6 marca, 3 dni po wydarzeniach w piwnicy.
Było dobrze. Z ręką na sercu mogę
przyrzec, że było dobrze.
Jeszcze niedawno myślałam, że w moim
słowniku nie ma takiego słowa, że szczęście chodzi swoimi krętymi ścieżkami,
które mnie omijają. Że nie zasługuję na radość, że jestem skazana na smutek.
Ale teraz jest dobrze. Może nie
idealnie, ale tego nigdy nie oczekiwałam.
Razem z Louisem rozmawialiśmy. Nie
tak jak wcześniej, kilka słów, które składały się w zdania na żaden konkretny
temat. Teraz naprawdę rozmawialiśmy. Może nie uwierzycie, ale nawet
żartowaliśmy i wygłupialiśmy się, Tomlinson podchodził mnie od tyłu i łaskotał,
z czego narodziła się prawdziwa bitwa na poduszki. Nikt z nas nie wspominał
niczego co miało miejsce przez kilka godzin w piwnicy, choć dobrze wiedziałam,
że szatyn czeka na moją odpowiedź. Jednak nie wiedziałam, co mogłabym mu
powiedzieć. Nadal to wszystko mnie przerasta, przeraża. Przecież nie rzucę
wszystkiego i nie pobiegnę w jego ramiona mówiąc mu jak bardzo go kocham.
Problem w tym, że ja nawet nie wiem czy go kocham. Uczucie takie jak miłość
upchnęłam gdzieś w zakątki samej siebie, żeby już nigdy z jej powodu nie
cierpieć i teraz ona nie może znaleźć drogi powrotnej. Stado motyli, które
zawsze czułam na jego widok umarło, a nowe z jakiegoś powodu nie chcę się
narodzić. Szybsze bicie serca unormowało się i nic nie wskazuję na to, że w
najbliższym czasie znów zacznie szaleć. Więc skąd mogłam wiedzieć, że go
kocham?
Nadszedł 6 marca. Sobota, urodziny
James’a. Od rana cały dom był przewrócony do góry nogami. Samantha chciała
zorganizować idealne przyjęcie urodzinowe i z tej okazji wynajęła najlepszych
ludzi, którzy mieli się tym zająć.
Odkąd wstałam pod nogami kręciły mi
się różne kobiety i różni mężczyźni zabiegani w swojej pracy. Do tego, nie wiadomo
skąd w salonie pojawiła się nieznośna czwórka przyjaciół Lou, no i moja.
-Zanieś to proszę do kuchni.-
Czarnowłosa kobieta po trzydziestce wręczyła mi jakąś miskę i nim zdążyłam
zaprotestować zniknęła nie zostawiając po sobie żadnego śladu.
-Jasne, przecież to ja tu pracuję,
nie ty.- Powiedziałam sarkastycznie idąc w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Potem wróciłam do salonu i walnęłam się na
kanapie między Niallem, a Zaynem.
-Co tam?- Zapytał mnie mulat jedząc
resztki popcornu. Wzruszyłam ramionami.
-Nic. Jakoś nie za dobrze widzę
perspektywę spędzenia wieczoru z ludźmi z ojca firmy. To cholerni nudziarze.
-Spokojnie. Ten wieczór na pewno nie
będzie należał do nudnych.- Odezwał się Harry, a chłopcy zaśmiali się.
-Co masz na myśli?
-Wszystko w swoim czasie, wszystko w
swoim czasie.- Powtórzył dwa razy uśmiechając się głupkowato. Do pomieszczenia
wszedł Tomlinson, jego twarz wyglądała na zmęczoną. Usiadł szybko oddychając.
-Ten tort waży chyba więcej ode mnie.
-Ilu ludzi planuję zaprosić twoja mama?-
Zapytał Liam.
-Nie wiem, coś około 30? Może 40.
Powiedziała, że możemy zostać jeśli będziemy cały czas na górze.
-Nie pozwoliła wam zejść na dół we
własnym domu?- Harry był zdziwiony.
-Nam tak, bardziej się obawia o was.-
Wytłumaczył.
Oparłam głowę o ramię Zayna i
ziewnęłam. Chłopcy wciągnęli się w jakąś zażartą rozmowę o tym, kto wygra
jutrzejszy mecz, a ja szczerze powiedziawszy miałam to gdzieś. Przymknęłam
oczy, wmawiając sobie, że to tylko na chwilę, ale sen pochłonął mnie.
Weszłam do domu, choć nie poznawałam tam niczego. Białe ściany, wcale nie
były już białe, tylko przerażająco czarne. W salonie stała tylko kanapa i
telewizor, a poza tym nic. Wszędzie panowała cisza, a moje nogi same niosły
mnie na górę. To tak, jakbym nie miała kontroli nad swoim ciałem. Minęłam
ostatni stopień schodów i szłam prosto, mijając swoją sypialnię i łazienkę.
Znalazłam się naprzeciwko drzwi Louisa i pchnęłam je, czując, jakby to było
konieczne. Byłam już w pokoju i stałam patrząc się na obściskujących się:
Eleanor i Lou. Zaczęłam płakać i krztusić się.
-Louis?- Wyszeptałam. Oboje odwrócili się i zaczęli się śmiać.
-Serio uwierzyłaś mu, kiedy powiedział, że Cię kocha?- Naśmiewała się ze
mnie Calder, moja widoczność była ograniczona przez łzy. To był koszmar.- On
kocha tylko mnie.
-Louis?- Powtórzyłam błagalnie.
-Słyszałaś, kocham tylko ją.
Kocham tylko ją.
Kocham tylko ją.
Kocham tylko ją.
Obudziłam się z krzykiem,
sprowadzając na siebie wzrok całej piątki.
-Ronnie? Wszystko w porządku?-
Zapytał Harry. Ten sen nawiedzał mnie przez kilka miesięcy po powrocie do L.A.,
niedawno zniknął, ale jak widać nie na zawsze.
Spojrzałam na Louisa, który patrzył
na mnie przestraszony. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie płakałam
tylko w śnie, ale teraz również.
-Tak, wszystko dobrze, to tylko zły
sen.- Oparłam się. Wzięłam kilka głębokich wdechów na uspokojenie.- Jest
dobrze.- Powtórzyłam, ale nie, żeby uspokoić ich, a samą siebie.
***
Dwie godziny później siedzieliśmy u
mnie w pokoju, a na dole trwało przyjęcie. Niall najpierw zaproponował
sypialnię Tomlinosna, ale kiedy ten zobaczył moje przerażoną minę, zaczął
tłumaczyć, iż moja jest większa.
Jego spowodowałaby nawrót
nieprzyjemnych wspomnieć.
-Jestem głodny.- Zaskomlał Liam.- Nie
możemy zejść tam tylko po coś do jedzenia?
-Nie.
-Proszę, Lou.- Do Payne’a dołączył
Styles.- To chociaż ty pójdź.- Tommo westchnął.
-Dobra, ale nie ruszajcie się stąd.-
Wstał i wyszedł.
-Nareszcie.- Powiedział Harry i wyjął
coś z kieszeni, tak samo jak pozostali.- Już myślałem, że będzie tu siedział do
końca.
-Ja tak samo.- Zgodził się z nim
Zayn.
-Co? O co chodzi?- Zamiast odpowiedzi
Liam podał mi tajemniczy przedmiot, który okazał się marihuaną.
-Uspokój się, zapal sobie, odpręż
się.- Nakazał Niall.
-Louis was zabiję.- Cała czwórka
równo wzruszyła ramionami.
-Nie bądź sztywniarą, Ron.
-Malik dobrze mówi.- Poparł go Horan.
