Słońce,
które wdarło się do pokoju niemiłosiernie oślepiało twarz dziewczyny. Ledwo
otworzyła oczy, a promienie już mocno ją raziły. Gdy doszła do siebie
spostrzegła, ze noc spędziła na dość niewygodnym parapecie.
Przypomniała
sobie o wizycie przyjaciół Louisa dzisiaj i chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie
szybko pobiegła do łazienki biorąc wcześniej potrzebne ciuchy. Zrzuciła z siebie
piżamę i ustawiając odpowiednią temperaturę wody weszła pod prysznic. Kropelki
cieczy spływały na jej ciało dając ukojenie. Mocno się odprężając wyszła spod
niego i zostawiając mokrą plamę na kafelkach ubrała się w krótkie jeansowe
spodenki z wysokim stanem, białą bokserkę, którą w nie wkasała, a swoje włosy
uczesała w luźnego kucyka. Spojrzała ostatni raz w trochę zaparowane lustro i
gotowa do wyjścia opuściła pomieszczenie.
Zeszła po
schodach, a głosy wydobywające się z kuchni świadczyły, że to właśnie tam są
goście. Ostatni raz poprawiając swój wygląd żywo weszła do kuchni. Od razu
wszystkie pięć par oczy zwróciło się w jej stronę.
-Śpiąca
księżniczka wstała.- Zaczął Lou.- Więc poznaj moich przyjaciół. To jest Harry,
Niall, Zayn i Liam. Chłopacy to Ronnie.- Dziewczyna uśmiechnęła się
sympatycznie, a pozostali to odwzajemnili. Zjedli razem śniadanie, a po nim
zdecydowali się na obejrzenie jakiegoś filmu. Wszyscy rozsiedli się w salonie:
Niall na fotelu, Zayn z Liamem na jednej kanapie, a Louis, Ronnie i Harry na
drugiej. Włączyli płytę, którą wybrał Mulat, a na ekranie pojawiły się pierwsze
napisy oznajmujące, że to horror. Veronica korzystając z okazji rozejrzała się
po nowo poznanych jej osobach. Farbowany blondyn trzymający w rękach wielką
miskę z popcornem wyglądał naprawdę sympatycznie, krótko ostrzyżony chłopak był
według dziewczyny chyba najbardziej spokojnym, czarnowłosy, który uważnie
wpatrywał się w kolorowe pudło zrobił wrażenie na siedemnastolatce. Jego ciemne
oczy hipnotyzowały ją nawet gdy tylko o nich pomyślała. No i został już tylko
Hazza, jego loczki zasłaniające kawałek twarzy wyglądały jak po huraganie,
zielone oczy skierowane w telewizor były aż za zielone i dziwnie spokojne, a
dwa dołeczki ukazujące się przy uśmiechu zachwycające. Ronnie nigdy nie
widziała tak pięknego chłopaka. Jak na komendę Styles zorientował się, że ktoś
go obserwuję i nachylił się nad uchem swojej towarzyszki.
-Wiem, że
jestem przystojny, ale krepujesz mnie maleńka.- Wyszeptał z lekką chrypką, a
serce Blaise zaczęła bić ze zdwojoną siłą. Lekko zarumieniona opuściła głowę w
dół, przypominając sobie jak podobny tekst wypowiedział do niej ostatnio Louis.
Delikatny uśmiech aż sam wkradł się na jej niewinną buzię.
Dziewczyna
chcą już skupić całą swoją uwagę na filmie oparła głowę o ramie Tomlinsona, a
do ust wepchnęła sobie kawałek czekolady.
Horror,
który wybrał Zayn był naprawdę straszny. Co chwila Niall podskakiwał śmiesznie,
zakrywając twarz kocem, Payne chował twarz za Zaynem, który ściskał w rękach
kawałek swojej koszuli. Loczek natomiast dyskretnie łapał Roonie za dłoń i
lekko ściskał. Owej osobie to nie przeszkadzało, cieszyła się zainteresowaniem
Hazzy. Tylko Lou siedział nieobecny co chwila zerkając na telefon.
W końcu
film się skończył i każdy próbował wymyślić jakieś nowe zajęcie.
-To może
zagramy w karty?- Zaproponował Horan.
-Ile my
mamy lat? 5?- Zakpił Harry.
-To może
ty coś wymyśl, a nie wszystko krytykujesz.
-No to
może butelka?- Wtrącił się w rozmowę Liam. Wszyscy się zgodzili i jak na
zawołanie usiedli na ziemi w kółku. Pierwszy kręcił Zayn, a butelka wycelowała
w Loczka.
-Pytanie
czy wyzwanie?
-Pytanie.
-Czy wtedy
na urodzinach Mary przespałeś się z nią?- Harry trochę się speszył, a na jego
policzkach zawitał czerwony kolor.
-Tak.-
Odpowiedział krótko i nie czekając na zbędne komentarze jego przyjaciół
zakręcił butelką. Tym razem wypadło na Louisa.
-Wyzwanie.
-Pocałuj
Ronnie.- Oświadczył z dumą jakby było to najlepsze zadanie na świecie.
-Czy ty
się słyszysz to moja S-I-O-S-T-R-A.- Przeliterował wkurzony Tomlinson.
-Myślisz,
że moje usta chciałyby dotknąć jego?- Brwi Blaise powędrowały w górę.
-Och daj
spokój skarbie, oboje wiemy, że tego chcesz.- Zaśmiał się, a reszta
zachichotała.
-Chyba w
Twojej chorej wyobraźni, Tomlinson.- Syknęła i podniosła się.- Idę zapalić.- Oznajmiła
i skierowała się w stronę wyjścia z domu.
-Nie
wiedziałem, że palisz.- Krzyknął za nią Lou.
-Jeszcze
wiele rzeczy o mnie nie wierz!
Steve
otworzył jej drzwi, a chłodne Londyńskie powietrze od razu w nią uderzyło.
Skierowała się w stronę drewnianej ławki, a już po chwili wygodnie na niej
siedziała. Wyciągnęła z kieszeni spodni opakowanie jej ulubionych papierosów i
zwinnie wyciągnęła jednego z nich. Jedną ręką przyłożyła go do ust, a drugą
podpaliła. Dym, który przez chwile czaił się w jej organizmie dał jej ulgę.
Wypuściła szarą chmurkę z buzi i uśmiechnęła się jak dziecko dostające nową zabawkę.
Wzdrygnęła się gdy ktoś zawiesił na jej ramionach bluzę. Nie musiała długo
myśleć, bo przed nią pojawił się chłopak z mnóstwem loków na głowię. Przysiadł
przy Ronnie i patrzył w jakiś odległy punkt. Jak na dobrze wychowaną dziewczynę
przystało wysunęła w jego stronę paczkę z nikotyną na co chłopak zaprzeczył
jednym ruchem głowy. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i wróciła do
zaciągania się tym wspaniałym wynalazkiem.
-Przeprasza
za to zadanie, nie przemyślałem tego.- Lekka chrypka w jego głosie odbijała się
echem w głowię Veronic.
-Nic się
nie stało.- Oblizała swoje usta, a wzrok skierowała na profil Sylesa.- Często
najpierw mówimy, a potem myślimy. Chyba każdy tak czasem robi.
-Taa może
masz racje.- Spuścił swoją głowę w dół jakby głębiej się nad czymś
zastanawiając.- Ale to nie zmienia faktu, że jest mi głupio.
-Spokojnie,
nie przejmuj się tym.- Wyrzuciła odłamek papierosa i przydeptała go swoim
trampkiem.
-Nie
powinnaś palić. Jesteś jeszcze za młoda.- Wytknął.
-Może i
masz rację.- Westchnęła.- Ale taki nałóg z młodości.- Odparła na co lokowaty
zachichotał.- Wracamy?
-Yhym.
Harry
pomógł wstać Ronnie i razem ramię w ramię ruszyli w stronę domu. Ponownie
kamerdyner otworzył im drzwi na co lekko skinęli mu głową.
*
Minęło
dużo czasu za nim czwórka chłopaków opuściła dom pana Blaise’a . Było już
dobrze po 17, a dwójka rodzeństwa leżała zmęczona na kanapie w salonie. Po tym
jak dziewczyna wraz z Harrym wróciła z dworu wszyscy razem poszli grać w gry na
konsoli, a po zjedzonym wspólnym obiedzie goście opuścili wille.
-Polubili
Cię.- Szepnął Louis.
-Wiem. I
ja ich też.
-Chyba
najbardziej Harrego.- Szturchnął ją delikatnie w bok. Zmarszczyła brwi i
przypomniała sobie jak na filmie delikatnie muskał palcami jej dłoń.
-To tylko
kolega.- Broniła się Ronnie, ale niewinny rumieniec wkradł się na jej policzki.
Oparła się o tors przyszłego brata, a powieki same się jej zamknęły. Głęboki
sen, który ją pochłonął przyniósł jej spokój. Przez jej umysł przechodziło
kilka obrazów, ale żaden nie został na dłużej.
Gdy w końcu
się przebudziła, Louisa już nie było, a ona sama leżała na całej długości
kanapy przykryta miękkim kocem. Spojrzała na zegar, który wskazywał 20.15.
Ogarnął ją niepokój, już od dwóch godzin powinien być tata z Sam, ale w domu
panowała idealna cisza. Ronnie podniosła się z białej sofy i nieprzytomnym
krokiem skierowała się na poszukiwania kogokolwiek. Niestety cały parter był
pusty i nawet przy drzwiach nie było widać stojącego Steva. Zrezygnowana Blaise
weszła po schodach, ale zamiast skręcić w stronę pokoju wybrała przeciwny
kierunek. Wcześniej nie była w sypialni Tomlinsona i nie wiedziała czego może
się spodziewać. Zapukała nieśmiało w drzwi, ale gdy nie uzyskała żadnej
odpowiedzi chwyciła za klamkę i po prostu weszła do środka. Rozejrzała się w około
ale nikogo nie było. Nie opuściła jednak pomieszczenia, gdyż zza drzwi, po
drugiej stronie słyszała dźwięki wody. Usiadła więc na zaścielonym łóżku i
czekała aż Louis skończy brać prysznic. W miedzy czasie rozejrzała się trochę
po pokoju. Zielone ściany i brązowe meble idealnie się ze sobą komponowały.
Dwuosobowe łóżko, na którym siedziały jej szanowne cztery litery zajmowało
większą część sypialni, a wielka szafa stojąca w rogu była co najmniej trzy
razy większa od tej jej. Nim jednak zdołała zgłębić swoje obserwacje usłyszała
chrząkniecie. Odwróciła głowę w stronę drzwi od łazienki i przygryzła wargę.
Lou stał tam w samych bokserkach z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Z jego
włosów kapała woda, która spływała po jego nagim torsie. Mocno zbudowanym nagim
torsie, na którym było mnóstwo tatuaży. Wcześniej ich nie widziała, a teraz
miała idealny widok.
-Skoro już
skończyłaś mi się przyglądać to mogę wiedzieć co sprowadza Cię do moich
skromnych progów?- Ronnie jeszcze bardziej zażenowana spuściła swoją głowę w
dół nie mogąc wydusić ani słowa.
-Ch-chciałam
zapytać gdzie tata i Twoja mama?- Chłopak widząc onieśmielenie Veronic zaśmiał
się cicho pod nosem i usiadł obok niej. Podobało mu się, że tak na nią działa.
-Przyjechali
jakąś godzinę temu spakowali się i polecieli do Paryża po sukienkę dla mamy.
Wrócą za cztery dni.
-Nie
mogliście mnie obudzić?
-Tak
słodko spałaś.- Wyszeptał wprost do jej ucha. Blaise nie wiedząc za bardzo co
robić trochę za szybko wstała oznajmując, że idzie się wcześniej położyć.
Chwiejnym krokiem wyszła na korytarz i poszła wprost do swojego pokoju.
Położyła się na łóżku i wmawiając sobie, że wcale nie myśli o Louisie zasnęła.
*
Każdy w
życiu ma dni, w których musi pobyć samotnie. Tak samo miała Ronnie. Minęły
dokładnie dwa dni od kiedy ujrzała pół nagiego Tomlinsona i od tamtego
feralnego- dla niej- dnia nie opuszcza swojego lokum. Pewnie chcielibyście
wiedzieć dlaczego. Niestety ona sama nie wie. Czy coś się zmieniło między nią a
Louisem? Chyba nie, prawdę mówiąc nie widzieli się przez ten czas. Chłopak
prawie cały czas był poza domem, a jak już wracał to od razu zamykał się w
pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Przez ten czas panienka Blaise była skazana
na towarzystwo Amandy i Steva. Przesiadując te dwa dni zamknięta w domu
strasznie się nudziła.
Teraz tez
nie było lepiej. Leżała na swoim łóżku
patrząc bezczynnie w sufit. Dopiero co wróciła z obiadu, na którym znów nie
było jej brata. W sumie to nawet spodziewała się, ze znów będzie musiała zjeść
w towarzystwie jej nowych znajomych. Kamerdyner i gosposia- idealne połączenie.
Niestety
ten błogi czas ciszy przerwało mocne trzaśnięcie jej drzwiami, a do pokoju
wpadł zdyszany Louis.
-Ronniemusiszmipomóc.-
Wydyszał na jednym wdechu plątając co drugą literę.
-Jeszcze raz,
ale spokojniej. Oddychaj.
-Musisz mi
pomóc.- Dziewczyna spojrzała na niego trochę zaniepokojona. Nie miała pojęcia
jaki rodzaj pomocy ma na myśli Tomlinson i czy będzie musiała się podnosić z
wygodnego łóżka.
-W czym?
-Pamiętasz
jak Ci powiedziałem, że mam na oku jedną dziewczynę?- Ronnie przytaknęła głową
wracając pamięcią do dnia, w którym była z Louisem w kawiarni.- Umówiłem się z
nią!- Wykrzyknął podekscytowany i zaczął skakać w miejscu jakby trzymał w
rękach niewidzialną skakankę.
-No to
moje gratulacje, ale w czym JA mam Ci pomóc?
-Musisz
mnie przygotować na tą randkę i w ogóle resztę spotkań.- Powiedział jakby to
było normalne.
-Czekaj ja
nadal nie rozumiem…
-Musisz mi
powiedzieć wszystko co wiesz o dziewczynach. Wiesz jak mam się zachowywać, co
mam mówić, gdzie zabierać.
-Ale
wiesz, że to nie będzie fair? Ona zakocha się w kimś stworzonym, a nie w Tobie.
-I? Ważne,
że ze mną będzie.- Oznajmił uradowany.
-Jesteś
dziwny.
-To jak
pomożesz mi?
-Przyjdź
tu o 17, a teraz daj mi spokój.- Louis tylko podbiegł do niej, dał jej buziaka
w policzek po czym wybiegł z pokoju krzycząc: Mam randkę!
Veronica
wiedziała na co się pisze. Tomlinson nie jest prostym chłopakiem, skrywa w
sobie coś tajemniczego coś co Blaise chciała poznać, a żeby to się stało muszą
się do siebie zbliżyć. Dzięki temu, że będzie jego „nauczycielką” jej plan może
się sprawdzić. Nie rozumiała tylko czemu Louis nie chcę być sobą, czemu chcę
udawać kogoś kim nie jest?
Przez
resztę czasu, który jej został starała się odpocząć. Kiedy przyjdzie do niej
Louis chcę mu zadać jedno podstawowe pytanie. Czemu przez te dwa dni tak ją
olewał? Czemu nie odezwał się słowem? Czemu nie przyszedł tak po prostu
pogadać, jak brat z siostrą albo… Nie Roonie nie mogła tak o nim myśleć, to nie
w jej stylu.
Nim się
zorientowała Tomlinson siedział już na jej łóżku z notesikiem w rękach gotowy
wszystko dokładnie notować. Mimo starań ten widok spowodował wielki wybuch
śmiechu ze strony Veronic.
-To od
czego zaczynamy?- Zapytał ignorując zachowanie swojej towarzyszki. Bardzo
zależało mu na Eleanor i chciał zrobić na niej jak największe wrażenie, żeby
zatrzymać ją przy sobie jak najdłużej.
-Okej, to
może najpierw gdzie chcesz ją zabrać?- Zapytała, chociaż na usta cisnęło jej
się zupełnie inne zdanie.
-Myślałem,
że może ty coś zaproponujesz.
-Dziewczyny
lubią ciche miejsca, bardziej intymne. Jako, że to wasza pierwsza randka zaproś
ją na piknik gdzieś na plaże gdzie będziecie podziwiać zachód słońca i szeptać
sobie czułe słówka.- Rozmarzyła się.
-Ty byś
tak chciała?
-Tak. Ale
ona to nie ja więc może lepiej zaproś ją do kina na jakąś komedie romantyczną.
-Na pewno?
-Tak.-
Wiedziała, że to najbezpieczniejsza opcja jaka mogła zaproponować. Przygryzła
wnętrze policzka i kontynuowała,- Oczywiście wiesz, że musisz za wszystko
płacić?- Chłopak tylko pokiwał zgodnie głową i zapisał coś w swoim zeszyciku.
Ten widok był tak słodki i przeuroczy, że Ronnie nie mogła powstrzymać
uśmiechu.
-O czym
mam z nią rozmawiać?
-O
wszystkim. Zapyta jak się czuję, co robiła wczoraj, dzisiaj, co będzie robić
jutro. Każde pytanie nawet te oczywiste, które będzie znaczyło, że się nią
interesujesz ucieszy ją.- Blaise wzięła oddech, a usta same wyrywały się do
dalszego tłumaczenia.- Zapytaj jakie ciasto jest jej ulubionym, czy boi się
burzy, czy kocha marchewki tak samo jak ty.
-Skąd
wiesz, że…
-Czy w
ogóle się czegoś boi.- Nie dała mu do kończyć. Co miała mu powiedzieć? Że od
kiedy zamieszkuje ten dom obserwuję jego nawyki? Że wie gdzie ma zapasy
marchewek, że nie nosi skarpetek, a bluzek w paski ma więcej niż przeciętnie
powinien?
-A ty
czego się boisz?- Zapytał uważnie obserwując każdy centymetr jej twarzy.
-Samotności,
chyba jak każdy.- Oblizała wargi.- I smerfów. Tak smerfy mnie przerażają.
-Smerfy?-
Można było usłyszeć jego donośny śmiech.
-Tak. I co
z tego?
-To, że
one nie istnieją i są…- Niedane było mu dokończyć gdyż dostał wielką, puchową
poduszką w twarz.- Tak pogrywasz?- Dziewczyna nie bardzo rozumiejąc o co mu
chodzi posłała mu pytające spojrzenie. Nie czekała zbyt długo. Louis rzucił się
na nią łaskocząc przy tym.
-Lou…
przestań… haha… pro-proszę.- Zaprzestał swojej czynności i zbliżył swoją twarz
do twarzy swojej zdobyczy.
-Lubię
sposób w jaki wypowiadasz moje imię.- Szepnął i zrobił z nią tak zwane noski
noski. Po chwili jednak odsunął się od niej i znów usiadł z notesikiem.- Dobra
co dalej? Co po kinie?
-Odprowadź
ją do domu.
-I to
wszystko?
-Chyba
tak.
-Ale co
zrobić na pożegnanie? Pocałować? Przytulić? Powiedzieć tylko „cześć” i pójść?
-Pocałuj
ją w policzek. To nic obiecującego, a po tym będzie Cię chciała jeszcze
bardziej. Kiedy się spotykacie?
-Jutro o
18.
-Więc
przyjdź do mnie o 16. Pomogę Ci się wyszykować. A teraz zmykaj.- Podniósł się z
łóżka, ale za nim opuścił pokój odwrócił się i wyszeptał prawie niesłyszalnie.
-Jesteś
wielka.- I wyszedł.
Ronnie
ponownie już nawet nie wiadomo, który raz dzisiaj rzuciła się na łóżko z
nadzieją, że za chwile czas się cofnie, a ona znów poczuję na sobie JEGO dotyk.
Sama nie była pewna co się z nią dzieję. Wmawiała sobie, że to przez to, że
nigdy nie miała tak bliskiego kontaktu z płcią przeciwną. Ale czy to do końca
prawda? Siedemnastolatka wie jedno, że cholernie bardzo chciałaby być na
miejscu tej całej Eleanor.
FOREVER TRUE LOVE,
Kolejny rozdział za nami :) Dziękuję wszystkim, którzy czytają <3
Fajne C:
OdpowiedzUsuń+ Boże jak ja kocham to zdjęcie Louisa mimo, że widać tylko pół twarzy *__*
boskie! z niecierpliwością czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńO Boże, to jest boskie :)
OdpowiedzUsuńOdliczam sekundy do następnego rozdiału *_*
Jeśli masz to dodałabyś to zdjęci z Louisem z tła (to gdzie widać mu pół twarzy C: ) C:
OdpowiedzUsuń