piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 14


Nie było zbyt przyjemnie, gdy wróciliśmy do hotelu. Tata darł się na nas, chociaż w większości na Louisa, a ja go broniłam. Powiedział dużo słów, których pewnie żałuje, a które zabolały Tomlinsona i po części tez mnie.
Były niesprawiedliwe i co najważniejsze niepotrzebne, ale widocznie tak musiało być.
Sam zapewniała mnie, że już nie raz się kłócili, ale czułam, że to coś poważniejszego.
A była to dopiero cisza przed burzą. Wierzchołek góry lodowej, który spadł na nas i oczywiście nie obyło się bez osób trzecich.
Na drugi dzień po mojej poważnej rozmowie z Loui'm i domniemanym "wyzwaniu" miłości mój ojciec ogłosił, że wracamy do domu, a malediwski sen kończy się. Nie miałam mu tego za złe, bo wiedziałam, że każdemu wyjdzie to na dobre.
Tak więc spakowaliśmy walizki, zarezerwowaliśmy bilety i wróciliśmy do Londynu. Ponurego miasta z deszczową pogodą.
-Chłopcy zaraz wpadną!- Krzyknął szatyn na cały dom kiedy przekroczyliśmy jego próg.
Wzięłam swoją torbę i zaniosłam ją do sypialni gdzie w spokoju mogłam chociaż chwilę odpocząć po podróży. Przebrałam się w wygodny dres i luźną koszulkę, a na nogi wsunęłam ciepłe, wełniane skarpetki.
Słyszałam jak Steve otwiera wejściowe drzwi, a po chwili cały hall wypełnia się głośnym śmiechem. Mimo, że stęskniłam się za zwariowaną czwórką to nim zdecydowałam się zejść na dół wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do Lydii.
Gdy usłyszałam jej melodyjny głos od razu uśmiechnęłam się, a zmęczenie odeszło w niepamięć.
Rozmawiałyśmy dłuższą chwilę, chociaż szczerze powiedziawszy to zajęło nam to mniej więcej czterdzieści pięć minut.
Pożegnałyśmy się kolejną salwą śmiechu i wysyłanymi całusami po czym nacisnęłam czerwona słuchawkę, a komórkę rzuciłam na łóżko. Poprawiłam jeszcze tylko włosy, które splątane były w luźnego warkocza i opuściłam pokój. Nie potrafiłam ukryć szczęścia na myśl, że za chwile stanę przed blondynem, mulatem, loczkiem i ciemnym szatynem.
Wzięłam jeszcze jeden głębszy oddech na ostatnim stopniu schodów i prawie się wychyliłam krzycząc "hej!" kiedy doszły do mnie poszczególne słowa rozmowy.
-I jak?- Zapytał głos z chrypką należący do Harry'ego.
-A jak ma być?
-Nie bądź głupi, Tommo. Założyłem się wtedy z Zayn'em, przeleciałeś ją, czy nie?- Wychyliłam się lekko zza rogu i spojrzałam na całą piątkę siedzącą na kanapach.
-Oczywiście, że nie.- Prawie krzyknął szatyn.
-To co wyście tam robili?- Niall nie ukrywał swojego zdziwienia, a ja miałam co raz bardziej ochotę płakać rozumiejąc, że mówią o mnie.
-Są jeszcze inne rzeczy niż seks na tym świecie, Horan.- Warknął Liam stając w obronie Louisa.
-Poza tym mam już nową na oku.- Mrugnął figlarnie, a łzy stanęły w moich oczach.
-Wow, szybki Tommo znów w grze.- Zaśmiał się Curly.- Kim jest ta nie-szczęściara?
-Nie Twoja sprawa, Styles.
-Och daj spokój, skoro szybko spławiłeś tamtą to ile zejdzie Ci z tą?- Zakpił Malik.
Widok na nich zasłoniły mi słone łzy, a szloch opuścił moje usta. Niezauważalnie przeszłam do przedpokoju i szybko zakładając buty wydostałam się na świeże powietrze. Nie patrzyłam gdzie idę, nogi same wybrały kierunek do tutejszego baru, w którym byłam kiedyś ze Styles'em. Wydaje się jakby to było wczoraj, a minął już ponad miesiąc.
Zamówiłam duże piwo i zajęłam pierwszy lepszy stolik.
Zostałam wykorzystana, okłamana i ośmieszona. Lou tylko się mną zabawił, a teraz znalazł sobie nową. Nie minęły 24 godziny, a ja znów przez niego płaczę.
Czuję się jakby ktoś zmieszał mnie z błotem. Mój własny brat poniżył mnie przy swoich przyjaciołach, których jeszcze niedawno nazwała bym swoimi własnymi.
Wzięłam łyk alkoholu, jednoczenie rozglądając się po barze. Nie było to nic specjalnego, spelunka z żulami i tanią wódką. Kobieta za ladą, która wygląda jak kobieta lekkich obyczajów świeci cyckami na prawo i lewo co wyjaśnia dlaczego sprzedała piwo nieletniej.
Tam liczyła się tylko kasa.
Pewnie mieli długi, a sprzedawanie wszystkiego każdemu komu popadnie ułatwiało im ich spłacanie.
Wzięłam się za drugie, a potem za trzecie piwo nie martwiąc się o konsekwencję. W tamtej chwili musiałam po prostu zapomnieć.
Zapomnieć, że jestem taka naiwna, łatwowierna.
Louis powoli mnie niszczył. Psuł moją psychikę pod każdym względem, ale chyba najgorsze było to, że mu na to pozwalałam. Ciągle trwaliśmy w błędnym kole, na nowo godząc się i kłócąc, a ucieczki nie było.
Chciałam po prostu znaleźć chłopaka, który był by przy mnie gdy byłabym szczęśliwa, ale również wtedy gdy krzyczałabym na niego i kazała odejść. On nie słuchał by mnie, tylko przyciągał w swoje ramiona i tulił wybaczając mi wszystko. Kochał mnie bezwzględnie i bezwarunkowo i powtarzałby to w każdej chwili, o każdej porze. Trzymałby mnie za rękę i szeptał czułe słówka kiedy bylibyśmy na osobności.
Chciałam czuć, że mam w kimś oparcie, chciałam chłopaka, który stawałby w mojej obronie i nie dał skrzywdzić.
Odstawiłam kolejną pustą szklankę i chciałam wstać, żeby zapłacić kiedy zorientowałam się, że nie mam przy sobie żadnych pieniędzy. Przeklnęłam pod nosem na moją głupotę i sięgnęłam po telefon. Dopiero przeglądając kontakty dotarło do mnie, że nie mam do kogo zadzwonić. Mama, która nie krzyczałaby, ani nie osądzała była za oceanem, Sam i tata od razu odesłali by mnie do Los Angeles, a Louis, Harry, Nial, Zayn i Liam to osoby, które zawiodły mnie na całej linii. Mijałam kolejne kontakty, a moja frustracja rosła. Czy już nikt na tym świecie nie był godny zaufania?
I właśnie dotarłam do takiej osoby. Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
-Halo?- Odebrał już po kilku sygnałach.
-Cześć, Nath.- Bąknęłam.
-Ronnie?
-A kto inny?- Zachichotałam.
-Jesteś pijana?- Bardziej stwierdził. Pokiwałam głową, ale śmiech opuścił moje usta kiedy zorientowałam się, że przecież chłopak nie mógł tego zobaczyć.
-Może.- Alkohol w moich żyłach pozwolił mi zapomnieć o prawdziwym powodzie mojego telefonu.
-Gdzie jesteś?
-Jakiś pub. Nie jestem pewna.- Rozejrzałam się, ale nic nie przykuło mojej uwagi.- Przyjedziesz po mnie?
-Gdzie jest Louis?- Zmarszczyłam brwi słysząc imię brata.
-Przyjedź po mnie, proszęęęę.- Przeciągnęłam na końcu czkając.- Nathan...
-Nie wiem gdzie jesteś, Ronnie.
-Pub blisko mojego domu. Nie za ciekawy.
-Spróbuję być.- Rozłączył się bez pożegnania.
Korzystając z jeszcze wolnego czasu zamówiłam kolejne piwo i delektowałam się jego smakiem. Biorąc kolejnego łyka przypomniałam sobie, że zapomniałam uprzedzić chłopaka, żeby wziął portfel.
Trudno się mówi.
Zobaczyłam go po nie całej godzinie. Wleciał do baru z prędkością światła, a jego włosy były całe mokre. Musiałam nie zauważyć kiedy zaczęło padać.
-Bogu dzięki, że w końcu Cię znalazłem.- Dosiadł się do mnie i rzucił okiem na puste szklanki.
-Tak, ja też się cieszę, że Cię widzę.- Czknęłam.- Zapłacisz?
-Co?
-W sumie po to dzwoniłam. Nie wzięłam portfela.- Potarł swoje skronie w skupieniu.
-Jasne, zapłacę.
Wstał, ale nie minęła minuta, a znów koło mnie był.
-Powiesz co się stało?
-Nic.- Wzruszyłam ramionami nagle smutniejąc.
-Nic kazało Ci tu przyjść i się upić?- Kolejne wzruszenie.
-Zabierzesz mnie stąd?
-Do domu?
Nie chciałam widzieć Tomlinosna, ani żadnego z jego pieprzonych przyjaciół, dlatego jedyne co mi przyszło do głowy to:
-Możemy pojechać do Ciebie?
Nathan pokiwał głową i pomógł mi wstać. Kołysałam się delikatnie na boki, ale z pomocą przyjaciela zdołałam dojść do samochodu. Wpakował mnie na tylne siedzenie gdzie w spokoju mogłam się położyć.
-Ronnie.- Poczułam szarpnięcie, a moje oczy otworzyły się.
-Co?
-Jesteśmy już u mnie. Zasnęłaś.
Pokiwałam głową dając znak, że go zrozumiałam. Podał mi swoją dłoń, a ja ją ujęłam. Wysiadłam z auta rozglądając się wkoło. Staliśmy przed niewielkim blokiem na jakimś nieznanym mi osiedlu.
Gdy weszliśmy już do jego mieszkania od razu usiadłam na kanapie, a Moon podał mi wodę.
-Więc co się stało?
-Miałam nadzieję, że nie zapytasz.- Uśmiechnął się pokazując idealne zęby.
-Och, aż tak źle?
-Powiedz mi Nath ile ty masz lat?- Zaśmiał się głośno.
-Jesteś kompletnie pijana, Ronnie.
-Więc ile?
-19. Próbujesz zmienić temat?- Podniósł do góry jedną brew.
-Pokłóciłam się z Louisem.- Szepnęłam.
-Co TYM razem zrobił?- Podkreślił drugie słowo.
-Nie lubisz go, prawda?- Czknęłam.
-Nie za bardzo.
-Nie martw się on Ciebie też nie.- Próbowałam się uśmiechnąć.
-O co się pokłóciliście?
-W sumie to tak naprawdę o nic. Podsłuchałam jak rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi o mnie.
-I czego się dowiedziałaś?- Wzięłam głęboki oddech.
-Wiesz, jak jest. Poznajesz kogoś i myślisz sobie "ale to fajny koleś, warto się z nim zakumplować".- Udałam męski głos.- Potem starasz się poznać tę osobę jak najlepiej, żeby wiedzieć, że wybrało się właściwego człowieka na przyjaciela. Spędzacie ze sobą dużo czasu, myślisz, że znasz go jak nikt inny, że... możesz mu ufać, a on może ufać Tobie. Potem spędzacie ze sobą jeszcze więcej czasu. Nagle wiesz jakiej muzyki słucha, iloma łyżeczkami cukru słodzi herbatę, po której stronie łóżka zasypia, a po której się budzi, czego się boi, co uwielbia, a czego się brzydzi. Jakie są jego zainteresowania, marzenia i poglądy polityczne. Wiesz nawet, że woli pić zagotowaną wodę z kranu niż tą ze sklepu. Wiesz więcej niż myślisz...
-I?
-I na koniec, podsłuchując głupią rozmowę zdajesz sobie sprawę.- Spojrzałam prosto w jego oczy.- Że tak naprawdę w ogóle nie znasz tej osoby. Że jest Ci zupełnie obca.
Spuściłam głowę wlepiając swój wzrok w kolana. Poczułam jak kanapa ugina się, a po chwili Moon siedzi tuż obok mnie.
-Mówisz o Louisie, prawda?
-Brawo za spostrzegawczość.- Burknęłam.
-Posłuchaj, Ronnie.- Westchnął.- Wiem, że nie jestem obiektywny, bo nie znoszę tego palanta- zachichotałam- ale myślę, że już za wiele razy Cię skrzywdził byś znowu mu wybaczyła.
-Skąd możesz wiedzieć ile razy się pokłóciliśmy?
-Wystarczyło zobaczyć jak zachowywaliście się wtedy na obiedzie w restauracji, albo jak wyciągnął Cię z imprezy, a potem ty nie wróciłaś, a on się kompletnie upił.
-Na Malediwach też się  po prztykaliśmy.- Mruknęłam cicho.
-No widzisz...- Miał dokończyć, ale przerwał mu dzwoniący telefon. Spojrzał na wyświetlacz i posłał mi przepraszające spojrzenie za nim wstał. Zniknął za ścianą, ale nadal słyszałam kawałki rozmów.
-Tak, jest u mnie... Nie, proszę pana nic jej nie jest... Chyba wolałaby tu zostać... Tak zajmę się nią... Do widzenia.
-Zostajesz na noc.- Oznajmił wchodząc znów do pomieszczenia.
-Nigdzie się nie wybierałam.
Uśmiechnął się do mnie i gestem ręki wskazał, żebym za nim poszła. Lekko chwiejąc się na miękkich kolanach weszłam do jakiegoś pokoju.
-Prześpij się tu.
-A ty?
-Będę na kanapie.- Rzucił mi jeszcze jakąś koszulkę do spania i wyszedł.
Przebrałam się szybko i wskoczyłam do łóżka zasypiając momentalnie.

Ból głowy. Ból głowy to pierwsze co zarejestrowałam po obudzeniu się, a następne to totalna pustka. Czułam się tak jakby ktoś wymazał gumką kilka godzin z mojego życia. Następnie rozglądając się po pokoju spanikowałam nie rozpoznając niczego.
Wstałam na równe nogi i naciągnęłam zdecydowanie za krótką koszulkę na pupę. Wychyliłam się zza drzwi, a moje oczy skanowały niewielki salon, zrobiony w kolorach czarno- czerwonych.
-Wody?- Podskoczyłam przymykając oczy. Przekręciłam głowę w bok i zobaczyłam uśmiechniętą twarz blondyna.
-Nathan?
-Ktoś tu ma zanik pamięci.- Wyśpiewał.- Chociaż się nie dziwie, byłaś naprawdę pijana.
-Co ja tu robię?- Czekając na odpowiedź chwyciłam szklankę i jednym duszkiem wypiłam jej zawartość.
-Serio nic nie pamiętasz? Wiesz ta noc była wspaniała.- Wytrzeszczyłam na niego oczy o mało nie zachłystając się piciem.
-Co? O japierdole, nie, nie, nie! Powiedz, że żartujesz?- Zaczęłam kręcić się w kółko.- Ja- ja jestem za młoda, nie.
-Wyluzuj, Ron. Tylko żartowałem.- Klepnął mnie żartobliwie w plecy i usiadł na sofie. Wlepiłam w niego swój morderczy wzrok, ale jednak cicho odetchnęłam z ulgą.
-Więc co tak naprawdę - podkreśliłam ostatni wyraz.- tu robię?
-Zadzwoniłaś po mnie, gdy siedziałaś zalana w trzy dupy w jakieś spelunie.
Podniosłam jedną brew do góry przyglądając się uważnie chłopakowi.
-A po co miałam się upijać?- Zapytałam podejrzliwie.
-Czekaj, kompletnie nic nie pamiętasz? Nic?
-Gdybym coś pamiętała to bym się nie pytała, to chyba logiczne.
-Chodziło o Louisa.
Przymknęłam powieki, a wspomnienia powracały jak lawina.
Powrót do domu...
Przyjazd chłopaków...
Podsłuchana rozmowa...
-"Przeleciałeś ją?"...
-"Mam już inną na oku"...
Bar i puste szklanki po piwie...
Telefon do Nathana...
Podróż do jego mieszkania...
Rozmowa...
-Ach tak, już pamiętam.- Wymamrotałam.- Masz coś na kaca?- Zmieniłam temat.
Zniknął na chwile by wrócić z kolejną szklanką wody i małą żółtą tabletką.
-Na ból głowy.- Posłałam mu nieme podziękowanie i połknęłam lek popijając napojem.
-Nath?
-Tak?
-Czy... odwieziesz mnie do domu?
-Jasne. Przebierz się i jak będziesz gotowa przyjdź.
Weszłam do sypialni i sięgnęłam po ciuchy z poprzedniego dnia, które leżały na krzesełku. Założyłam wszystko na siebie i po uczesaniu włosów wróciłam do przedpokoju.
-Gotowa?
Skinęłam głową i opuściłam mieszkanie Natha.
Wsiedliśmy do samochodu, a po kilkunastu minutach byliśmy pod posesją mojego ojca.
-Dziękuje za przenocowanie i za... rade.
-Na przyszłość służę pomocą, a teraz idź tam i pokaż wszystkim, że nie tylko pijana Ronnie jest tak odważna i twarda.
-Ej! Wcale nie jestem tak, gdy jestem pijana.- Zachichotałam.
-Jesteś. Ruszaj księżniczko.
-Pa, Nath.
Wysiadłam i wpisałam kod przy bramie, pod którego wpływem się otworzyła. Steve jakby czekając na mnie otworzył mi drzwi i przywitał się ze mną. Posłałam mu szczery uśmiech, a następnie weszłam do salonu.
-Och Veronica! Nareszcie jesteś.- Tata zerwał się z siedzenia i porwał mnie do uścisku.- Gdzie byłaś?
-Ja-ja...
-Próbowałem się do Ciebie dodzwonić cały wieczór, ale potem Lou znalazł Twój telefon u Ciebie w sypialni i cała nasza trójka się o Ciebie martwiła.
Wyjrzałam zza jego ramienia i zobaczyłam siedzącego tam Tolinsona i jego mamę.
-Ja byłam z Nathanem.- Powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy.- Zadzwonił do mnie z propozycją pójścia do... kina więc się zgodziłam i po prostu zapomniałam o telefonie.
-I zamknęli Was w kinie, dlatego nie wróciłaś na noc.- Szatyn prychnął.
-Nie.- Warknęłam.- Poszliśmy później na pizze.- Powiedziałam do taty.- Dobrze nam się rozmawiało i nim się obejrzałam byliśmy w jego domu, bo restaurację zamknęli. Nath nie chciał jeździć po nocy dlatego zaproponował mi nocleg.- Wytłumaczyłam, modląc się, żeby James mi uwierzył.
-To dobry dzieciak.- Podsumował.- Cieszę się, że się zaprzyjaźniliście.
-Tak ja też.- Sięgnęłam po jedno z jabłek lezących na stoliku.- Mamy jakieś plany na dzisiaj?
-Mam kolację biznesową i wybieram się na nią razem z Sam.
-Bawcie się dobrze.- Rzuciłam i poszłam do swojego pokoju.
Jeszcze chwila spędzona w obecności Louisa, a rozpłakałabym się jak małe dziecko co trudno byłoby wytłumaczyć. Sięgnęłam po telefon i wysłałam Nathanowi krótkiego esemesa z wymówką, którą wcisnęłam ojcu. Nie zdąrzyłam odłożyć komórki na biurko kiedy pukanie rozbrzmiało po pokoju. Krzyknęłam "proszę", a Lou stanął ze mną twarzą w twarz.
-Wiesz, domyślam się, że historia z tym blondynem była inna, ale okay nie musisz się tłumaczyć, ufam Ci. Przyszedłem, żeby zaproponować Ci drugą randkę. - Stałam i patrzyłam na niego jak na idiotę.
-Ufasz mi?- Cisnęłam z jadem ignorując resztę zdania, ale chłopak najwyraźniej nie zrozumiał.
-To takie dziwne? Ty chyba też mi ufasz, w końcu jesteśmy...
-No właśnie kim jesteśmy?
-Ja- myślałem, że...
-Myślałeś, że co, Lou? Że jestem kolejną naiwną laską?
-O czym ty mówisz?
-Dobrze się bawiłeś przez te wszystkie dni? Fajnie było widzieć jak wierzę w Twoje cholerne kłamstwa?
-Ronnie, ja naprawdę nie wiem o czym mówisz.- Jego zaniepokojone oczy cały czas mnie obserwowały.
-O Twojej pieprzonej rozmowie z kolegami. O zakładzie Harry'ego z Zayn'em i o tym jak mnie wykorzystałeś!- Krzyknęłam słabym głosem. Tylko nie płacz. Powtarzałam sobie w myślach.
-Jaki zakład? 
-Który wygrał? Styles czy Malik? Który stawiał na to, że mnie przelecisz?- Jego źrenice rozszerzyły się w zdumieniu, ale wiedziałam jakim dobrym aktorem potrafił być.
-Ron to nie tak..
-A kurwa jak? 
-Źle zrozumiałaś, oni nie mieli tego na myśli.
-Doprawdy? Nie kompromituj się człowieku. Wiedziałam, że to wszystko jest podejrzane.
-Ronnie...
-Otworzyłam się przed Tobą, a ty... zmieszałeś mnie z gównem, potraktowałeś mnie jak pierwszą lepszą dziwkę.
-Ro...
-A ja myślałam, że coś do mnie czujesz.
-Bo...
-Tak, tak czujesz. Po prostu mnie zostaw, dobrze? Idź sobie do tej, którą znalazłeś i zostaw mnie.
-Pozwól mi wytłumaczyć.
-Nie ma co tłumaczyć, Louis. Wyjdź.
Spojrzał na mnie ostatni raz, a w jego oczach mignęło coś podobnego do łez. Odwrócił się i wyszedł zamykając drzwi.
Ostatnie co mi pozostało to płakanie przez resztę dnia i nocy w poduszkę tuląc do siebie Theo.
 _________________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam małe zamieszanie gdy laptop mi się zepsuł.
Jak Wam minął Sylwester? Dobrze się bawiliście?
Dziekuje za każdy komentarz xxx 

26 komentarzy:

  1. ohhhhh ou maiw gashhhhhhhhhhh *0* cudo <333 pierdolony Louis!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny! :) xx @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, tak kocham tego bloga ! Pisz dziewczyno dalej, bo nie wytrzymuję ! <3
    / Effie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo extra :* rozdzial - geniusz

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka, niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i... ZAKOCHAŁAM SIĘ! Boże mam nadzieję, że się pogodzą! Rozdział - epicki ! *_* Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana! @We_AreStrong xx

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo matko. <3 ale będzie się działo. XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Lou coś wymyśli ;3 a ta nowa na oku to na pewno Ronnie *_* Uwielbiam twojego bloga, zaciesz z rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Wieem! Tu chodziło o jego starą dziewczyne a na oku na Ron. Zgadłam? ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Oż ty Ronnie zua!Masakra jakaś Mogła dać mu się wytłumaczyć!Jprdl i tak to jest jak się podsłuchuje czyjeś rozmowy!Cholera!No przecież i tak wszyscy wiemy że Lou ma na oku Ronnie,oby się wszystko wyjaśniło.Wszystko ma być wyjaśnione,ok? Haha xD zrobisz jak uważasz.Czekam na nn i ściskam internetowo ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajnie piszesz. *_* Ciekawa fabuła bloga. ;>
    Życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Biedna Ronnie. Wiem, że może jestem całkiem samotna w swojej opinii, ale po przeczytaniu tego rozdziału na poważnie zaczynam myśleć, że lepiej by jej było z Nathanem. Z Louisem to są ciągle jakieś problemy, a ten drugi jest taki sympatyczny i uroczy. Jednak i tak mam nadzieję, że jeszcze się pogodzą. W końcu ona chyba naprawdę kocha Lou. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ooo, szkoda mi Ron. Dobrze, że ma takiego przyjaciela jak
    Nathan.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zostajesz nominowana do Liebster Award.Więcej tu --->
    http://styles-xd.blogspot.com/2014/01/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  14. LOUIS TO DUPEK, szkoda mi Ronnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. A mi się coś wydaje, że ta rozmowa nie dotyczyła Ronnie - nie wiem czemu, ale mam takie przeczucie :D
    + Cieszę się, że w końcu mogę skomentować z bloggera :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział świetny !!! :) Z niecierpliwością czekam na następny. Wydaje mi się że ta rozmowa nie dotyczyła Ronnie... zostaje tylko czekać na kolejny rozdział <33333

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham, kocham, kocham!!!!!
    Czekam na następny :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Lou zachował się w tym rozdziale jak kretyn i wcale nie dziwię się Ron, że tak się na niego wkurzyła xd Mimo wszystko uwielbiam kiedy są razem, tworzą taką słodką parę *.* Mam nadzieję, że się pogodzą :3
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Fabuła na początku się trochę nie klei bo najpierw piszesz że zadzwoniła do Nathana a później że lou znalazł go u niej cnie??? Ale i tak rozdział zajebisty!!! Polka03

    OdpowiedzUsuń