piątek, 30 maja 2014

Rozdział 7

"To chyba nieprzyjemne zostać zdeptanym, ale deptać po kimś to naprawdę miłe uczucie."

-Błagam Cię zabierz mnie stąd.- Byłam na granicy płaczu, przez co mówiłam strasznie niewyraźnie.
-Ronnie spokojnie. Wycisz się i powiedz, co się stało.- Lydia próbowała mnie uspokoić.
-Louis, ot, co się stało. Pękły mu cholerne rury w cholernym domu przez co będzie tu mieszkał przez cholerne kilka dni. Nie wytrzymam.- Po zrobieniu kilku kółek po pokoju zdecydowałam się usiąść na jego środku.- Jest w tym domu od 13 godzin, a ja wariuję. Nie wychodzę z pokoju, nie jem, nie piję.
-Aby nie przesadzasz trochę?
-JA PRZESADZAM?!
-Niedawno powiedziałaś mi, że już Ci przeszło.
-Przeszło mi, bo go nie widziałam, a teraz on jest w tym samym cholernym domu, co ja.- Jęknęłam. Naprawdę miałam wszystkiego dość.
-Ile jeszcze razy zamierzasz użyć słowa „cholera”?
-To nie jest śmieszne Lyd.- Usłyszałam jej westchnięcie.
-Tak, wiem, ale co ja mam Ci poradzić? Tyle już wytrzymałaś, dasz radę te kilka dni.
-Może masz rację.- Opanowałam się.
-Jaki jest?- Zapytała po chwili ciszy.
-Mega wkurwiający.
-Wiesz, o co mi chodzi.
-Prawie nic się nie zmienił. No może oprócz tych paru zmarszczek przy oczach.- Delikatnie się uśmiechnęłam.- I ma brodę, która mimo wszystko pasuję mu. Wydaję mi się, że trochę schudł, ale też wydoroślał? Nie wiem czy mogę to tak nazwać.
-A… jak się zachowuję?
-Jest naprawdę irytujący. Wkurza mnie na każdym kroku i prowadzi do kłótni. Nie daje mi spokoju i ciągle zaczepia, a najgorsze jest, że udaję, że nic się nie stało.
-A jak się czujesz? No wiesz w jego towarzystwie.
-Na początku było ciężko, ale teraz sama nie wiem. Chyba jest mi obojętny.
-Nie ładnie mówić o kimś za plecami.- Usłyszałam ten denerwujący głos za sobą.
-Lydia zadzwonię później.- Rozłączyłam się jednoczenie odwracając do niego twarzą.- Nie ładnie podsłuchiwać.- Odpyskowałam podnoszą się.
-To, co, uważasz, że ładnie mi z brodą?- Przejechał po niej palcami.- Specjalnie dla Ciebie nie będę się teraz golić.- Wywróciłam oczami.- A co do zmarszczek, to stosuję na nie krem, wiesz nie można się za wcześnie zestarzeć.
-Możesz stąd wyjść? Jestem zmęczona.
-Dopiero wstałaś.- Zauważył.
-Tobą zmęczona.- Miałam ochotę na ciepłą kąpiel, by móc odpocząć i odprężyć się. Minęłam go i byłam już prawie na korytarzu, gdy poczułam jego dłoń na swoich pośladkach. Zatrzymałam się i dopiero po chwili dotarło do mnie, że Louis klepnął mnie w tyłek! Odwróciłam się zderzając swoją dłoń z jego policzkiem najmocniej jak umiałam. Chłopak, aż cofnął się do tyłu pod wpływem siły i złapał za pulsujące i czerwone miejsce.
-Kim ty jesteś, co?!- Krzyknęłam.- No pytam się, kim?
-Ronnie-
-Jesteś największym chujem, jakiego w życiu poznałam i mogę szczerze powiedzieć, że Cię nienawidzę.- Zacisnęłam ręce na jego koszulce i patrzyłam prosto w jego oczy.- Nienawidzę każdej części Ciebie, każdej żywej komórki w Tobie i brzydzę się Twoją osobą, bo dla mnie jesteś nikim. I po części współczuję Eleanor, że musi wytrzymywać z kimś takim jak TY.- Syknęłam. Jego twarz nie wyrażała nic, była bez wyrazu, a jego oczy ślepo patrzyły w podłogę. Dopiero po chwili zobaczyłam jak oko Lou pokryło się siną osłonką i trochę puchnie, a to przeze mnie. Moje sumienie zaczęło się odzywać, ale za nim wygrało ulotniłam się z pokoju do łazienki.
Ustałam przed lustrem i nie poznałam dziewczyny, która tam była. Roztrzepane włosy, każdy w inną stronę, a końcówki wyniszczone. Podkrążone oczy, którym przydałby się kilku godzinny odpoczynek, ponieważ białka z przemęczenia zrobiły się czerwone. A może to od płaczu, już sama nie wiem. Policzki miałam zapadnięte, a usta trochę napuchnięte od ich przygryzania. I to wszystko stało się w ciągu jednej nocy, przez jednego chłopaka.
Wzięłam szybki prysznic, ale nadal pozostałam w piżamie. Związałam włosy w koka i pomalowałam paznokcie na fioletowo.
Dwie godziny później byłam fizycznie oraz emocjonalnie gotowa na wyjście z toalety. Chciałam posiedzieć tam do wieczora, a najlepiej do końca roku, ale mój brzuch odezwał się i nie zadowolił się cukierkami.
Wszędzie było cicho, choć to nie było żadną niespodzianką. Weszłam do kuchni od razu natrafiając tam na brata. Zaczynałam podejrzewać, że mam jakiś GPS, który niezależnie od wszystkiego prowadzi mnie właśnie do niego. Siedział tyłem, ale kiedy usłyszał kroki odkręcił się. Skrzywiłam się widząc limo, które mu zrobiłam, a w oczy rzuciła mi się paczka mrożonek trzymana w jego rękach.
Wzięłam miskę, płatki, mleko i usiadłam z nim przy stole. Napełniłam naczynię, a następnie zaczęłam jeść nie zwracając uwagi na spojrzenie Louisa. Z jednej strony chciało mi się śmiać z tego jak wyglądał z opakowaniem groszku przy twarzy, a z drugiej nadal byłam wściekła.
-Powinni zamknąć Cię w jakiejś klatce, wiesz? Jesteś niebezpieczna dla otoczenia.
-Zamknij się.
-Co? Prawda boli?
-Chcesz dostać w drugie oko?
-Zaproponuję James’owi kupienie budy dla Ciebie.- Próbowałam go ignorować.- Ten Twój chłoptaś mógłby tu przychodzić i Cię wyprowadzać.- Liczyłam w myślach do dziesięciu.- Ale do tego jest potrzebny jeszcze kaganiec i smycz oczywiście. Widziałem ostatnio obroże z latarką, więc nie potkniesz się, i można by było wygrawerować tam Twoje imię.- On chcę mnie zdenerwować, ale ja się tak łatwo nie dam.- Chociaż zastanawiam się czy ten Luke czy jak mu tam Cię ze chcę. Wiesz trudno z Tobą wytrzymać, no i z resztą całować się nie umiesz.
Coś we mnie pękło. Moje posklejane serce, które zaczynało bić znów się zatrzymało. Wściekłość we mnie wzrosła.
-Zamknij się.- Powtórzyłam nie wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć.- Co usłyszałeś ode mnie szczere słowa i nie potrafisz sobie z tym poradzić?
-Myślisz, że te słowa coś znaczyły?- Próbowałam zobaczyć w jego twarzy cień kłamstwa, ale albo naprawdę tak uważał, albo był lepszym aktorem niż myślałam.- Silna w słowach, ale w czynach już nie, co? Jesteś tylko mała dziewczynką, która myśli, że stała się jej najgorsza rzecz na świecie. Wielce poszkodowana, Veronica, niech każdy użala się nad jej losem!- Podniósł głos.
