz trochę trudny okres i nie mam głowy do pisania, także nie wiem kiedy pojawi się kolejny :c Zauważyłam, że co raz mniej komentarzy się pojawia :c Oczywiście dziękuję za każdy bardzo mocno!
Zapraszam na mojego nowego bloga i jego prolog! http://niebezpiecznazabawa.blogspot.com/
Cudowny ! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńJejejeje ! :) Trochę wkurza mnie to niezdecydowanie na wszytsko Louisa... Ale cóż :) Limo pod kokiem- musiało być zabawnie- że tal powiem ! Czekam na kolejny rozdział ! Mam nadzieje, że na prawde nastapiło zawieszenie broni... Ale do końca nie wierzę... Bo po tym co zrobił z El to jedynie może być tylko dobrym aktorrem. Ale rozdział wspaniały !!! :) :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział byłam w szoku jak Ron zaatakowała louisa . I jak go nazwała lou to było słodkie ^^
OdpowiedzUsuńOMG zajebisty!! czekam na nexta weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńP.S. zapraszam również do siebie- jeśli masz ochotę:
http://galactik-football-fanfiction.blogspot.com/
http://we-found-love-in-a-hopelessplace.blogspot.com/
Jejj tak długo czekałam na rozdział ale opłacało się. Nie wiem jakimi przymiotnikami go opisać jest super extra *-*
OdpowiedzUsuńBoski!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn!!
Claudia xx.
Świetny rozdział *-* tylko dziwne było dla mnie to jak Ronni zaatakowała Louisa >.< mimo to było to zabawne ❤
OdpowiedzUsuńCudo *_*
OdpowiedzUsuńOkay jak będziesz miała czas to napiszesz nexta :))
Jeeest! I wyszedł świetnie :D
OdpowiedzUsuńIDEAŁ <3
Rozdział jest świetny, zresztą jak każdy. xD
OdpowiedzUsuńI nie przesadzaj nie musieliśmy aż tak strasznie długo czekać.
Oczywiście mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się jak najszybciej. Ale też rozumie to, że nie masz weny czy coś w tym stylu. <3
uwielbiam ten rozdział!! <3
OdpowiedzUsuńkocham , kocham , kocham , kocham <3
OdpowiedzUsuńale się śmiałam jak się kłócili hahah , ale super ze jak na razie zapanowała u nich zgoda :D <3
Prawdę mówiąc najbardziej podobał mi się początek z telefonem, ale reszta też fajna :-) czekam na next i pierwszy rozdział na nowym bogu
OdpowiedzUsuńJa, Louis, coś ci sie na zbieranie przyjaciół wzięło xD Ronnie bądź silna i uważna, twój brat to taki niebezpieczny padalec ;D XD
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział :) czekam na next
OdpowiedzUsuńMoje ulubione opowiadanie ♡♥♡
OdpowiedzUsuńśliczny :)
OdpowiedzUsuńGeniaony! Już nie mogę doczekać się następnego! :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńświetny <3
OdpowiedzUsuńJak dla mnie za krótkie! Czemu w takim momencie koniec, może i jest to zwykła rozmowa,ale czuję,że coś się wydarzy i to to będzie coś serio wielkiego :D Proszę szybko o kolejny rozdział! Pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńOsz w morde! Lou- kochanie należało Ci się ! Ron- piąteczka!!
OdpowiedzUsuńMatko! Zawieszenie bronii ? SZOK !! :*
A co do tych pękniętych rur... Coś mi się nie bardzo wydaję... Ale ok! :*
ROZDZIAŁ WSPANIAŁY KOCHANA!!!
Dziękuję, za udzielenie wszelkich odpowiedzi na ask'u!!! MUAA!!! :* :*
do nstępnegooo !! ;***
Tak. Bardzo. Nienawidze. Teraz. Louisa.
OdpowiedzUsuńświetny x
OdpowiedzUsuńwiesz co? hah wczoraj znalazłam tego bloga i dzisiaj wszystkie rozdziały przeczytałam. to uzależnia haha
czekam na nn x
Na początek bardzo przepraszam za to, że tak długo nie komentowałam, ale naprawdę nie miałam do tego głowy xd
OdpowiedzUsuńNiektóre momenty w tym rozdziale mnie rozwaliły XD
Np. to, jak Ronnie walnęła z liście Lou, albo jak walali jakieś riposty :D
Bardzo się cieszę, że nareszcie zawarli pokój :3
Muszę przyznać, że początkowo znienawidziłam Lou po jego chamskim zachowaniu, ale przeszło mi, jak przeprosił Ronnie ^^
Kocham i czekam na next <3
Nominuję Cię do Liebster Award :) Szczegóły na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
metoda na złość- uderzyć Louisa w oko hahahahahaha
OdpowiedzUsuńmega nie mogę się doczekać co się stanie jestem taka pod jarana tym że się pogodzili xx
A mam do ciebie pytanko wyjdziesz za mnie ? hahaha xx
kocham cię
zapomniałam dodać że przez tytuł piosnka don't let me go w wykonaniu hazzy cały czas chodzi mi po ggłowie xx
OdpowiedzUsuńjestem z komentarza u góry xx
Nominuję cię do Libster Blog Awards, więcej informacji na: http://same-mistaskes-harry.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń