Tydzień.
Już tydzień minął od tego jak powszechnie znany Louis Tomlinson nazwał Veronice
Blaise dziwką. Po tym jak mama Ronnie przekonała ją, żeby jednak nie wracała do
domu (oczywiście Rose nie wiedziała o wszystkim) dziewczyna całe dnie spędzała
zamknięta na klucz w pokoju. Tata z Sam po powrocie z Paryża nie mieli pojęcia
co zaszło między ich dziećmi, a żadne nie paliło się do wyznań. Czasami ojciec,
albo macocha przychodzili do niej ale ona nieugięcie odmawiała wszystkich
rozmów. Wpuszczała tylko Amy z posiłkami, która zostawała na trochę dłużej
opowiadając co się dzieje w całym domu.
Dowiedziała
się w ten sposób, że Lou też chodzi przybity i wpuszcza do siebie tylko Nialla,
Zayna i Liama, a Harrego ignoruję. Był też raz na kolejnej randce z El i podobno
bardzo dobrze się skończyła.
Teraz
panienka Blaise leżała na łóżku między chusteczkami i resztkami jedzenia.
Do jej głowy wpadł jeden z pomysłów. W jej sercu zagościł mały promyk
nadziei. Nie chciała się już więcej chować, ukrywać. Musiała wyjść ze swojego
schronienia i pokazać mu jak bardzo silna jest. Albo tylko udawać.
Wzięła do
ręki potrzebne rzeczy i cichutko niczym ninja opuściła swoją kryjówkę.
Zdjęła z
siebie przepocone, brudne ciuchy i weszła pod prysznic. Zmywała z siebie
brudy całych siedmiu dni. Namydliła swoje ciało po czym dokładnie je opłukała.
Po dokładnym wytarciu swojej postaci i wysuszeniu włosów, uczesała je w roztrzepanego kłosa,
a na siebie włożyła kremową sukienkę z koronką.
Zadowolone
ze swoich poczynań znów opuściła łazienkę wpadając prosto do swojego pokoju.
Sprawdziła jeszcze zegarek, który wskazywał, że czas na obiad i znów wybiegł na
korytarz.
Zeszła z
gracją na dół i jak najspokojniej wkroczyła do jadalni. Wzrok Jamesa, Smanthy i
Louisa od razu padł na nią.
-Dzień
dobry.- Powiedziała po czym na jej ustach zagościł lekko wymuszony uśmiech.
-Ronnie?-
Szepnął pan Blaise.
-Tak to
ja. Ale pachnie, jestem strasznie głodna.- Zasiadła na swoje stałe miejsce i
nałożyła na talerz ziemniaki i kurczaka.
-Córeczko
wszystko w porządku?- Zapytał, a jego brwi powędrowały ku górze. Dziewczyna
przygryzła wnętrze policzka, a swoje wargi zwilżyła językiem.
-Tak tato
w jak najlepszym.- Skłamała.
-Na
pewno?- Przewróciła oczami i wróciła do zajadania się posiłkiem.
-Jakieś
plany na dzisiaj?
-Nie, a
co?
-Może
wybierzemy się wspólnie na kolację?- Zaproponowała Sam.
-Nie.
-Bo?
-Bo nie
mam ochoty spędzać czasu z tym o to tutaj osobnikiem.- Wskazała palcem na
postać Louisa. Ten tylko prychnął pod nosem.
-Dość! Mam
tego dość. Możecie mi powiedzieć co tu się wydarzyło?
-Owszem tatusiu.
Tomlinson nazwał mnie dziwką.- Wysyczała i posłała swojemu bratu zabójcze
spojrzenie.
-Skarbie
to prawda?
-Tak mamo,
ale to ona przespała się z moim najlepszym przyjacielem!
-Ile razy
mam Ci powtarzać, że tylko mnie przenocował? Niby jesteś taki starszy ode mnie,
a mózg masz pięciolatka!
-Ja chyba
nie w porę.- Zachrypnięty głos odezwał się ze strony drzwi do jadalni.
-Harry!-
Rzuciła pośpiesznie Ronnie.- Jak dobrze, że tu jesteś. Musisz coś wyjaśnić temu
debilowi. Czy my ze sobą spaliśmy?- Oczy Stylesa rozszerzyły się do granic
możliwości.