Łzy zebrały się w moich oczach, ale szybko zareagowałam, aby Louis ich nie zobaczył. Postanowiłam pokazać mu, że wcale nie jestem nieszkodliwa, dlatego, może nie był to idealny plan, rzuciłam się na niego przez stół.
-Złaź ze mnie!- Syknął próbując się przekręcić, co ostateczne mu się udało i to ja znalazłam się na podłodze.- Mam Cię związać, czy coś?
Szamotałam się, ale byłam bez szans. Chłopak ważył zdecydowanie więcej ode mnie i odznaczał się większą siłą. Wierzgałam się jeszcze chwile, po czym kopnęłam go w krok. Szatyn skulił się jęcząc.-Cholera.- Mruknął.
 Uwolniłam się z jego uścisku i pobiegłam w stronę schodów. Niestety, Louis złapał mnie w klincz.- Nie tak łatwo.- Jego ramiona skutecznie mnie otoczyły uniemożliwiając mi ucieczkę.- Mam Ci teraz oddać?
-Nie uderzysz mnie.- Powiedziałam z przekonaniem.
-A to niby, czemu?
-Bo jestem dziewczyną, a poza tym młodszą.
-Ale jesteś też moją siostrą, a kodeks rodzeństwa mówi, że mam prawo Ci oddać i nie podlegam żadnej karze.
-Co to za głupi kodeks?- Wyśmiałam go. Poczułam jak jego uścisk staje się lżejszy, więc odwróciłam się w jego stronę.- No to proszę, uderz mnie.- Zapadła chwila ciszy, po czym powiedział bardzo poważnym głosem:
-Serio myślisz, że bym to zrobił? Za kogo ty mnie masz, Ronnie.- Odszedł zostawiając mnie w osłupieniu. Co to do cholery było?
Poprawiłam swoje ciuchy, które ucierpiały w tej całej sytuacji najbardziej zaraz za Louisem i jego podbitym okiem. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić, coś mi podpowiadało, że powinnam za nim iść, ale, po co? Jaki miałoby to sens? I tak skończyłoby się kłótnią lub rękoczynem jak przed chwilą. Westchnęłam nie mając siły już na to wszystko.
Przemyślałam to wszystko jeszcze raz i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i, żeby się czymś zająć zaczęłam sprzątać. Ogarnęłam swoje ciuchy w szafie, starłam kurze z biurka i zamiotłam podłogę.
Oczyściłam trochę swoje myśli, ale nadal nie mogłam wymazać tych wszystkich słów Louisa, które mnie zabolały. I jak według Lydii mam dać radę?
Czy naprawdę robię z siebie taką ofiarę? Staram się jak mogę żyć z tym wszystkim, ale nie da się tak łatwo zapomnieć o tak ważnej dla siebie osobie.
Usiadłam na parapecie obserwując wszystko co się dzieje za oknem; mała dziewczynka spacerująca z rodzicami i psem, mężczyzna biegnący ze słuchawkami na uszach i czarny samochód podjeżdżający na nasz podjazd. Chwila, co?
Patrzyłam jak James wysiada z auta rozmawiając przez telefon, a drugą ręką szukał kluczy. No tak jest niedziela, czyli Steve nie pracuję, z resztą tak jak Amy. W sumie to lepiej nikt nie widział mojego starcia z Tomlinsonem.
Słyszałam jak drzwi się otwierają i zamykają, a donośny głos ojca był słyszalny nawet u mnie.
To był dobry moment, żeby porozmawiać z nim o mieszkającym u nas Louisie. Wczoraj poszłam do swojego pokoju jeszcze prze tym jak przyszedł, a rano wstałam, gdy go już nie było. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do salonu, gdzie znajdował się James.
-Cześć.- Przywitałam się stając w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersi.
-Cześć, Ronnie. Ja Ci minął dzień?- Wzruszyłam ramionami.
