piątek, 6 września 2013

Rozdział 3



Słońce, które wdarło się do pokoju niemiłosiernie oślepiało twarz dziewczyny. Ledwo otworzyła oczy, a promienie już mocno ją raziły. Gdy doszła do siebie spostrzegła, ze noc spędziła na dość niewygodnym parapecie.
Przypomniała sobie o wizycie przyjaciół Louisa dzisiaj i chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie szybko pobiegła do łazienki biorąc wcześniej potrzebne ciuchy. Zrzuciła z siebie piżamę i ustawiając odpowiednią temperaturę wody weszła pod prysznic. Kropelki cieczy spływały na jej ciało dając ukojenie. Mocno się odprężając wyszła spod niego i zostawiając mokrą plamę na kafelkach ubrała się w krótkie jeansowe spodenki z wysokim stanem, białą bokserkę, którą w nie wkasała, a swoje włosy uczesała w luźnego kucyka. Spojrzała ostatni raz w trochę zaparowane lustro i gotowa do wyjścia opuściła pomieszczenie.
Zeszła po schodach, a głosy wydobywające się z kuchni świadczyły, że to właśnie tam są goście. Ostatni raz poprawiając swój wygląd żywo weszła do kuchni. Od razu wszystkie pięć par oczy zwróciło się w jej stronę.
-Śpiąca księżniczka wstała.- Zaczął Lou.- Więc poznaj moich przyjaciół. To jest Harry, Niall, Zayn i Liam. Chłopacy to Ronnie.- Dziewczyna uśmiechnęła się sympatycznie, a pozostali to odwzajemnili. Zjedli razem śniadanie, a po nim zdecydowali się na obejrzenie jakiegoś filmu. Wszyscy rozsiedli się w salonie: Niall na fotelu, Zayn z Liamem na jednej kanapie, a Louis, Ronnie i Harry na drugiej. Włączyli płytę, którą wybrał Mulat, a na ekranie pojawiły się pierwsze napisy oznajmujące, że to horror. Veronica korzystając z okazji rozejrzała się po nowo poznanych jej osobach. Farbowany blondyn trzymający w rękach wielką miskę z popcornem wyglądał naprawdę sympatycznie, krótko ostrzyżony chłopak był według dziewczyny chyba najbardziej spokojnym, czarnowłosy, który uważnie wpatrywał się w kolorowe pudło zrobił wrażenie na siedemnastolatce. Jego ciemne oczy hipnotyzowały ją nawet gdy tylko o nich pomyślała. No i został już tylko Hazza, jego loczki zasłaniające kawałek twarzy wyglądały jak po huraganie, zielone oczy skierowane w telewizor były aż za zielone i dziwnie spokojne, a dwa dołeczki ukazujące się przy uśmiechu zachwycające. Ronnie nigdy nie widziała tak pięknego chłopaka. Jak na komendę Styles zorientował się, że ktoś go obserwuję i nachylił się nad uchem swojej towarzyszki.
-Wiem, że jestem przystojny, ale krepujesz mnie maleńka.- Wyszeptał z lekką chrypką, a serce Blaise zaczęła bić ze zdwojoną siłą. Lekko zarumieniona opuściła głowę w dół, przypominając sobie jak podobny tekst wypowiedział do niej ostatnio Louis. Delikatny uśmiech aż sam wkradł się na jej niewinną buzię.
Dziewczyna chcą już skupić całą swoją uwagę na filmie oparła głowę o ramie Tomlinsona, a do ust wepchnęła sobie kawałek czekolady.
Horror, który wybrał Zayn był naprawdę straszny. Co chwila Niall podskakiwał śmiesznie, zakrywając twarz kocem, Payne chował twarz za Zaynem, który ściskał w rękach kawałek swojej koszuli. Loczek natomiast dyskretnie łapał Roonie za dłoń i lekko ściskał. Owej osobie to nie przeszkadzało, cieszyła się zainteresowaniem Hazzy. Tylko Lou siedział nieobecny co chwila zerkając na telefon.
W końcu film się skończył i każdy próbował wymyślić jakieś nowe zajęcie.
-To może zagramy w karty?- Zaproponował Horan.
-Ile my mamy lat? 5?- Zakpił Harry.
-To może ty coś wymyśl, a nie wszystko krytykujesz.
-No to może butelka?- Wtrącił się w rozmowę Liam. Wszyscy się zgodzili i jak na zawołanie usiedli na ziemi w kółku. Pierwszy kręcił Zayn, a butelka wycelowała w Loczka.
                                                         -Pytanie czy wyzwanie?                        
-Pytanie.
-Czy wtedy na urodzinach Mary przespałeś się z nią?- Harry trochę się speszył, a na jego policzkach zawitał czerwony kolor.
-Tak.- Odpowiedział krótko i nie czekając na zbędne komentarze jego przyjaciół zakręcił butelką. Tym razem wypadło na Louisa.
-Wyzwanie.
-Pocałuj Ronnie.- Oświadczył z dumą jakby było to najlepsze zadanie na świecie.
-Czy ty się słyszysz to moja S-I-O-S-T-R-A.- Przeliterował wkurzony Tomlinson.
-Myślisz, że moje usta chciałyby dotknąć jego?- Brwi Blaise powędrowały w górę.
-Och daj spokój skarbie, oboje wiemy, że tego chcesz.- Zaśmiał się, a reszta zachichotała.
-Chyba w Twojej chorej wyobraźni, Tomlinson.- Syknęła i podniosła się.- Idę zapalić.- Oznajmiła i skierowała się w stronę wyjścia z domu.
-Nie wiedziałem, że palisz.- Krzyknął za nią Lou.
-Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wierz!
Steve otworzył jej drzwi, a chłodne Londyńskie powietrze od razu w nią uderzyło. Skierowała się w stronę drewnianej ławki, a już po chwili wygodnie na niej siedziała. Wyciągnęła z kieszeni spodni opakowanie jej ulubionych papierosów i zwinnie wyciągnęła jednego z nich. Jedną ręką przyłożyła go do ust, a drugą podpaliła. Dym, który przez chwile czaił się w jej organizmie dał jej ulgę. Wypuściła szarą chmurkę z buzi i uśmiechnęła się jak dziecko dostające nową zabawkę. Wzdrygnęła się gdy ktoś zawiesił na jej ramionach bluzę. Nie musiała długo myśleć, bo przed nią pojawił się chłopak z mnóstwem loków na głowię. Przysiadł przy Ronnie i patrzył w jakiś odległy punkt. Jak na dobrze wychowaną dziewczynę przystało wysunęła w jego stronę paczkę z nikotyną na co chłopak zaprzeczył jednym ruchem głowy. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i wróciła do zaciągania się tym wspaniałym wynalazkiem.
-Przeprasza za to zadanie, nie przemyślałem tego.- Lekka chrypka w jego głosie odbijała się echem w głowię Veronic.
-Nic się nie stało.- Oblizała swoje usta, a wzrok skierowała na profil Sylesa.- Często najpierw mówimy, a potem myślimy. Chyba każdy tak czasem robi.
-Taa może masz racje.- Spuścił swoją głowę w dół jakby głębiej się nad czymś zastanawiając.- Ale to nie zmienia faktu, że jest mi głupio.
-Spokojnie, nie przejmuj się tym.- Wyrzuciła odłamek papierosa i przydeptała go swoim trampkiem.
-Nie powinnaś palić. Jesteś jeszcze za młoda.- Wytknął.
-Może i masz rację.- Westchnęła.- Ale taki nałóg z młodości.- Odparła na co lokowaty zachichotał.- Wracamy?
-Yhym.
Harry pomógł wstać Ronnie i razem ramię w ramię ruszyli w stronę domu. Ponownie kamerdyner otworzył im drzwi na co lekko skinęli mu głową.