-Nie jestem pewna, czy to dobry
pomysł.- Miałam wątpliwości. Przecież szatyn zabiję nas wszystkich po kolei, a
jak coś pójdzie nie tak i zobaczy mnie ojciec? On i matka zrobią mi taką
awanturę, że cały świat będzie o niej wiedział i już nigdy nie postawię nogi
poza pokojem w Lon Angeles. Jednak narkotyk, tak bardzo mnie ciągnął do siebie,
że już kompletnie zgłupiałam i nie miałam pojęcia co robić. A przyjaciele nie
ułatwiali mi tego.
Ostatecznie wzięłam jednego bucha, a
potem kolejnego i jeszcze jednego.
-Spokojnie Ronnie, nie tak szybko.-
Śmiał się Payne, a reszta mu zawtórowała. To był mój pierwszy kontakt z
marihuaną, więc nie spodziewałam się, że mam aż tak słabą głowę.
Wszystko zaczęło sprawiać mi zabawę i
śmiałam się dosłownie z każdego słowa chłopców. Próbowali zabrać mi skręta, ale
zaczęłam uciekać po całym pokoju.
-Wziąłem Wam kilka rzeczy, bo nie
byłem pewny na co macie ochotę.- Usłyszałam głos Tomlinsona, ale nie byłam
pewna skąd dochodzi. Ja natomiast skakałam po łóżku śmiejąc się na całe
gardło.- Co do licha?
-Tylko się nie denerwuj, Lou.-
Rozpoznałam akcent Nialla.
-Nie było mnie dziesięć minut, a wy
zdążyliście ją naćpać?!
-Shh, Loulou.- Zwróciłam się do
niego.- Jest fajnie, musisz spróbować.- Wyciągnęłam w jego stronę dłoń ze
skrętem, nadal chichocząc. Chłopak podszedł do mnie i próbował mnie zdjąć.- Nie
bądź taki sztywny, Loulou, zabaw się.- Słyszałam każdy dźwięk wyraźnie, ale
obraz trochę mi się rozmazywał. Najlepsze w tym wszystkim, jednak było, że nie
czułam, żadnych złych emocji, tylko szczęście. Czułam się lekka i wolna, a to
było takie dobre i przyjemne.
-Pomóżcie mi, a nie tak stoicie i się
gapicie!- Poczułam jak się unoszę, na co znów zaczęłam się śmiać. Podniosłam do
góry ręce i machałam nimi jakbym była na kolejce górskiej. Wyobrażałam sobie
jak wiatr rozwiewa moje włosy.
-Daj spokój, Louis, nie widzisz, że w
końcu się rozluźniła, widać było, że ostatnio jest czymś strapiona.
-No właśnie Loulou, Zayn dobrze
mówi.- Uśmiechnęłam się.
-Lepiej będzie jak już pójdziecie.-
Westchnął.
-Nieeeee.- Zaprotestowałam jęcząc jak
małe dziecko.
-Przyniosę jej coś na sen i przy
okazji Was odprowadzę.
Wszyscy opuścili pokój przez, co
zostałam sama. Patrzyłam na sufit i chichotałam, ponieważ pęknięcia na nim
strasznie mnie rozbawiły. Przygryzłam wargę, żeby powstrzymać śmiech, ktoś mógł
w każdej chwili tu wejść. To by było zabawne, zobaczyć minę ojca, który widzi
mnie w takim stanie.
Miałam plan, żeby wstać i specjalnie
mu się tak pokazać, ale wtedy zjawił się Loulou.
-Masz, połknij to.- Podał mi
śmieszną, niebieską tabletkę i szklankę wody.
-Nie.- Zaprzeczyłam szybko marudząc
jak pięciolatek i znów się zaśmiałam.
-Ronnie, musisz to wziąć, proszę.
-Nie.
-Ronnie.
-Czemu jesteś taki poważny Loulou?
Trzeba się uśmiechać.- Powiedziałam, po czym sama to zrobiłam.