-Chciałam z Tobą o czymś porozmawiać.- Spojrzał na mnie uważniej, ale poklepał miejsce obok siebie, które zajęłam bez wahania.
-O co chodzi?
-O Louisa.
-No, mów dalej.- Zachęcił mnie kładąc rękę na moim ramieniu.- Coś się stało?
-Tak…, nie… to znaczy… chodzi o to, że będzie tu mieszkać.
-Tak, rozmawiałem z nim o tym.
-Te pęknięte rury i-
-Rury?
-James!- Do salonu wpadł szatyn z wymuszonym uśmiechem. Wywróciłam oczami na jego zachowanie i to, że akurat musiał przerwać w tej ważnej rozmowie.
-Boże, Louis, co Ci się stało?- Tata wstał i podszedł do chłopaka uważnie oglądając siniaka. Tomlinson rzucił mi szybkie spojrzenie.
-Potknąłem się.
-Potknąłeś się?- Nie dowierzał starszy.
-No przecież mówię. Są tu śliskie podłogi.- Odwrócił wzrok.
-Lepiej nie pokazuj się matce w najbliższym czasie.- Zaśmiał się.
-Bardzo zabawne.
-Poślizgnął się.- Mówił pod nosem chichocząc i wyszedł z salonu prawdopodobnie do kuchni.
Szatyn cały czas stał w tym samym miejscu przyglądając się mi co było niezwykle irytujące.
-No co?- Zapytałam. On chyba naprawdę chciał mnie wyprowadzić z równowagi.
-Nic.- Wzruszył ramionami.- To znaczy chciałem przeprosić, chyba.
-Chyba?
-Przepraszam, ok? Nie powinienem powiedzieć żadnej z tych rzeczy, nawet nie miałem tego na myśli.- Nie wiedziałam co myśleć, to mógł być jakiś podstęp. Chciał zamydlić mi oczy, a później uderzyć z zaskoczenia. Znam go zbyt dobrze. Albo i nie, tak naprawdę nic o nim nie wiem, więc może serio mu przykro?
-Nie możemy zawiesić broni?- Zapytał.- Wiem, że to wszystko moja wina, ale mam dość tego całego dogryzania sobie nawzajem.
-Myślisz, że po tym wszystkim zjawisz się tu i Ci wybaczę?- Może kiedyś bym tak zrobiła, ale nie teraz. Dopowiedziałam sobie w myślach.- Po prostu nie wchodź mi w drogę i będzie dobrze.
-Nie chodzi mi o uciekanie, Ronnie. Wiem, że już nie będzie tak jak kiedyś, ale może zaczniemy zachowywać się jak normalne rodzeństwo?
-Nigdy nim nie byliśmy.- Zauważyłam.
-Tak to prawda.- Zaśmiał się.- Ale może, możemy spróbować? Oczywiście małymi kroczkami. Na początek zero wyzwisk i atakowania, co?
-Oczekujesz ode mnie zbyt dużo. Nie potrafię udawać, że jesteśmy szczęśliwą rodzinką, Lou.- Chłopak uśmiechnął się.- Co?
-Nazwałaś mnie Lou.- Spuściłam wzrok, ale też lekko uniosłam kąciki ust.- Nie mówię o zgodzie i miłości rodzinnej, ale o zwykłym pokoju.
-Czemu tak nagle tego chcesz?- Wzruszył ramionami.
-Bo jestem zmęczony tym wszystkim. A ty nie?
-Tak, jestem, Twoim zachowaniem. Nie mogę Ci obiecać, że wszystko będzie dobrze.
-To i tak więcej niż oczekiwałem. Dużo wrażeń jak na tak krótki czas.
-Tak.- Zaczynało być niezręcznie, czułam to ja i on. Tak blisko jeszcze nie byliśmy od czasów wakacji, sama normalna rozmowa była dziwna.
-Powiedziałam, że Cię nienawidzę.- Przypomniałam mu.
-Ani przez chwilę w to nie uwierzyłem. Jeszcze raz przepraszam.- Dodał, a ja skinęłam głową jednocześnie odgarniając z twarzy włosy.
Chyba o tym mówiła mama, żebym była silna i odpuściła wtedy, kiedy potrzeba, więc odpuszczam. Przecież, jak to mówią przyjaciela trzymaj blisko, a wroga jeszcze bliżej.