*
Minęło dużo czasu za nim czwórka chłopaków opuściła dom pana Blaise’a . Było już dobrze po 17, a dwójka rodzeństwa leżała zmęczona na kanapie w salonie. Po tym jak dziewczyna wraz z Harrym wróciła z dworu wszyscy razem poszli grać w gry na konsoli, a po zjedzonym wspólnym obiedzie goście opuścili wille.
-Polubili Cię.- Szepnął Louis.
-Wiem. I ja ich też.
-Chyba najbardziej Harrego.- Szturchnął ją delikatnie w bok. Zmarszczyła brwi i przypomniała sobie jak na filmie delikatnie muskał palcami jej dłoń.
-To tylko kolega.- Broniła się Ronnie, ale niewinny rumieniec wkradł się na jej policzki. Oparła się o tors przyszłego brata, a powieki same się jej zamknęły. Głęboki sen, który ją pochłonął przyniósł jej spokój. Przez jej umysł przechodziło kilka obrazów, ale żaden nie został na dłużej.
Gdy w końcu się przebudziła, Louisa już nie było, a ona sama leżała na całej długości kanapy przykryta miękkim kocem. Spojrzała na zegar, który wskazywał 20.15. Ogarnął ją niepokój, już od dwóch godzin powinien być tata z Sam, ale w domu panowała idealna cisza. Ronnie podniosła się z białej sofy i nieprzytomnym krokiem skierowała się na poszukiwania kogokolwiek. Niestety cały parter był pusty i nawet przy drzwiach nie było widać stojącego Steva. Zrezygnowana Blaise weszła po schodach, ale zamiast skręcić w stronę pokoju wybrała przeciwny kierunek. Wcześniej nie była w sypialni Tomlinsona i nie wiedziała czego może się spodziewać. Zapukała nieśmiało w drzwi, ale gdy nie uzyskała żadnej odpowiedzi chwyciła za klamkę i po prostu weszła do środka. Rozejrzała się w około ale nikogo nie było. Nie opuściła jednak pomieszczenia, gdyż zza drzwi, po drugiej stronie słyszała dźwięki wody. Usiadła więc na zaścielonym łóżku i czekała aż Louis skończy brać prysznic. W miedzy czasie rozejrzała się trochę po pokoju. Zielone ściany i brązowe meble idealnie się ze sobą komponowały. Dwuosobowe łóżko, na którym siedziały jej szanowne cztery litery zajmowało większą część sypialni, a wielka szafa stojąca w rogu była co najmniej trzy razy większa od tej jej. Nim jednak zdołała zgłębić swoje obserwacje usłyszała chrząkniecie. Odwróciła głowę w stronę drzwi od łazienki i przygryzła wargę. Lou stał tam w samych bokserkach z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Z jego włosów kapała woda, która spływała po jego nagim torsie. Mocno zbudowanym nagim torsie, na którym było mnóstwo tatuaży. Wcześniej ich nie widziała, a teraz miała idealny widok.
-Skoro już skończyłaś mi się przyglądać to mogę wiedzieć co sprowadza Cię do moich skromnych progów?- Ronnie jeszcze bardziej zażenowana spuściła swoją głowę w dół nie mogąc wydusić ani słowa.
-Ch-chciałam zapytać gdzie tata i Twoja mama?- Chłopak widząc onieśmielenie Veronic zaśmiał się cicho pod nosem i usiadł obok niej. Podobało mu się, że tak na nią działa.
-Przyjechali jakąś godzinę temu spakowali się i polecieli do Paryża po sukienkę dla mamy. Wrócą za cztery dni.
-Nie mogliście mnie obudzić?
-Tak słodko spałaś.- Wyszeptał wprost do jej ucha. Blaise nie wiedząc za bardzo co robić trochę za szybko wstała oznajmując, że idzie się wcześniej położyć. Chwiejnym krokiem wyszła na korytarz i poszła wprost do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i wmawiając sobie, że wcale nie myśli o Louisie zasnęła.

*
Każdy w życiu ma dni, w których musi pobyć samotnie. Tak samo miała Ronnie. Minęły dokładnie dwa dni od kiedy ujrzała pół nagiego Tomlinsona i od tamtego feralnego- dla niej- dnia nie opuszcza swojego lokum. Pewnie chcielibyście wiedzieć dlaczego. Niestety ona sama nie wie. Czy coś się zmieniło między nią a Louisem? Chyba nie, prawdę mówiąc nie widzieli się przez ten czas. Chłopak prawie cały czas był poza domem, a jak już wracał to od razu zamykał się w pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Przez ten czas panienka Blaise była skazana na towarzystwo Amandy i Steva. Przesiadując te dwa dni zamknięta w domu strasznie się nudziła.
Teraz tez nie było lepiej. Leżała na swoim  łóżku patrząc bezczynnie w sufit. Dopiero co wróciła z obiadu, na którym znów nie było jej brata. W sumie to nawet spodziewała się, ze znów będzie musiała zjeść w towarzystwie jej nowych znajomych. Kamerdyner i gosposia- idealne połączenie.
Niestety ten błogi czas ciszy przerwało mocne trzaśnięcie jej drzwiami, a do pokoju wpadł zdyszany Louis.
-Ronniemusiszmipomóc.- Wydyszał na jednym wdechu plątając co drugą literę.
-Jeszcze raz, ale spokojniej. Oddychaj.
-Musisz mi pomóc.- Dziewczyna spojrzała na niego trochę zaniepokojona. Nie miała pojęcia jaki rodzaj pomocy ma na myśli Tomlinson i czy będzie musiała się podnosić z wygodnego łóżka.
-W czym?
-Pamiętasz jak Ci powiedziałem, że mam na oku jedną dziewczynę?- Ronnie przytaknęła głową wracając pamięcią do dnia, w którym była z Louisem w kawiarni.- Umówiłem się z nią!- Wykrzyknął podekscytowany i zaczął skakać w miejscu jakby trzymał w rękach niewidzialną skakankę.
-No to moje gratulacje, ale w czym JA mam Ci pomóc?
-Musisz mnie przygotować na tą randkę i w ogóle resztę spotkań.- Powiedział jakby to było normalne.
-Czekaj ja nadal nie rozumiem…
-Musisz mi powiedzieć wszystko co wiesz o dziewczynach. Wiesz jak mam się zachowywać, co mam mówić, gdzie zabierać.
-Ale wiesz, że to nie będzie fair? Ona zakocha się w kimś stworzonym, a nie w Tobie.
-I? Ważne, że ze mną będzie.- Oznajmił uradowany.
-Jesteś dziwny.
-To jak pomożesz mi?
-Przyjdź tu o 17, a teraz daj mi spokój.- Louis tylko podbiegł do niej, dał jej buziaka w policzek po czym wybiegł z pokoju krzycząc: Mam randkę!
Veronica wiedziała na co się pisze. Tomlinson nie jest prostym chłopakiem, skrywa w sobie coś tajemniczego coś co Blaise chciała poznać, a żeby to się stało muszą się do siebie zbliżyć. Dzięki temu, że będzie jego „nauczycielką” jej plan może się sprawdzić. Nie rozumiała tylko czemu Louis nie chcę być sobą, czemu chcę udawać kogoś kim nie jest?
Przez resztę czasu, który jej został starała się odpocząć. Kiedy przyjdzie do niej Louis chcę mu zadać jedno podstawowe pytanie. Czemu przez te dwa dni tak ją olewał? Czemu nie odezwał się słowem? Czemu nie przyszedł tak po prostu pogadać, jak brat z siostrą albo… Nie Roonie nie mogła tak o nim myśleć, to nie w jej stylu.
Nim się zorientowała Tomlinson siedział już na jej łóżku z notesikiem w rękach gotowy wszystko dokładnie notować. Mimo starań ten widok spowodował wielki wybuch śmiechu ze strony Veronic.
-To od czego zaczynamy?- Zapytał ignorując zachowanie swojej towarzyszki. Bardzo zależało mu na Eleanor i chciał zrobić na niej jak największe wrażenie, żeby zatrzymać ją przy sobie jak najdłużej.
-Okej, to może najpierw gdzie chcesz ją zabrać?- Zapytała, chociaż na usta cisnęło jej się zupełnie inne zdanie.
-Myślałem, że może ty coś zaproponujesz.
-Dziewczyny lubią ciche miejsca, bardziej intymne. Jako, że to wasza pierwsza randka zaproś ją na piknik gdzieś na plaże gdzie będziecie podziwiać zachód słońca i szeptać sobie czułe słówka.- Rozmarzyła się.
-Ty byś tak chciała?
-Tak. Ale ona to nie ja więc może lepiej zaproś ją do kina na jakąś komedie romantyczną.
-Na pewno?
-Tak.- Wiedziała, że to najbezpieczniejsza opcja jaka mogła zaproponować. Przygryzła wnętrze policzka i kontynuowała,- Oczywiście wiesz, że musisz za wszystko płacić?- Chłopak tylko pokiwał zgodnie głową i zapisał coś w swoim zeszyciku. Ten widok był tak słodki i przeuroczy, że Ronnie nie mogła powstrzymać uśmiechu.
-O czym mam z nią rozmawiać?
-O wszystkim. Zapyta jak się czuję, co robiła wczoraj, dzisiaj, co będzie robić jutro. Każde pytanie nawet te oczywiste, które będzie znaczyło, że się nią interesujesz ucieszy ją.- Blaise wzięła oddech, a usta same wyrywały się do dalszego tłumaczenia.- Zapytaj jakie ciasto jest jej ulubionym, czy boi się burzy, czy kocha marchewki tak samo jak ty.
-Skąd wiesz, że…
-Czy w ogóle się czegoś boi.- Nie dała mu do kończyć. Co miała mu powiedzieć? Że od kiedy zamieszkuje ten dom obserwuję jego nawyki? Że wie gdzie ma zapasy marchewek, że nie nosi skarpetek, a bluzek w paski ma więcej niż przeciętnie powinien?
-A ty czego się boisz?- Zapytał uważnie obserwując każdy centymetr jej twarzy.
-Samotności, chyba jak każdy.- Oblizała wargi.- I smerfów. Tak smerfy mnie przerażają.
-Smerfy?- Można było usłyszeć jego donośny śmiech.
-Tak. I co z tego?
-To, że one nie istnieją i są…- Niedane było mu dokończyć gdyż dostał wielką, puchową poduszką w twarz.- Tak pogrywasz?- Dziewczyna nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi posłała mu pytające spojrzenie. Nie czekała zbyt długo. Louis rzucił się na nią łaskocząc przy tym.
-Lou… przestań… haha… pro-proszę.- Zaprzestał swojej czynności i zbliżył swoją twarz do twarzy swojej zdobyczy.
-Lubię sposób w jaki wypowiadasz moje imię.- Szepnął i zrobił z nią tak zwane noski noski. Po chwili jednak odsunął się od niej i znów usiadł z notesikiem.- Dobra co dalej? Co po kinie?
-Odprowadź ją do domu.
-I to wszystko?
-Chyba tak.
-Ale co zrobić na pożegnanie? Pocałować? Przytulić? Powiedzieć tylko „cześć” i pójść?
-Pocałuj ją w policzek. To nic obiecującego, a po tym będzie Cię chciała jeszcze bardziej. Kiedy się spotykacie?
-Jutro o 18.
-Więc przyjdź do mnie o 16. Pomogę Ci się wyszykować. A teraz zmykaj.- Podniósł się z łóżka, ale za nim opuścił pokój odwrócił się i wyszeptał prawie niesłyszalnie.
-Jesteś wielka.- I wyszedł.
Ronnie ponownie już nawet nie wiadomo, który raz dzisiaj rzuciła się na łóżko z nadzieją, że za chwile czas się cofnie, a ona znów poczuję na sobie JEGO dotyk. Sama nie była pewna co się z nią dzieję. Wmawiała sobie, że to przez to, że nigdy nie miała tak bliskiego kontaktu z płcią przeciwną. Ale czy to do końca prawda? Siedemnastolatka wie jedno, że cholernie bardzo chciałaby być na miejscu tej całej Eleanor.


FOREVER TRUE LOVE,




 Kolejny rozdział za nami :) Dziękuję wszystkim, którzy czytają <3
 


4 komentarze:

  1. Fajne C:

    + Boże jak ja kocham to zdjęcie Louisa mimo, że widać tylko pół twarzy *__*

    OdpowiedzUsuń
  2. boskie! z niecierpliwością czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże, to jest boskie :)
    Odliczam sekundy do następnego rozdiału *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli masz to dodałabyś to zdjęci z Louisem z tła (to gdzie widać mu pół twarzy C: ) C:

    OdpowiedzUsuń