-Co? Kto
tak powiedział?
-Louis.
-Więc Lou
nie, nie przespałem się z Twoją siostrą. Byliśmy tak pijani, że usnęliśmy. To
dlatego się do mnie nie odzywałeś?
Szatyn
tylko lekko opuścił głowę. Nie wiedział co ma powiedzieć. Czy był, aż tak
głupi, żeby nazwać ją dziwką? Jak
mógł jej nie wierzyć? Tak bardzo się wtedy martwił, że wymyślał najgorsze
scenariusze. W ten nie chciał najbardziej wierzyć.
-Więc
teraz już wiesz jaka jest prawda. Mam nadzieję, że w końcu dotarło do Ciebie iż
nie jestem szmatą!- Wstała od stołu i wyminąwszy loczka wyszła z domu mocno
trzaskając drzwiami. Chciała być jak najdalej od tego. Jak najdalej od tych
myśli.
-No to
brawo stary, byłeś aż tak głupi?
-Ja… ja…
Nie
zważając na nic chłopak poszedł w ślady swojej poprzedniczki i po chwili biegł
już po dworze szukając jej. Przecież nie mogła uciec daleko- powtarzał w
myślach wierząc, że to prawda.
Znalazł
ją. Siedziała samotnie na ławce oddalonej o 15 minut od domu. Skulona na jednym
końcu łkała w swoje kolana. Widok ten złamał Louisowi serce. To on do tego
doprowadził, to on doprowadził ją do tego stanu. Nie zastanawiając się usiadł
na drugim brzegu ławki. Żadne z nich nic nie mówiło, cisza była ich jedynym
towarzyszem. Oboje nie wiedzieli co mogliby powiedzieć. Co chwila, któreś
otwierało usta, ale szybko je zamykało. Dziewczyna drżącą dłonią wytarła łzy
spoczywające na jej twarzy i obrzuciła chłopaka jednym krótkim spojrzeniem. Też
nie wyglądał najlepiej. Siedział zdołowany patrząc cały czas w jeden punkt
przed sobą.
Co miał
jej powiedzieć?
Deszcz,
który na początku tylko lekko padał teraz zamienił się w prawdziwą ulewę. Nawet
to im nie przeszkadzało. Przemoknięci do suchej nitki siedzieli tak samo jak
poprzednio.
-Ja…-
Zaczął nie pewnie, ale nie dokończył. Nie wiedział jak zakończyć swoją
wypowiedź. Zmarnowany opuścił głowę w dół i schował ją w dłoniach. Przygryzł
wargę, aż ta pobladła, a łza która zakręciła się w jego oku szybko została
przez niego wytarta.- Ja…- Podjął drugą próbę, ale jego umysł znów zawiódł.
Wziął jeden z tych głębszych oddechów i mówiąc sobie, że do trzech razy sztuka
znów się odezwał.
-Ver, ja…
ja przepraszam. To co powiedziałem… zrozum ja tak nie myślę. Zdenerwowałem się.
Tak bardzo się martwiłem, nawet nie wiesz jak. Jeszcze jak przez myśl przeszło
mi, że ty i… że ty i Harry… razem. Przepraszam.- Ronnie uważnie wsłuchiwała się
w słowa Louisa i choć nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy wiedziała, że
zobaczyła by w nich szczerość i żal.- Proszę powiedz coś.
-Lou ja…-
Zawahnęła się. Co miała mu powiedzieć? Że po tym jak przez tydzień leżała
zamknięta w pokoju odizolowana od świata wybacza mu? Chociaż z drugiej strony
tak bardzo by chciała znów z nim rozmawiać.- Dobra zapomnijmy o tym.- Słowa
same wydobyły się z jej ust na co tylko westchnęła. Miała nadzieję, że nie
będzie tego żałować.
Spojrzała
na swojego brata, a ten rozłożył ręce w celu zagarnięcia Ron w swoje ramiona.
Bez chwili wahania przesunęła się po mokrej ławce i wtuliła w pierś Tomlinsona.
-Tęskniłam.-
Wyszeptała wręcz niesłyszalnie. Chłopak potarł jej ramiona i ucałował czubek
zamokniętej głowy.
-Ja też.
-Czyli już
nie jesteś zły?
-No co ty.
Ty moja niemądra, głupiutka dziewczynko.
*
Równą
godzinę temu oboje wrócili do domu. Przebrali się w suche rzeczy i zawołani przez
Jamesa zeszli do salonu oglądać wspólnie wybraną przez Sam komedię.
Głosy
wydobywające się z telewizora przerywane były ich głośnym śmiechem. Każdy czuł
się swobodnie, a w powietrzu już nie wyczuwało się tego niezręcznego napięcia.
To co wydarzyło się przed tygodniem poszło w zapomnienie, a Louis i Ronnie
odgrodzili to od siebie murem zaczynając wszystko na nowo.
-To co
między wami już wszystko ok?- Zapytała podejrzliwie Samantha na co szatyn
przygarnął Blaise pod swoje ramię i objął ją w talii.
-Tak.
-Zdecydowanie.-
Przytaknęła ciemnowłosa.
-Lou może
zaprosisz Eleanor na obiad jutro?- Wypalił James, a ciało Ronnie dziwnie się
napięło co nie uszło uwadze Tomlinsona.
-Może,
zastanowię się.
-I chłopcy
też by mogli wpaść.- Dokończyła Samantha.- Ronnie przecież ich polubiła.
-Tak, to
dobry pomysł.- Odezwała się pośpiesznie Veronica. Jakoś pomysł siedzenia z
Eleanor przy jednym stole nie przekonywał jej, a świadomość, że będzie mogła
porozmawiać z tą uroczą czwórką wywoływał u niej uśmiech. Dziewczyna była trochę
zmieszana. Nie za bardzo wiedziała dlaczego nie przepada za Calder. Coś jej
podpowiadało, że ona zabiera jej Louisa. Jej brata do, którego chcąc nie chcąc
trochę się już przyzwyczaiła, a przez to, że on tak bardzo był w niej zakochany
nie zauważył, że olewa swoją młodszą siostrzyczkę.
-Zadzwonię
do nich wieczorem.- Powiedział, a ręką przejechał po swoich włosach
roztrzepując je. Zastanawiał się nad czymś, ale nie chciał dzielić swoich myśli
przy wszystkich.
-Pójdę się
przejść.- Wyszeptał, a jego ciało podniosło się z łóżka. Nie zwracał już nawet
uwagi na zdziwiony wzrok swojej matki. Teraz chciał być sam.
Panienka
Blaise w tym czasie ruszyła do kuchni. Nie przejmowała się zachowaniem szatyna.
Znała go ponad tydzień i wiedziała, że jest nieprzewidywalny.
Nalała do
zielonej szklanki sok pomarańczowy, zastanawiając się czy Harry zgodzi się iść
z nią na zakupy w najbliższym czasie. Potrzebowała parę nowych ciuchów, a nie
chciała fatygować Louisa. Wiedziała, że ma teraz lepsze zajęcia niż niańczenie
jej.
Wzdrygnęła
się gdy usłyszała dzwonek marimby wydobywający się z jej kieszeni. Odstawiła
trzymane naczynie na blat i wyjęła wibrujące urządzenie. Nacisnęła zieloną
słuchawkę i dostawiła telefon do ucha.
-Halo?- Zapytała
kierując się na górę do swojego pokoju.
-Czeeeeść.-
Wesoły głos zza słuchawki rozświetlił buzię Ron.
-Lydia! Co tam u Ciebie? Jak Hiszpania?
-Wszystko w porządku, jest naprawdę… naprawdę fajnie.
Ale nie dzwonię po to.
-Więc po co?-
Zapytała ciemnowłosa zbita z tropu. Usiadła na łóżku krzyżując nogi i wlepiając
wzrok w zachodzące już po woli słońce.
-Wiesz po naszej ostatnie rozmowie nie odzywałaś się.
Martwiłam się. Wszystko w porządku?
-Tak, chyba tak… ale…- Nie zdążyła dokończyć, bo w jej pokoju zjawił się
Tomlinson. Dziewczyna wywnioskowała, że musiał biec, ponieważ stał teraz dysząc
i trzymając dłoń na swoim sercu. Widok ten spowodował chichotanie u Ronnie.
-Halo? Ron?
-Przepraszam Lyd, muszę kończyć.- I nie czekając na pożegnanie przyjaciółki rozłączyła
się, rzucając telefon za siebie nadal bacznie obserwując poczynania chłopaka.
-Wszystko
w porządku?- Zapytała przekręcając głowę pod innym kątem. Louis tylko podniósł
rękę w geście mówiącym „poczekaj, umieram”. Blaise więc czekała. Najpierw
minutę, potem dwie w końcu pięć.- Lou, na pewno wszystko ok?
-Tak, tak
biegłem dość długo. Daj mi odsapnąć kobieto.- Złapał się pod boki i zasiadł po
turecku na podłodze. Spojrzał tylko na siedemnastolatkę i zamknął oczy.- Czuję
się jakbym przebiegł kilkunasto kilometrowy maraton.- Wysapał bardziej do
siebie.
-Powiesz
mi w końcu o co chodzi? Tracę cierpliwość.
-Domyślam
się jesteś dziewczyną.
-A to ma
znaczyć, że?- Uniosła brwi do góry, a jej twarz poczerwieniała, ale nie ze
wstydu tylko złości. Czy on właśnie krytykował dziewczyny?
-Dobra
odpuść.- Machnął ręką i z powrotem otworzył oczy.- Wiem, że to głupie i mi jest
głupio… zrozumiem jeśli się nie zgodzisz… to by było oczywiste… ale… ale muszę
Cię o to spytać… oprócz Ciebie nikt nie może… nie może mi pomóc.
-Do sedna
Tomlinson.
-Pomożesz
mi przygotować się na jutrzejszy obiad? Wiesz będzie tam El.- Pośpiesznie
zmienił swoją pozycję tak, że teraz klęczał, a jego dłonie złożone były jak do
modlitwy.- proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę…
150
proszeń później…
-Proszę, proszę.-
Ronnie tylko wpatrywała się niego z lekko rozbawionym wyrazem twarzy. Tak
żałosnego i bezbronnego Louisa jeszcze nie widziała. Aż prosiło się o zrobieniu
mu zdjęcia. Jakim potworem musiałaby być, żeby się nie zgodzić?
-Przestań,
Lou. Niech Ci będzie, zgadzam się.
Chłopak
spojrzał na nią najpierw z lekkim zdziwieniem, ale po chwili rzucił się na nią
mocno przytulając.
-Jesteś
najlepszą siostrą na świecie.- Wymamrotał, nadal trzymając ją w swych
ramionach.- Kiedy mam się u Ciebie zjawić?
-Jutro o
10.
-Tak
jest.- Wstał i zasalutował jak prawdziwy żołnierz, wybuchając śmiechem razem z
Ronnie.
-A teraz
zostaw mnie w spokoju, Tomlinson.- Ten jak potulny baranek wykonał polecenie
dziewczyny.
Veronica
nadal w świetnym humorze posadziła na kolana laptopa i zaczęła przeglądać
wszystkie portale społecznościowe i plotkarskie. Nie za bardzo wiedziała czemu
dziennikarze pisali o rozwodach sławnych gwiazd, o tym, że jakaś piosenkarka
pokazała się kostiumie kąpielowym lub o nowym samochodzie wschodzącej aktorki.
Kogo to interesowało?
Veronica
położyła się przykrywając twarz poduszką. Nadeszła już późna godzina, ale ona
dalej nie mogła zasnąć. Złapała się ostatnio na tym, ze zdarza się to co raz
częściej. Tak bardzo chciałaby mieć przy sobie Lydie. Porozmawiać z nią,
pośmiać się. A tu miała tylko Louisa i czwórkę jego przyjaciół. No i oczywiście
zacofanego ojca i za sympatyczną przyszłą macochę.
Przekręciła
się na drugi bok, a skrawek kołdry przycisnęła mocniej do piersi. Zastanawiała
się gdzie zapodziała Thea. Dawno go nie widziała, a to nie oznaczało nic
dobrego. Zmartwiona i lekko rozdrażniona w końcu zasnęła. Sen, który wstąpił do
jej umysłu był przyjemny, a lekki uśmiech na jej twarzy tego dowodem.
*
Czy
mieliście kiedyś tak, że po męczącej nocy, kiedy długo nie mogliście zasnąć
rankiem przychodzi jakiś palant i budzi was? Czuję się wtedy przede wszystkim
złość. Uczucie, które towarzyszyło siedemnastolatce po tym jak Lou równo o 10
rano wskoczył na jej łóżko to skromnie mówiąc furia. Ledwo powstrzymywała się
przed odwołaniem swoich słów i wcale mu nie pomagać.
Przekręciła
się na drugi bok zakrywając twarz pościelą.
-Rooooooonnie.-
Przeciągną Tomlinson nie dając za wygraną. Siedział na krawędzi łóżka i uważnie
wpatrywał się w siostrę.- No weź, powinnaś wstać dokładnie.- Zawiesił się i
spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.- Dokładnie 3 minuty temu. Eleanor
będzie tu za 4 godziny 57… 56 minut.- Blaise westchnęła przeciągle,
zastanawiając się czym sobie na to zasłużyła. Odkryła się posyłając Louisowi
gniewne spojrzenie.
-Daj. Mi.
5. Minut.- Wysyczała wkładając w tą wypowiedź jak najwięcej jadu.
-Dobrze
marcheweczko.- Wyśpiewał radośnie na co Ronnie złapała się za głowę. Modliła
się w duchu za jakie grzechy musiała mieszkać z takim idiotom? Czemu jej bratem
nie mógł być jakiś przystojny, inteligentny, opiekuńczy chłopak? Który na
każdym kroku nie irytował by jej tak bardzo?
Wyjęła z
szafy odpowiednie ciuchy i ruszyła prosto do łazienki. Wzięła szybki, zimny
prysznic, a już po chwili miała na sobie ciemne rurki i szarą koszulkę z
napisem „Only food has no end”. Związała włosy w kucyk i przewieszając przez
ramię koszulę nocną wróciła do swojej oazy.
-Miało być
5 minut, a nie 20.- Mruknął chłopak siedząc nadal w tej samej pozycji.
-Nie
marudź.- Przeszła na około i usiadła naprzeciwko towarzysza.- Dobra zacznijmy
od tego na jakim jesteście etapie? Ile było już randek?
-No oprócz
tej pierwszej jeszcze dwie.- Powiedział nieśmiało.
-Czyli 3?-
Kiwnął tylko potakująco głową przygryzając wargę.- Całowaliście się już?
Szatyn
poderwał głowę do góry nie dowierzając w bezpośredniość swojej siostrzyczki.
-No nie
patrz tak na mnie. To normalne pytanie. Całowaliście się już?
-N-nie, to
znaczy były ze dwa pocałunki w policzek, ale… ale nie chciałem się spieszyć.-
Wytłumaczył pośpiesznie.
-Dobra,
czyli jednak nie jesteś taki głupi.- Uśmiechnęła się do niego.- Słuchaj
spotkanie z rodzicami zawsze jest dla dziewczyny trudne.
-Chciałem
zaznaczyć, że to nie jest jeszcze moja dziewczyna.
-To, że
się jej nie zapytałeś to nie znaczy, że tak nie jest.- Spojrzał na nią
pytającym wzrokiem, a ona kontynuowała.- Oglądałeś kiedyś jakąś komedię
romantyczną, w której chłopak podchodzi do dziewczyny i pyta się: Chcesz ze mną
chodzić?
-Tak,
ale…- Jednak Blaise nie dała mu dokończyć.
-Nie macie
po 10lat. Tu wszystko jest inne. Wystarczy, że dasz jej jakiś znak, a ona to
może odebrać na swój sposób.
-Czyli
mogłem jej dać do zrozumienia, że jesteśmy razem… nieświadomie?
-Nie do
końca. Nie wiadomo co ona myśli. Trzymacie się za ręce?
-Co?
-Czy
trzymacie się za ręce? Lou skup się.- Powtórzyła przewracając oczami.
-Czasami.
-Dobra
zrobimy mały test. Jeżeli dzisiaj przez cały obiad złapię Cię chociaż raz za
rękę to znaczy, że dla niej jest to coś poważniejszego.
-Jesteś
pewna, że ten gest będzie to oznaczał?- W jego głosie było czuć niepewność.
Wiedział, że teraz jest skazany na dobroduszność Veronic.
-Kto tu
jest specem od dziewczyn?
-Ty.-
Wymruczał niesłyszalnie.
-Kto?
-Ty!
-No
właśnie. I tak jestem pewna. To drobny gest, ale jednoznaczny.- Poprawiła swoje
włosy i zwróciła uwagę, że Lou ma na sobie błękitną koszulkę pasującą do jego
oczu. Podkreślała je, wyróżniała. Po chwili dziewczyna walnęła się w myślach za
to, że pozwoliła sobie na takie myśli. To było zupełnie nie na miejscu.- Dobra,
a teraz najważniejsze. Rzeczy, o które możesz pytać, a o które nie.
-To jest
taka lista?
-Oczywiście,
że tak.- Powiedziała z takim wyrazem głosu jakby to było oczywiste.
I przez
kolejne kilka minut podawała mu tematy do rozmowy oraz wymieniła te najbardziej
zakazane. Oboje co chwila posyłali sobie uśmiechy lub równo wybuchali śmiechem,
gdy któreś zrobiło coś śmiesznego.
Tomlinson
uważnie słuchał każdej porady. Był zły na siebie, że tym razem nie zabrał ze
sobą jego notesika.
-No i
musisz powiedzieć swoim kolegom, żeby czegoś nie palnęli. Rozumiesz?
-Yhym.
-Masz jakieś
pytania?
Chłopak
zamyślił się przez chwilę, uważnie skanując twarz dziewczyny. Ciekawiło go
dlaczego po tym jak ostatnio się zachował pomaga mu.
-Czemu to
robisz?- Zapytał za nim zdołał ugryźć się w język.
-Co robię?
-Pomagasz.
Ciemno
włosa wzruszyła tylko ramionami. Nie wiedziała co mogła mu odpowiedzieć.
-Z dobrego
serca?- Zaśmiała się z własnej wypowiedzi.- Szczerze? Nie wiem. Chyba mi
odbiło. A teraz zmykaj musisz się przygotować przecież zostało Ci.- Spojrzała
na wiszący zegarek i zamyśliła się na chwilę.- 4 godziny 10 minut.
-Racja,
racja. Jeszcze raz Ci dziękuję.- Cmoknął ją w policzek i po chwili zniknął
zamykając za sobą białe drzwi. Ronnie zaśmiała się sama do siebie i opadła na
łóżko. Potrzebowała jeszcze tylko 30 minut drzemki. „Tylko 30” powtarzała
sobie.
FOREVER TRUE LOVE,
Dziękuję za wszystkie komentarze i ponad 1300 wejść na bloga. To wiele dla mnie znaczy.
Chciałabym także aby każdy kto to czyta skomentował krótko ten rozdział. To bardzo motywuję :)
Nici to zdjęcie?
Rozdział bomba.^^
OdpowiedzUsuńW końcu się pogodzili.:)
Czekam na następny.:D
mega mega :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. ;) Skąd Ty masz taki talent?! Zazdroszczę ;3
OdpowiedzUsuńTak <3 Bardzo dziękuję <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle genialne. ;*
Masz prawo do zabicia mnie. Obedrzyj ze skóry, posyp solą, posiekaj na kawałeczki, potem ugotuj... Przepraszam. WIem, że obiecałam, że do ciebie zajrzę i uwierz, nie było to jakieś celowe. Po prostu sama mam tyle zajęć szkolnych, dodatkowych i prac domowych... Ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi głupio. Okropnie się czuję. Ty ogromnie mnie wspierałaś, a ja zachowałam się jak skończona kretynka. Mam nadzieję, ze mi wybaczysz, oh, naprawdę przepraszam z całego serduszka.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy. Rany, zamurował mnie Twój talent! Jestem wręcz oczarowana. TO JEST GENIALNE! Dawno nie czytałam czegoś tak naprawdę dobrego. Cała ta historia mi się podoba. Twój pomysł. Te wszystkie intrygi i świetni bohaterowie. Jestem zachwycona, masz wielki potencjał, Twój talent naprawdę przerasta najśmielsze oczekiwania.
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały, do których zobowiązuję się dodać komentarz. Życzę ci skarbie weny i miłego tygodnia ♥