Ale czy Louis to, aby na pewno mój wróg?


Przepraszam, że tyle czekaliście, ale mam teraz trochę trudny okres i nie mam głowy do pisania, także nie wiem kiedy pojawi się kolejny :c Zauważyłam, że co raz mniej komentarzy się pojawia :c Oczywiście dziękuję za każdy bardzo mocno! 
Zapraszam na mojego nowego bloga i jego prolog! http://niebezpiecznazabawa.blogspot.com/

28 komentarzy:

  1. Cudowny ! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejejeje ! :) Trochę wkurza mnie to niezdecydowanie na wszytsko Louisa... Ale cóż :) Limo pod kokiem- musiało być zabawnie- że tal powiem ! Czekam na kolejny rozdział ! Mam nadzieje, że na prawde nastapiło zawieszenie broni... Ale do końca nie wierzę... Bo po tym co zrobił z El to jedynie może być tylko dobrym aktorrem. Ale rozdział wspaniały !!! :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział byłam w szoku jak Ron zaatakowała louisa . I jak go nazwała lou to było słodkie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG zajebisty!! czekam na nexta weny i buziole ;**
    P.S. zapraszam również do siebie- jeśli masz ochotę:

    http://galactik-football-fanfiction.blogspot.com/

    http://we-found-love-in-a-hopelessplace.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejj tak długo czekałam na rozdział ale opłacało się. Nie wiem jakimi przymiotnikami go opisać jest super extra *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski!!!
    Czekam na nn!!
    Claudia xx.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział *-* tylko dziwne było dla mnie to jak Ronni zaatakowała Louisa >.< mimo to było to zabawne ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo *_*
    Okay jak będziesz miała czas to napiszesz nexta :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeest! I wyszedł świetnie :D
    IDEAŁ <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest świetny, zresztą jak każdy. xD
    I nie przesadzaj nie musieliśmy aż tak strasznie długo czekać.
    Oczywiście mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się jak najszybciej. Ale też rozumie to, że nie masz weny czy coś w tym stylu. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. uwielbiam ten rozdział!! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. kocham , kocham , kocham , kocham <3
    ale się śmiałam jak się kłócili hahah , ale super ze jak na razie zapanowała u nich zgoda :D <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawdę mówiąc najbardziej podobał mi się początek z telefonem, ale reszta też fajna :-) czekam na next i pierwszy rozdział na nowym bogu

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja, Louis, coś ci sie na zbieranie przyjaciół wzięło xD Ronnie bądź silna i uważna, twój brat to taki niebezpieczny padalec ;D XD

    OdpowiedzUsuń
  15. zajebisty rozdział :) czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  16. Moje ulubione opowiadanie ♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  17. Geniaony! Już nie mogę doczekać się następnego! :) xx @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak dla mnie za krótkie! Czemu w takim momencie koniec, może i jest to zwykła rozmowa,ale czuję,że coś się wydarzy i to to będzie coś serio wielkiego :D Proszę szybko o kolejny rozdział! Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Osz w morde! Lou- kochanie należało Ci się ! Ron- piąteczka!!
    Matko! Zawieszenie bronii ? SZOK !! :*
    A co do tych pękniętych rur... Coś mi się nie bardzo wydaję... Ale ok! :*
    ROZDZIAŁ WSPANIAŁY KOCHANA!!!
    Dziękuję, za udzielenie wszelkich odpowiedzi na ask'u!!! MUAA!!! :* :*
    do nstępnegooo !! ;***

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak. Bardzo. Nienawidze. Teraz. Louisa.

    OdpowiedzUsuń
  21. świetny x
    wiesz co? hah wczoraj znalazłam tego bloga i dzisiaj wszystkie rozdziały przeczytałam. to uzależnia haha
    czekam na nn x

    OdpowiedzUsuń
  22. Na początek bardzo przepraszam za to, że tak długo nie komentowałam, ale naprawdę nie miałam do tego głowy xd
    Niektóre momenty w tym rozdziale mnie rozwaliły XD
    Np. to, jak Ronnie walnęła z liście Lou, albo jak walali jakieś riposty :D
    Bardzo się cieszę, że nareszcie zawarli pokój :3
    Muszę przyznać, że początkowo znienawidziłam Lou po jego chamskim zachowaniu, ale przeszło mi, jak przeprosił Ronnie ^^
    Kocham i czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Nominuję Cię do Liebster Award :) Szczegóły na moim blogu :)

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  24. metoda na złość- uderzyć Louisa w oko hahahahahaha
    mega nie mogę się doczekać co się stanie jestem taka pod jarana tym że się pogodzili xx
    A mam do ciebie pytanko wyjdziesz za mnie ? hahaha xx
    kocham cię

    OdpowiedzUsuń
  25. zapomniałam dodać że przez tytuł piosnka don't let me go w wykonaniu hazzy cały czas chodzi mi po ggłowie xx
    jestem z komentarza u góry xx

    OdpowiedzUsuń
  26. Nominuję cię do Libster Blog Awards, więcej informacji na: http://same-mistaskes-harry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń