poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 5 cz. 1



Tydzień. Już tydzień minął od tego jak powszechnie znany Louis Tomlinson nazwał Veronice Blaise dziwką. Po tym jak mama Ronnie przekonała ją, żeby jednak nie wracała do domu (oczywiście Rose nie wiedziała o wszystkim) dziewczyna całe dnie spędzała zamknięta na klucz w pokoju. Tata z Sam po powrocie z Paryża nie mieli pojęcia co zaszło między ich dziećmi, a żadne nie paliło się do wyznań. Czasami ojciec, albo macocha przychodzili do niej ale ona nieugięcie odmawiała wszystkich rozmów. Wpuszczała tylko Amy z posiłkami, która zostawała na trochę dłużej opowiadając co się dzieje w całym domu.
Dowiedziała się w ten sposób, że Lou też chodzi przybity i wpuszcza do siebie tylko Nialla, Zayna i Liama, a Harrego ignoruję. Był też raz na kolejnej randce z El i podobno bardzo dobrze się skończyła.

Teraz panienka Blaise leżała na łóżku między chusteczkami i resztkami jedzenia.
Do jej głowy wpadł jeden z pomysłów. W jej sercu zagościł mały promyk nadziei. Nie chciała się już więcej chować, ukrywać. Musiała wyjść ze swojego schronienia i pokazać mu jak bardzo silna jest. Albo tylko udawać.
Wzięła do ręki potrzebne rzeczy i cichutko niczym ninja opuściła swoją kryjówkę.
Zdjęła z siebie przepocone, brudne ciuchy i weszła pod prysznic. Zmywała z siebie brudy całych siedmiu dni. Namydliła swoje ciało po czym dokładnie je opłukała.
Po dokładnym wytarciu swojej postaci i wysuszeniu włosów, uczesała je w roztrzepanego kłosa, a na siebie włożyła kremową sukienkę z koronką.
Zadowolone ze swoich poczynań znów opuściła łazienkę wpadając prosto do swojego pokoju. Sprawdziła jeszcze zegarek, który wskazywał, że czas na obiad i znów wybiegł na korytarz.
Zeszła z gracją na dół i jak najspokojniej wkroczyła do jadalni. Wzrok Jamesa, Smanthy i Louisa od razu padł na nią.
-Dzień dobry.- Powiedziała po czym na jej ustach zagościł lekko wymuszony uśmiech.
-Ronnie?- Szepnął pan Blaise.
-Tak to ja. Ale pachnie, jestem strasznie głodna.- Zasiadła na swoje stałe miejsce i nałożyła na talerz ziemniaki i kurczaka.
-Córeczko wszystko w porządku?- Zapytał, a jego brwi powędrowały ku górze. Dziewczyna przygryzła wnętrze policzka, a swoje wargi zwilżyła językiem.
-Tak tato w jak najlepszym.- Skłamała.
-Na pewno?- Przewróciła oczami i wróciła do zajadania się posiłkiem.
-Jakieś plany na dzisiaj?
-Nie, a co?
-Może wybierzemy się wspólnie na kolację?- Zaproponowała Sam.
-Nie.
-Bo?
-Bo nie mam ochoty spędzać czasu z tym o to tutaj osobnikiem.- Wskazała palcem na postać Louisa. Ten tylko prychnął pod nosem.
-Dość! Mam tego dość. Możecie mi powiedzieć co tu się wydarzyło?
-Owszem tatusiu. Tomlinson nazwał mnie dziwką.- Wysyczała i posłała swojemu bratu zabójcze spojrzenie.
-Skarbie to prawda?
-Tak mamo, ale to ona przespała się z moim najlepszym przyjacielem!
-Ile razy mam Ci powtarzać, że tylko mnie przenocował? Niby jesteś taki starszy ode mnie, a mózg masz pięciolatka!
-Ja chyba nie w porę.- Zachrypnięty głos odezwał się ze strony drzwi do jadalni.
-Harry!- Rzuciła pośpiesznie Ronnie.- Jak dobrze, że tu jesteś. Musisz coś wyjaśnić temu debilowi. Czy my ze sobą spaliśmy?- Oczy Stylesa rozszerzyły się do granic możliwości.
-Co? Kto tak powiedział?
-Louis.
-Więc Lou nie, nie przespałem się z Twoją siostrą. Byliśmy tak pijani, że usnęliśmy. To dlatego się do mnie nie odzywałeś?
Szatyn tylko lekko opuścił głowę. Nie wiedział co ma powiedzieć. Czy był, aż tak głupi, żeby nazwać ją dziwką? Jak mógł jej nie wierzyć? Tak bardzo się wtedy martwił, że wymyślał najgorsze scenariusze. W ten nie chciał najbardziej wierzyć.
-Więc teraz już wiesz jaka jest prawda. Mam nadzieję, że w końcu dotarło do Ciebie iż nie jestem szmatą!- Wstała od stołu i wyminąwszy loczka wyszła z domu mocno trzaskając drzwiami. Chciała być jak najdalej od tego. Jak najdalej od tych myśli.

-No to brawo stary, byłeś aż tak głupi?
-Ja… ja…
Nie zważając na nic chłopak poszedł w ślady swojej poprzedniczki i po chwili biegł już po dworze szukając jej. Przecież nie mogła uciec daleko- powtarzał w myślach wierząc, że to prawda.

Znalazł ją. Siedziała samotnie na ławce oddalonej o 15 minut od domu. Skulona na jednym końcu łkała w swoje kolana. Widok ten złamał Louisowi serce. To on do tego doprowadził, to on doprowadził ją do tego stanu. Nie zastanawiając się usiadł na drugim brzegu ławki. Żadne z nich nic nie mówiło, cisza była ich jedynym towarzyszem. Oboje nie wiedzieli co mogliby powiedzieć. Co chwila, któreś otwierało usta, ale szybko je zamykało. Dziewczyna drżącą dłonią wytarła łzy spoczywające na jej twarzy i obrzuciła chłopaka jednym krótkim spojrzeniem. Też nie wyglądał najlepiej. Siedział zdołowany patrząc cały czas w jeden punkt przed sobą.
Co miał jej powiedzieć?
Deszcz, który na początku tylko lekko padał teraz zamienił się w prawdziwą ulewę. Nawet to im nie przeszkadzało. Przemoknięci do suchej nitki siedzieli tak samo jak poprzednio.
-Ja…- Zaczął nie pewnie, ale nie dokończył. Nie wiedział jak zakończyć swoją wypowiedź. Zmarnowany opuścił głowę w dół i schował ją w dłoniach. Przygryzł wargę, aż ta pobladła, a łza która zakręciła się w jego oku szybko została przez niego wytarta.- Ja…- Podjął drugą próbę, ale jego umysł znów zawiódł. Wziął jeden z tych głębszych oddechów i mówiąc sobie, że do trzech razy sztuka znów się odezwał.
-Ver, ja… ja przepraszam. To co powiedziałem… zrozum ja tak nie myślę. Zdenerwowałem się. Tak bardzo się martwiłem, nawet nie wiesz jak. Jeszcze jak przez myśl przeszło mi, że ty i… że ty i Harry… razem. Przepraszam.- Ronnie uważnie wsłuchiwała się w słowa Louisa i choć nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy wiedziała, że zobaczyła by w nich szczerość i żal.- Proszę powiedz coś.
-Lou ja…- Zawahnęła się. Co miała mu powiedzieć? Że po tym jak przez tydzień leżała zamknięta w pokoju odizolowana od świata wybacza mu? Chociaż z drugiej strony tak bardzo by chciała znów z nim rozmawiać.- Dobra zapomnijmy o tym.- Słowa same wydobyły się z jej ust na co tylko westchnęła. Miała nadzieję, że nie będzie tego żałować.
Spojrzała na swojego brata, a ten rozłożył ręce w celu zagarnięcia Ron w swoje ramiona. Bez chwili wahania przesunęła się po mokrej ławce i wtuliła w pierś Tomlinsona.
-Tęskniłam.- Wyszeptała wręcz niesłyszalnie. Chłopak potarł jej ramiona i ucałował czubek zamokniętej głowy.
-Ja też.
-Czyli już nie jesteś zły?
-No co ty. Ty moja niemądra, głupiutka dziewczynko.

*
Równą godzinę temu oboje wrócili do domu. Przebrali się w suche rzeczy i zawołani przez Jamesa zeszli do salonu oglądać wspólnie wybraną przez Sam komedię.
Głosy wydobywające się z telewizora przerywane były ich głośnym śmiechem. Każdy czuł się swobodnie, a w powietrzu już nie wyczuwało się tego niezręcznego napięcia. To co wydarzyło się przed tygodniem poszło w zapomnienie, a Louis i Ronnie odgrodzili to od siebie murem zaczynając wszystko na nowo.
-To co między wami już wszystko ok?- Zapytała podejrzliwie Samantha na co szatyn przygarnął Blaise pod swoje ramię i objął ją w talii.
-Tak.
-Zdecydowanie.- Przytaknęła ciemnowłosa.
-Lou może zaprosisz Eleanor na obiad jutro?- Wypalił James, a ciało Ronnie dziwnie się napięło co nie uszło uwadze Tomlinsona.
-Może, zastanowię się.
-I chłopcy też by mogli wpaść.- Dokończyła Samantha.- Ronnie przecież ich polubiła.
-Tak, to dobry pomysł.- Odezwała się pośpiesznie Veronica. Jakoś pomysł siedzenia z Eleanor przy jednym stole nie przekonywał jej, a świadomość, że będzie mogła porozmawiać z tą uroczą czwórką wywoływał u niej uśmiech. Dziewczyna była trochę zmieszana. Nie za bardzo wiedziała dlaczego nie przepada za Calder. Coś jej podpowiadało, że ona zabiera jej Louisa. Jej brata do, którego chcąc nie chcąc trochę się już przyzwyczaiła, a przez to, że on tak bardzo był w niej zakochany nie zauważył, że olewa swoją młodszą siostrzyczkę.
-Zadzwonię do nich wieczorem.- Powiedział, a ręką przejechał po swoich włosach roztrzepując je. Zastanawiał się nad czymś, ale nie chciał dzielić swoich myśli przy wszystkich.
-Pójdę się przejść.- Wyszeptał, a jego ciało podniosło się z łóżka. Nie zwracał już nawet uwagi na zdziwiony wzrok swojej matki. Teraz chciał być sam.
Panienka Blaise w tym czasie ruszyła do kuchni. Nie przejmowała się zachowaniem szatyna. Znała go ponad tydzień i wiedziała, że jest nieprzewidywalny.
Nalała do zielonej szklanki sok pomarańczowy, zastanawiając się czy Harry zgodzi się iść z nią na zakupy w najbliższym czasie. Potrzebowała parę nowych ciuchów, a nie chciała fatygować Louisa. Wiedziała, że ma teraz lepsze zajęcia niż niańczenie jej.
Wzdrygnęła się gdy usłyszała dzwonek marimby wydobywający się z jej kieszeni. Odstawiła trzymane naczynie na blat i wyjęła wibrujące urządzenie. Nacisnęła zieloną słuchawkę i dostawiła telefon do ucha.
-Halo?- Zapytała kierując się na górę do swojego pokoju.
-Czeeeeść.- Wesoły głos zza słuchawki rozświetlił buzię Ron.
-Lydia! Co tam u Ciebie? Jak Hiszpania?
-Wszystko w porządku, jest naprawdę… naprawdę fajnie. Ale nie dzwonię po to.
-Więc po co?- Zapytała ciemnowłosa zbita z tropu. Usiadła na łóżku krzyżując nogi i wlepiając wzrok w zachodzące już po woli słońce.
-Wiesz po naszej ostatnie rozmowie nie odzywałaś się. Martwiłam się. Wszystko w porządku?
-Tak, chyba tak… ale…- Nie zdążyła dokończyć, bo w jej pokoju zjawił się Tomlinson. Dziewczyna wywnioskowała, że musiał biec, ponieważ stał teraz dysząc i trzymając dłoń na swoim sercu. Widok ten spowodował chichotanie u Ronnie.
-Halo? Ron?
-Przepraszam Lyd, muszę kończyć.- I nie czekając na pożegnanie przyjaciółki rozłączyła się, rzucając telefon za siebie nadal bacznie obserwując poczynania chłopaka.
-Wszystko w porządku?- Zapytała przekręcając głowę pod innym kątem. Louis tylko podniósł rękę w geście mówiącym „poczekaj, umieram”. Blaise więc czekała. Najpierw minutę, potem dwie w końcu pięć.- Lou, na pewno wszystko ok?
-Tak, tak biegłem dość długo. Daj mi odsapnąć kobieto.- Złapał się pod boki i zasiadł po turecku na podłodze. Spojrzał tylko na siedemnastolatkę i zamknął oczy.- Czuję się jakbym przebiegł kilkunasto kilometrowy maraton.- Wysapał bardziej do siebie.
-Powiesz mi w końcu o co chodzi? Tracę cierpliwość.
-Domyślam się jesteś dziewczyną.
-A to ma znaczyć, że?- Uniosła brwi do góry, a jej twarz poczerwieniała, ale nie ze wstydu tylko złości. Czy on właśnie krytykował dziewczyny?
-Dobra odpuść.- Machnął ręką i z powrotem otworzył oczy.- Wiem, że to głupie i mi jest głupio… zrozumiem jeśli się nie zgodzisz… to by było oczywiste… ale… ale muszę Cię o to spytać… oprócz Ciebie nikt nie może… nie może mi pomóc.
-Do sedna Tomlinson.
-Pomożesz mi przygotować się na jutrzejszy obiad? Wiesz będzie tam El.- Pośpiesznie zmienił swoją pozycję tak, że teraz klęczał, a jego dłonie złożone były jak do modlitwy.- proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę…
150 proszeń później…
-Proszę, proszę.- Ronnie tylko wpatrywała się niego z lekko rozbawionym wyrazem twarzy. Tak żałosnego i bezbronnego Louisa jeszcze nie widziała. Aż prosiło się o zrobieniu mu zdjęcia. Jakim potworem musiałaby być, żeby się nie zgodzić?
-Przestań, Lou. Niech Ci będzie, zgadzam się.
Chłopak spojrzał na nią najpierw z lekkim zdziwieniem, ale po chwili rzucił się na nią mocno przytulając.
-Jesteś najlepszą siostrą na świecie.- Wymamrotał, nadal trzymając ją w swych ramionach.- Kiedy mam się u Ciebie zjawić?
-Jutro o 10.
-Tak jest.- Wstał i zasalutował jak prawdziwy żołnierz, wybuchając śmiechem razem z Ronnie.
-A teraz zostaw mnie w spokoju, Tomlinson.- Ten jak potulny baranek wykonał polecenie dziewczyny.
Veronica nadal w świetnym humorze posadziła na kolana laptopa i zaczęła przeglądać wszystkie portale społecznościowe i plotkarskie. Nie za bardzo wiedziała czemu dziennikarze pisali o rozwodach sławnych gwiazd, o tym, że jakaś piosenkarka pokazała się kostiumie kąpielowym lub o nowym samochodzie wschodzącej aktorki. Kogo to interesowało?
Veronica położyła się przykrywając twarz poduszką. Nadeszła już późna godzina, ale ona dalej nie mogła zasnąć. Złapała się ostatnio na tym, ze zdarza się to co raz częściej. Tak bardzo chciałaby mieć przy sobie Lydie. Porozmawiać z nią, pośmiać się. A tu miała tylko Louisa i czwórkę jego przyjaciół. No i oczywiście zacofanego ojca i za sympatyczną przyszłą macochę.
Przekręciła się na drugi bok, a skrawek kołdry przycisnęła mocniej do piersi. Zastanawiała się gdzie zapodziała Thea. Dawno go nie widziała, a to nie oznaczało nic dobrego. Zmartwiona i lekko rozdrażniona w końcu zasnęła. Sen, który wstąpił do jej umysłu był przyjemny, a lekki uśmiech na jej twarzy tego dowodem.

*
Czy mieliście kiedyś tak, że po męczącej nocy, kiedy długo nie mogliście zasnąć rankiem przychodzi jakiś palant i budzi was? Czuję się wtedy przede wszystkim złość. Uczucie, które towarzyszyło siedemnastolatce po tym jak Lou równo o 10 rano wskoczył na jej łóżko to skromnie mówiąc furia. Ledwo powstrzymywała się przed odwołaniem swoich słów i wcale mu nie pomagać.
Przekręciła się na drugi bok zakrywając twarz pościelą.
-Rooooooonnie.- Przeciągną Tomlinson nie dając za wygraną. Siedział na krawędzi łóżka i uważnie wpatrywał się w siostrę.- No weź, powinnaś wstać dokładnie.- Zawiesił się i spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.- Dokładnie 3 minuty temu. Eleanor będzie tu za 4 godziny 57… 56 minut.- Blaise westchnęła przeciągle, zastanawiając się czym sobie na to zasłużyła. Odkryła się posyłając Louisowi gniewne spojrzenie.
-Daj. Mi. 5. Minut.- Wysyczała wkładając w tą wypowiedź jak najwięcej jadu.
-Dobrze marcheweczko.- Wyśpiewał radośnie na co Ronnie złapała się za głowę. Modliła się w duchu za jakie grzechy musiała mieszkać z takim idiotom? Czemu jej bratem nie mógł być jakiś przystojny, inteligentny, opiekuńczy chłopak? Który na każdym kroku nie irytował by jej tak bardzo?
Wyjęła z szafy odpowiednie ciuchy i ruszyła prosto do łazienki. Wzięła szybki, zimny prysznic, a już po chwili miała na sobie ciemne rurki i szarą koszulkę z napisem „Only food has no end”. Związała włosy w kucyk i przewieszając przez ramię koszulę nocną wróciła do swojej oazy.
-Miało być 5 minut, a nie 20.- Mruknął chłopak siedząc nadal w tej samej pozycji.
-Nie marudź.- Przeszła na około i usiadła naprzeciwko towarzysza.- Dobra zacznijmy od tego na jakim jesteście etapie? Ile było już randek?
-No oprócz tej pierwszej jeszcze dwie.- Powiedział nieśmiało.
-Czyli 3?- Kiwnął tylko potakująco głową przygryzając wargę.- Całowaliście się już?
Szatyn poderwał głowę do góry nie dowierzając w bezpośredniość swojej siostrzyczki.
-No nie patrz tak na mnie. To normalne pytanie. Całowaliście się już?
-N-nie, to znaczy były ze dwa pocałunki w policzek, ale… ale nie chciałem się spieszyć.- Wytłumaczył pośpiesznie.
-Dobra, czyli jednak nie jesteś taki głupi.- Uśmiechnęła się do niego.- Słuchaj spotkanie z rodzicami zawsze jest dla dziewczyny trudne.
-Chciałem zaznaczyć, że to nie jest jeszcze moja dziewczyna.
-To, że się jej nie zapytałeś to nie znaczy, że tak nie jest.- Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, a ona kontynuowała.- Oglądałeś kiedyś jakąś komedię romantyczną, w której chłopak podchodzi do dziewczyny i pyta się: Chcesz ze mną chodzić?
-Tak, ale…- Jednak Blaise nie dała mu dokończyć.
-Nie macie po 10lat. Tu wszystko jest inne. Wystarczy, że dasz jej jakiś znak, a ona to może odebrać na swój sposób.
-Czyli mogłem jej dać do zrozumienia, że jesteśmy razem… nieświadomie?
-Nie do końca. Nie wiadomo co ona myśli. Trzymacie się za ręce?
-Co?
-Czy trzymacie się za ręce? Lou skup się.- Powtórzyła przewracając oczami.
-Czasami.
-Dobra zrobimy mały test. Jeżeli dzisiaj przez cały obiad złapię Cię chociaż raz za rękę to znaczy, że dla niej jest to coś poważniejszego.
-Jesteś pewna, że ten gest będzie to oznaczał?- W jego głosie było czuć niepewność. Wiedział, że teraz jest skazany na dobroduszność Veronic.
-Kto tu jest specem od dziewczyn?
-Ty.- Wymruczał niesłyszalnie.
-Kto?
-Ty!
-No właśnie. I tak jestem pewna. To drobny gest, ale jednoznaczny.- Poprawiła swoje włosy i zwróciła uwagę, że Lou ma na sobie błękitną koszulkę pasującą do jego oczu. Podkreślała je, wyróżniała. Po chwili dziewczyna walnęła się w myślach za to, że pozwoliła sobie na takie myśli. To było zupełnie nie na miejscu.- Dobra, a teraz najważniejsze. Rzeczy, o które możesz pytać, a o które nie.
-To jest taka lista?
-Oczywiście, że tak.- Powiedziała z takim wyrazem głosu jakby to było oczywiste.
I przez kolejne kilka minut podawała mu tematy do rozmowy oraz wymieniła te najbardziej zakazane. Oboje co chwila posyłali sobie uśmiechy lub równo wybuchali śmiechem, gdy któreś zrobiło coś śmiesznego.
Tomlinson uważnie słuchał każdej porady. Był zły na siebie, że tym razem nie zabrał ze sobą jego notesika.
-No i musisz powiedzieć swoim kolegom, żeby czegoś nie palnęli. Rozumiesz?
-Yhym.
-Masz jakieś pytania?
Chłopak zamyślił się przez chwilę, uważnie skanując twarz dziewczyny. Ciekawiło go dlaczego po tym jak ostatnio się zachował pomaga mu.
-Czemu to robisz?- Zapytał za nim zdołał ugryźć się w język.
-Co robię?
-Pomagasz.
Ciemno włosa wzruszyła tylko ramionami. Nie wiedziała co mogła mu odpowiedzieć.
-Z dobrego serca?- Zaśmiała się z własnej wypowiedzi.- Szczerze? Nie wiem. Chyba mi odbiło. A teraz zmykaj musisz się przygotować przecież zostało Ci.- Spojrzała na wiszący zegarek i zamyśliła się na chwilę.- 4 godziny 10 minut.
-Racja, racja. Jeszcze raz Ci dziękuję.- Cmoknął ją w policzek i po chwili zniknął zamykając za sobą białe drzwi. Ronnie zaśmiała się sama do siebie i opadła na łóżko. Potrzebowała jeszcze tylko 30 minut drzemki. „Tylko 30” powtarzała sobie.


FOREVER TRUE LOVE,
 

Dziękuję za wszystkie komentarze i ponad 1300 wejść na bloga. To wiele dla mnie znaczy.
Chciałabym także aby każdy kto to czyta skomentował krótko ten rozdział. To bardzo motywuję :)
Nici to zdjęcie?

5 komentarzy:

  1. Rozdział bomba.^^
    W końcu się pogodzili.:)
    Czekam na następny.:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. ;) Skąd Ty masz taki talent?! Zazdroszczę ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak <3 Bardzo dziękuję <3
    Jak zwykle genialne. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz prawo do zabicia mnie. Obedrzyj ze skóry, posyp solą, posiekaj na kawałeczki, potem ugotuj... Przepraszam. WIem, że obiecałam, że do ciebie zajrzę i uwierz, nie było to jakieś celowe. Po prostu sama mam tyle zajęć szkolnych, dodatkowych i prac domowych... Ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi głupio. Okropnie się czuję. Ty ogromnie mnie wspierałaś, a ja zachowałam się jak skończona kretynka. Mam nadzieję, ze mi wybaczysz, oh, naprawdę przepraszam z całego serduszka.
    A teraz do rzeczy. Rany, zamurował mnie Twój talent! Jestem wręcz oczarowana. TO JEST GENIALNE! Dawno nie czytałam czegoś tak naprawdę dobrego. Cała ta historia mi się podoba. Twój pomysł. Te wszystkie intrygi i świetni bohaterowie. Jestem zachwycona, masz wielki potencjał, Twój talent naprawdę przerasta najśmielsze oczekiwania.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały, do których zobowiązuję się dodać komentarz. Życzę ci skarbie weny i miłego tygodnia ♥

    OdpowiedzUsuń