-Po tym będziesz jeszcze weselsza.-
Popatrzyłam na niego podejrzanie.- Chcesz się jeszcze bardziej śmiać, Ron?-
Pokiwałam energicznie głową.- To, to weź. No dalej, chyba nie tchórzysz?
-Oczywiście, że nie.- Wyrwałam z jego
dłoni tabletkę i połknęłam ją, popijając wodą.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, nagle
cały dobry humor zaczął powoli się ze mnie ulatniać. Loulou patrzył na mnie z
cierpliwością w oczach. Ziewnęłam i nawet nie wiem, kiedy Morfeusz zabrał mnie
do swojej krainy.
Louis
Patrzyłem na jej drobne ciało
zaplątane w koc. Miała lekko rozchylone usta, przez, które czasem mówiła w
ciągu snu. Miałem tylko nadzieję, że ten będzie spokojniejszy niż poprzedni.
Spojrzałem na nią ostatni raz i
wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Wyjąłem z kieszeni telefon i kiedy znalazłem
się w swojej sypialni wykręciłem numer do Eleanor.
-Cześć, kochanie.- Zaszczebiotała
swoim piskliwym głosem, przez co musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.
-Cześć.
-Co u Ciebie?- Zapytała, jednak nie
czekając na moją odpowiedź zaczęła opowiadać o sowim dniu. Zawsze tak było, nie
interesowało ją nic poza nią samą.- I tam widziałam taką śliczną, czarną
sukienkę. Ostatnia sztuka akurat w moim rozmiarze i…
-El…
-Nie przerywaj mi, Louis. Wiesz, że
tego nie lubię.- Powiedziała karcącym głosem.
-Dzwonię w ważnej sprawie.
-O co chodzi?
-Musisz wrócić wcześniej od rodziców.
-Czemu?- Bo musisz spakować swoje
rzeczy z mojego mieszkania i wypierdalać jak najdalej. Niestety nie mogłem
powiedzieć jej tego przez telefon.
-Musimy porozmawiać.- I nim zdążyła
coś powiedzieć rozłączyłem się.
Musiałem odzyskać Ronnie.
Musiałem.
Jesteś cudowna. Rozdział kak zawsze świetny. Mam nadzieję że Ron wkońcu zrozumie kogo kocha. °¬°
OdpowiedzUsuńKochana jesteś mega :* Rozdział jest zajebisty tak samo jak pozostałe :> bardzo sie ciesze że Louisowi zależy na Ronnie i myśle że Ron nadal go kocha. Aww :3 mam nadzieje że wrócą do siebie a Eleanor coś sie stanie i nigdy nie wróci.. XD Jakby byli razem to - przysięgam - skakałabym po całym domu i cieszyła się tak żeby każdy usłyszał :D strasznie podoba mi sie twoje opowiadanie :* Czytam je od początku i jest jednym z lepszych jakie czytam.. Ba co ja gadam JEST NAJLEPSZYM jakie czytam <3 Jejku ostatnio przeczytałam wszystkie rozdziały pod rząd i twoja twórczość spodobała mi sie jeszcze bardziej (nie wiem jak bo podobała mi sie strasznie xd) Kocham i Ciebie i Twoje opowiadanie i czekaaam na kolejny rozdział z nie cierpliwością ♥ | Agata <33
OdpowiedzUsuńproszę niech , ona tez go kocha , proszę niech ona też go kocha ! nareszcie spierdalaj el !świetny rozdział i lou chce ja odzyskać mam nadzieję ,że mu się uda , pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO jej genialny rozdział.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa!!OMG YEAH WHHHUUU OH YAEHHH!! Tak tak tak oby tak dalej oni muszą być razem, bo to jest ich przeznaczenie wgl miałam ubaw jak Ronie była naćpana była taka zabawna, a reszta to takie hardkory że fiu fiu, a Lou się tak zamartwia how cute ❤ czekam na nexta weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńJest w końcu, szczerze? już myślałam,że Lou serio był taki khym i zrobił coś takiego Ron,ale tu miłe zaskoczenie za co bardzo dziękuję. Nie mogę się doczekać jaka będzie rozmowa Lou i El i Ron i Lou, czeekam :) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWow ^^ to opowiadanie jest mega:)
OdpowiedzUsuńZnalazłam je dzisiaj i wszystko przeczytałam :)
W sposób jaki piszesz jest bardzo ciekawy a historia nie jest banalna.
Wszystko dzieje się powoli ale też nie za wolno :)
Nie wiem skąd wziął ci się taki pomysł ale jest genialny.
Nie wiem co jeszcze moge ci napisać :)
Pisz tak dalej i życzę ci weny do dalszego pisania.
Ja na miejscu Ron nie dała bym mu szansy ale Tomilson to główny bohater i pewnie wszystko skończy się Happyendem :)
Czekam na następny porywający rozdział ^^
Ps. Jakbyś miała czas i ochotę to możesz wpaść na mój blog ? Dopiero zaczynam i może dalabys mi jakieś rady :)
http://pain-is-not-love.blogspot.fr/?m=1
Musi, zgadzam się z nim w stu procentach i ni chuja, ani jednego mniej!!
OdpowiedzUsuńW sumie na miejscu Ron też bym nie odmówiła, Marycha jest fajna. Chociaż jest zdecydowanie lepsza, kiedy patrzysz z boku na tych, którzy się zjarali. Zdecydowanie śmiejesz się bardziej od nich xD
Ta relacja między nimi... Jakoś ona mnie nie przekonuje, ale mam nadzieję, że z przyjaciół przejdą bardzo szybko w zakochanych.
Ro, wierzę w ciebie i to, że dalej kochasz tego kretyna, więc nie zawiedź mnie!
Jezu piekny rozdzial. Mam nadzieje ze oni beda w koncu razem. Nie moge sie doczekac nexta.
OdpowiedzUsuńtheeternalkids.blogspot.com
Zgadzam się, piękny rozdział :) Super że piszesz:) też mam cichą nadzieję, że wróci motyw na zakochanych bo te rozdziały były mistrzowskie. Pozdrawiam S.
OdpowiedzUsuńW końcu coś sie dzieje! W końcu Lou nie jest obojętny i widać ,że mu zależy . Oby tylko ona to odwzajemniła , lov <3
OdpowiedzUsuńLoulou walcz o nią, są tacy słodcy, a Calder niech wypierdala. Uwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńTaak areszcie Lou zrozumiał że nie kocha eleanor tylko ronnie! U W I E L B I A M <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego <3
Urocze *-*
OdpowiedzUsuńW tej chwili tylko to mi przychodzi do głowy no bo... Uroczee *-*
Czekam na następny ;3
kocham *.*
OdpowiedzUsuńRozdział meega boski! ♥♥
OdpowiedzUsuńW końcu Louis nie jest taki obojętny! ♥
A na koniec ta rozmowa z El- rewelacja! ♥
Do następnego! ♥♥♥
Jjeu boski : D
OdpowiedzUsuńTa rozmowa na końcu ;> Mega : 3
Zostałaś nominowana do LA! Więcej informacji u mnie: http://od-przyjazni-domilosci.blogspot.com/2014/07/liebster-awards-7.html
Pozdrawiam i czekam na następny! <3
Kocham twojego bloga i czekam na nn... robie stylizacje na zamówienie do blogów: http://stylistki.pl/profil/Blogger
OdpowiedzUsuńZastosowanie odmierzacza - plus 100 mojej miłości do Ciebie!:D Pozdrawiam S.
OdpowiedzUsuńAww *.* Lou... mądry wybór :p Hmmm... Lonnie? Hahaha :-D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://btw-niall-ff.blogspot.com/